W najnowszych odcinkach Gomorry twórcy sprawnie przeplatają wątki bohaterów – sojuszników i wrogów. Zacząłbym tutaj od postaci Principe, który zaskarbił sobie moją pełną sympatię, czego nie można było nigdy powiedzieć o większości person w tej telewizyjnej serii. Pozornie niepotrzebny fabule wątek, ukazujący go jako rozrzutnego, całkiem sympatycznego, bez granic zakochanego w swej partnerce mężczyznę, pozwolił wprowadzić jeszcze jedną nutkę chaosu i spięć pomiędzy członkami Unii, czyniąc sytuację dużo ciekawszą, bo jednocześnie korzystną dla Don Savastano. Wielką i dość sprzeczną mieszaninę emocji zapewniły ostatnie sceny siódmego odcinka, w których z zadowoleniem mogłem oglądać Pietro wynurzającego się z kryjówki i wykonującego wyrok, w końcu z większym wyrachowaniem planującego rozpętanie burzy wśród unitów, a jednocześnie z żalem patrząc na koniec bądź co bądź najbardziej poczciwego spośród kamorzystów Principe. Dawno nie było mi tak szkoda żadnej postaci w tym serialu. To jednak dobry, choć niespodziewany element, który z udanym skutkiem wprowadzili twórcy. Doceniam również przypomnienie o bezwzględności starego Savastano. Ciekawi mnie też, co przyniesie dalszy, zupełnie niepotrzebny z punktu widzenia opozycjonistów Ciro konflikt, który rozgorzał pomiędzy nim a synem. Wprowadzanie rozbieżności pobudek postaci, nawet tych goszczących w fabule tymczasowo, rozszerza spektrum i pozwala na większą gamę odczuć podczas seansu, co zawsze było dla mnie zaletą naczelną. W przypadku Ciro mogę powtórzyć tylko to, co napisałem już w poprzedniej recenzji – jego postać jest coraz lepiej umotywowana, rozbudowywana i znacznie bardziej interesująca. Podoba mi się, że producenci poświęcają mu nieco więcej czasu, zwłaszcza że nawet sam aktor ma coraz więcej do zaoferowania. Wśród całej tej porywczości i chęci wojaczki emanującej z pozostałych (anty)bohaterów bardzo dobrze i odświeżająco robi teraz serialowi di Marzio, który naprawdę uwierzył w demokrację Unii i najwyraźniej rzeczywiście chciał zachować pokój, skupiając się po prostu na skrupulatnym powiększaniu zysków. Po poruszającej i nagranej z bardzo przejmującej perspektywy śmierci Rosario, Ciro, poznając prawdę, pozbawił się jednak wątpliwości, że sojusz z którymkolwiek Savastano nie ma przyszłości. Ciro, „sam ze swoim sumieniem”, mimo całej niechęci, musi podjąć pewne kroki, co w najnowszym odcinku zobrazowano scenami nacechowanymi żalem, bezradnością, ale i determinacją. Ironia losu – którą Roberto Saviano wykorzystuje w swych utworach, zwracając uwagę, że to nieustępliwy oręż, którym często posługuje się samo życie – sprawia, że gdy Ciro naprawdę już naciska na pokój, nie stosując swych dawnych, podłych nawet jak na gangstera zagrań, koniec końców i tak będzie zmuszony do walki. Kolejny poruszający motyw. Dodam, że całkiem interesująco było zobaczyć ten z jednej strony nic nieznaczący, a z drugiej niezwykle pozytywny akcent, którym jest Ciro darujący życie – ubezwłasnowolnionemu, ale jednak – zdrajcy. Takie fragmenty, choć drobne, rzadkie i kameralne, w skali serialu znaczą niezwykle wiele. Bardzo sprawnie wprowadzane są przez twórców, a i rzucają kolejne światło na bohatera. Do końca pozostały już tylko cztery odcinki. Z niecierpliwością czekam na kolejny ruch, który tym razem należy do bystrego di Marzio. Szczerze liczę, że mądrze wykorzysta konflikt pokoleń klanu Savastano. Moment kulminacyjny już za pasem. Emocje sięgają zenitu, twórcy sami sobie wysoko stawiają poprzeczkę, ale osobiście szczerze wierzę, że będzie co najmniej tak dobrze jak teraz. Bo to już naprawdę bardzo, bardzo dużo.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj