Gotham w piątym sezonie śmiało prze do przodu i co odcinek stara się dostarczyć widzom jak najwięcej szalonej rozrywki na pożegnanie. Niektóre wątki bardziej ciekawią, a niektóre mniej, a historię urozmaicają czarne charaktery. Ale czego by twórcy nie zaproponowali, to i tak wszyscy czekają na kolejny wybryk Valeski, który w każdym wcieleniu prezentuje inną wersję Jokera. Przyznaję, że ta ostatnia najmniej przypadła mi do gustu, ale najnowszy odcinek całkowicie odmienił moje zdanie. Taki hipnotyzujący i upiornie opanowany Jeremiah doskonale pasował do wykonania tego diabelskiego planu odtworzenia dnia śmierci rodziców Bruce’a i zgotowania mu znowu piekła. W obliczu finałowego sezonu to był znakomity pomysł, a także odpowiedni moment na to, aby przypomnieć widzom to przełomowe wydarzenie i cofnąć się pamięcią do pilotowego epizodu w ten szalony sposób. Cieszy też, że do swoich ról powrócili aktorzy wcielający się w Wayne’ów, co dodało emocji tym psychicznym torturom, na jakie Jeremiah wystawił Bruce’a. Właśnie na takie "show" czekaliśmy w tym serialu. Natomiast ten „Wielki Dzień” zaczął się raczej spokojnie. Jeremiah nie sprowokował Bruce'a . Śniadanie przeobraziło się w pogawędkę, ale im dłużej ona trwała, tym bardziej imponował Cameron Monaghan. Jego sposób mówienia, oszczędne ruchy i szatański uśmiech budowały atmosferę grozy. Każde wypowiadane słowo budziło niepokój i utwierdzało w przekonaniu, że ta postać jest szalona. Ucieczka z posiadłości Wayne’ów zdynamizowała wydarzenia, a efekty specjalne jak na serialowe warunki wyglądały przyzwoicie. Z kolei czarnego humoru całemu wydarzeniu przyniósł występ Valeski w filmie o Zorro. To było pomysłowe i dziwne, ale żart się udał, a przy okazji wyjaśniły się pierwsze sceny odcinka, gdzie otruto gazem grupę mężczyzn, a na piersi mieli wyciętą literę „Z”.
fot. Giovanni Rufino © 2019 Fox Broadcasting Co
Natomiast prawdziwe emocje zaczęły się w alejce, gdzie Jeremiah sprowadził Jima i Lee zamiast „rodziców” Bruce’a. Z przebiegu epizodu można było się domyślić takiej zamiany, więc tak bardzo nie zaskoczyła. Ale cała sytuacja emocjonowała, bo Valeska jest nieprzewidywalny i bez mrugnięcia okiem zabiłby tę dwójkę na oczach Wayne’a, aby osiągnąć swój okrutny cel. I nawet gdy Selina powstrzymała Jeremiah od pociągnięcia za spust pistoletu, to walka z czasem Gordona w furgonetce dalej trzymała w napięciu. Akcja przeniosła się do Ace Chemicals, gdzie Bruce i Jeremiah stoczyli finałowy pojedynek. Na wiele sposobów można było zepsuć to starcie, które tak bardzo sięga korzeniami do komiksu. A jednak wszystko tu idealnie zagrało – od dialogów o ich wspólnej więzi i relacji po wpadnięcie Valeski do kotła z chemikaliami. Twórcy spisali się na medal. Oczywiście Jeremiah wciąż żyje, co nie jest żadnym zaskoczeniem, bo w Gotham nikt nie ginie. Ale czy to oznacza narodziny złoczyńcy, którego w końcu będziemy mogli nazywać Jokerem? Zastanawia jego zniekształcony wygląd i w jakim kierunku ewoluuje ta postać. Ale z doświadczenia wiemy, że Cameron Monaghan na pewno sobie poradzi w nowej wersji swojego bohatera, nadając mu blasku i obłąkanego charakteru. Jednak obok wspaniałego wątku Bruce’a znalazło się też kilka takich, które „zaśmiecały” ten odcinek. Pingwin i Selina tworzą ciekawy duet, który nadspodziewanie przyjemnie się ogląda, ale wytrącał z rytmu podczas epizodu. Również w małym stopniu interesowały damsko-męskie problemy na linii Lee-Jim-Barbara. Jasne, że wbrew pozorom są to istotne wydarzenia, bo dzięki temu fabuła nie stoi w miejscu. Ale zabrakło czasu, który został  w większości poświęcony wątkowi Bruce’a, który również szybko się skończył, przez co ostatnie dziesięć minut odcinka dłużyło się po tylu emocjach. Zamknęliśmy tym samym pewien etap w Gotham, a złoczyńcy znowu zjednoczyli się we wspólnym celu. I co ciekawe zbudowanie łodzi podwodnej, aby uciec z wyspy, wcale nie brzmi absurdalnie, ponieważ już nie takie dziwactwa oglądaliśmy w tym serialu. Ace Chemicals to świetny odcinek, który dostarczył mnóstwo rozrywki, do czego przyczynił się fantastyczny w swojej roli Cameron Monaghan. Gotham można zarzucić to, że w pośpiechu upycha mnóstwo wątków w jeden epizod, ale to wynika z krótszego niż zwykle sezonu. Dlatego też powrót jak zwykle wyrazistego Jervisa Tetcha, który zasługuje na więcej uwagi, został przyćmiony przez Jeremiah. Mimo kilku niedociągnięć, takie odcinki jak ten sprawiają, że warto było dotrwać do finałowej serii tego serialu. Na takie fajerwerki czekaliśmy!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj