Za nami połowa sezonu Gotham i niechybnie zbliżamy się do końca serialu. I aż dziwi, że znalazło się miejsce dla takiego epizodu, jak ten najnowszy, który spokojnie możemy określić fillerem. Fabuła stanęła w miejscu, więc twórcy mieli okazję, aby popuścić wodze wyobraźni. Żeby wypełnić czas standardowo pojawili się jeszcze niewykorzystani do tej pory komiksowi złoczyńcy. I nawet taki odcinek nie okazałby się stratą czasu, gdyby nie rozczarował pod względem rozrywkowym. Główny wątek koncentrował się na śledztwie, które dotyczyło dawnej zatuszowanej sprawy Bullocka. Nie było ono ani skomplikowane, ani interesujące, ale dało dobry pretekst, aby powołać do życia postać Jane Doe. Szkoda, że nie postawiono na klimat grozy, bo jej zmiennokształtność była naprawdę upiorna. Co ciekawe efekty specjalne wyglądały zadowalająco zarówno przy jej przemianie czy też przy zdublowaniu Barbary. Rzadko zdarza się, aby tego typu sceny nie raziły sztucznością, a ta wyszła nadzwyczaj naturalnie i przekonująco. Natomiast zamiast atmosfery horroru, o co prosiło się przy tak przedstawionej Jane Doe, skupiono się na jej dramacie oraz Harveya. To też dostarczyło trochę emocji, ale nie tak intensywnych, jak można by oczekiwać po pojawieniu się właśnie tej przestępczyni, a raczej ofiary Hugo Strange’a. Ale przynajmniej wątek Jane otrzymał sporo czasu na rozwinięcie i w miarę satysfakcjonujące zakończenie. Tego szczęścia nie miał Brzuchomówca. Nie jest niespodzianką, że pan Penn „zmartwychwstał” i powrócił do Gotham jeszcze na jeden odcinek. W końcu w tym serialu nikt na długo nie umiera. Andrew Sellon świetnie sprawdził się w roli brzuchomówcy, a do tego lalka-gangster wyglądała świetnie. Nawet twórcy sprytnie nawiązali do komiksowej postaci Brzuchomówcy, Arnolda Weskera, gdy Pingwin pomylił się w imionach. O ile wizualnie ten złoczyńca prezentował się znakomicie, tak sam wątek nie trzymał w napięciu, ani nie przyniósł żadnej frajdy. Do tego jeszcze Oswald irytował zamiast bawić swoją ekspresyjnie egoistyczną osobą, do czego przyczynił się Ed. Ta dwójka w tym odcinku męczyła bardziej niż zazwyczaj, a ich relacje zasługują wręcz na oddzielną operę mydlaną. W każdym razie wątek Brzuchomówcy i Scarface’a zapowiadał się obiecująco. Ale trwał zbyt krótko, aby nacieszyć się tym złoczyńcą, o którym niestety szybko zapomnimy.
Źródło: Fox
+5 więcej
Jednak najsłabsza okazała się historia Bruce’a i Alfreda, którzy walczyli z zombie-podobnym stworem grasującym w kanałach ściekowych. Co gorsza nawet zabrakło atmosfery grozy w tych ciemnych tunelach, aby chociaż poczuć jakiś dreszczyk emocji. Z jednej strony dowiedzieliśmy się, jak działa na ludzi trucizna Jeremiah, która dostała się do rzeki i ścieków. Ale z drugiej strony wątek był zupełnie niepotrzebny i lepszym rozwiązaniem byłoby go pominąć, dzięki czemu można by dopracować wątki ze Scarfacem i Jane Doe. Gotham w tym odcinku poradziłoby sobie bez przyszłego Batmana, a na pewno oszczędziłoby nam narzekania na ten nudnawy i zbędny wątek. Najnowszy odcinek Gotham rozczarował, szczególnie gdy porównamy go do zeszłotygodniowego znakomitego epizodu. Nawet jeśli twórcy mają do zadysponowania fillerowy odcinek, to nie zmienia to faktu, że mogli się do niego bardziej przyłożyć. Przecież lubimy, gdy możemy zobaczyć na ekranie komiksowych złoczyńców, nawet w serialowej interpretacji. Fajnie, że pojawili się Brzuchomówca i Jane Doe, ale jeśli serial chce się podlizać fanom to jednak mógłby to robić z pomysłem, lekkością i jakością. Tym razem wyszło przeciętnie, więc trudno pozbyć się uczucia niedosytu i straty czasu. Oby za tydzień było lepiej!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj