Gotham w tym czwartym sezonie skacze między wątkami w ekspresowym tempie. Ledwo przywitaliśmy z powrotem Ra’s al Ghula, a już powrócił wątek Valeski. I bardzo dobrze, ponieważ napędza on zdecydowanie ten serial, a ciekawość na pewno zżerała widzów, jak będzie się prezentować nowa wersja złoczyńcy, który może w końcu wyewoluuje w ostatecznego Jokera. A chyba w końcu możemy śmielej wymawiać jego imię skoro nawet pomocnica Jeremiah, Ecco, powolutku upodabnia się do Harley Quinn. Co prawda tylko z wyglądu za sprawą kucyków z dzwoneczkami, ale może być coś na rzeczy. Zresztą twórcy Gotham lubią sobie pogrywać z widzami, więc może to być tylko zwykłe mrugnięcie okiem do fanów serialu czy komiksów, aby podnieść emocje i oczekiwania wobec dalszej części historii. Cel na pewno został osiągnięty. Jeremiah, który nawdychał się gazu, zupełnie nie przypomina Jerome’a, anarchistycznego szaleńca bez wizji, którego obłąkańczy śmiech przyprawiał o gęsią skórkę. Z jednej strony jego kolorystyka stroju i bladej skóry mocno przypominają klasycznego Jokera, ale z drugiej strony to chłodne opanowanie sadystycznego geniusza to niemal przeciwieństwo tej przebiegłej postaci. Na pewno ta wersja Valeski jest również fascynująca, choć pozbawiona charyzmy i sarkazmu Jerome’a. Jednak wydaje się, że to tylko pewien etap rozwoju tego złoczyńcy. To jeszcze nie jest docelowy Joker, a chyba nikt nie ma wątpliwości, że Jeremiah w kolejnych odcinkach się rozkręci. Natomiast bez względu na pierwsze wrażenia tej postaci na słowa uznania zasługuje fantastyczny Cameron Monaghan. Znowu popisuje się swoim talentem aktorskim, prezentując kolejną szaloną wersję swojego bohatera, który nie traci blasku i znowu skradł całe show. Czapki z głów! Główna akcja odcinka kręciła się właśnie wokół Valeski, który skonstruował przebiegły plan, aby zwabić Gordona do bunkra, a także wykorzystać przyjaźń z Brucem. Wykazano się doskonałym montażem, gdy Jeremiah wyjawiał swoje prawdziwe oblicze, ponieważ aż ciarki przechodziły po plecach z ekscytacji. Rzeczywiście zaskoczył, udając Jerome’a, ale cała sytuacja jednak była mocno przerysowana. Czasem twórcy przesadzają z tym, jak nawet najbardziej nieprawdopodobny plan potrafi się ziścić, a wszystkie wydarzenia rozgrywają się zgodnie z oczekiwaniami złoczyńcy. Na szczęście efektowność tej sceny sprawiła, że przymyka się na to oko. Co prawda nie wiemy, czy Jim Gordon uciekł w porę z bunkra, w którym doszło do wybuchu, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że przeżył. Twórcy nawet nie starali się zasiać ziarno niepewności w umysłach widzów, bo nie miałoby to najmniejszego sensu. Już prędzej możemy mieć obawy, co do losu Alfreda, gdzie zobaczyliśmy krew na podłodze, która może sugerować dramatyczne wydarzenia. W tym wypadku faktycznie widzowie mogą poczuć pewien niepokój względem tej postaci. Z kolei pozostałe wątki niestety nie były interesujące. Ratowanie Lee przez Nygmę nie wzbudzało żadnych emocji. Podobnie zresztą wątek Pingwina niczego nowego nie wniósł do fabuły i pełnił rolę zapychacza w odcinku. Jedynym plusem pojawienia się tych postaci w epizodzie to zabawne sceny z więźniami w vanie. Prosty humor, ale skuteczny. Mimo kilku mniej ciekawych momentów nowy odcinek Gotham i tak mógł się podobać ze względu na kapitalnego Camerona Monaghana w roli Valeski. Z nim epizody naprawdę błyszczą, a to jeszcze nie koniec. Najwyraźniej to właśnie ta postać doprowadzi do katastrofy w Gotham, o której mówił Ra’s al Ghul. Możemy tylko zacierać ręce na myśl o tym, co nas czeka w finałowych odcinkach sezonu!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj