Dziewiąty odcinek piątego sezonu Gotham okazał się kolejnym fillerem, ale w przeciwieństwie do poprzedniego tygodnia ten dostarcza dużo rozrywki. Wydarzenia rozwijały się dynamicznie, a do tego niemal wszyscy główni bohaterowie serialu odegrali mniej lub bardziej znaczące role w tym epizodzie. Nikt nie został wciśnięty do fabuły na siłę. Już sam początek odcinka zaskakiwał, bo na spotkaniu z gangami został postrzelony Gordon. Oczywiście było pewne, że nie umrze, ale trzeba przyznać, że sytuacja wyglądała na tyle poważnie, że pozwalała przejąć się losem Jima. A przy okazji ciekawiło, kto postanowił pozbyć się kapitana. Okazało się, że za zamachem na Gordona stała Ivy Pepper, która zmanipulowała kilku bohaterów, aby zrealizować swój plan oczyszczenia miasta. Twórcy nigdy nie mieli pomysłu na tę postać, niesprawiedliwie też tworząc obraz głupiutkiej dziewczyny. Od czasu, gdy wciela się w nią bardzo ładna Peyton List, ta przestępczyni nabrała nieco wyrazu i to nie tylko pod względem urody. W najnowszym odcinku pokazała na co ją stać. Sprytnie wykorzystała bohaterów, ale przede wszystkim miała dobry motyw swojego postępowania, który idealnie do niej pasował. Poza tym, że logicznie poprowadzono fabułę to za sprawą Ivy i jej perfum odcinek zyskał kilka humorystycznych scen. Zakochany Victor Zsasz czy rozmarzeni Bruce i Lucius rozśmieszali, a ich działania dynamizowały akcję. Warto również wspomnieć o przezabawnej scenie Bullocka, który ubrał kombinezon saperski, aby powstrzymać Victora na posterunku. Prosty, lekki humor nie zaszkodził Gotham. W obliczu panującego głodu i anarchii w Gotham twórcy wybrali mało stosowny moment na randkę Bruce’a i Seliny. Ale przynajmniej nie wydarzyło się podczas niej nic niezgodnego z charakterami tych postaci, czy niepasującego do klimatu serialu. Poza tym dało to dobry powód do ataku Ivy oraz powrotu Mutant Leadera. Szkoda tylko, że walka z Seliną była taka krótka i mało widowiskowa. Już lepiej prezentowało się starcie Kyle z Waynem, choć też mogła być bardziej efektowna.
fot. FOX
+6 więcej
Podczas gdy Ivy realizowała swój plan, Jim walczył o życie, a w jego głowie trwał proces, który miał zadecydować o jego przetrwaniu. Ciekawie zobrazowano walkę Gordona z samym sobą i ogarniającym go poczuciem winy. Jednak te senne zwidy nie emocjonowały, choć pod koniec zrobiło się troszkę strasznie za sprawą przypalonych ludzi z Przystani, a także wtedy, gdy Lee upuściła dziecko. Tę atmosferę koszmaru zepsuły dziwaczne (niczym z lat 80.) efekty specjalne, gdy Gordon został porażony prądem na krześle elektrycznym. Ale to była tylko kolorystyczna drobnostka, którą łatwo zignorować. Natomiast sam wątek nie zajął zbyt wiele czasu, więc okazał się ciekawym dodatkiem fabularnym w tym epizodzie. W odcinku również mniejszą rolę niż zwykle odegrali Pingwin i Barbara, ale wystarczającą, aby o nich nie zapomnieć. Natomiast zaskoczyła szczera i emocjonalna rozmowa Alfreda i Lee o rodzicielstwie, która nabrała poważnych tonów. Te rozmyślania nie do końca wpasowują się w klimat serialu, ale za to wybrano odpowiedni moment na to. Zbliżamy się do finału Gotham, więc słowa Pennywortha o więzi z Brucem dały możliwość widzom, aby spojrzeć wstecz na ich rozwijającą się na przestrzeni lat relację i powspominać początki produkcji. Również ślub Jima i Lee nie do końca odpowiadał mrocznemu i obłąkanemu stylowi Gotham, gdzie wydawać by się mogło nie ma miejsca na całkowicie pozytywne i uczuciowe sceny. A jednak przyjemnie oglądało się ceremonię na posterunku, szczególnie gdy widziało się tak radosnego i swobodnego Harveya. Poza tym ślub miał też prywatny podtekst, bo w końcu Ben McKenzie i Morena Baccarin są małżeństwem. Warto też wspomnieć, że ten odcinek był kręcony po finale piątego sezonu, więc dla aktorów stanowił na pewno miłe zakończenie pracy nad serialem. Czuć było ten luz i radość w końcówce tego epizodu, które udzielały się widzom. Najnowszy odcinek to przykład fajnego, wciągającego fillera z przemyślaną, poukładaną fabułą nastawioną na czystą rozrywkę. Godnym uwagi jest to, że wyreżyserowała go debiutującą na tym stanowisku Erin Richards, czyli serialowa Barbara Kean. I trzeba przyznać, że poradziła sobie znakomicie. Szkoda, że wcześniej nie spróbowała swoich sił w tej dziedzinie, bo może kilka mniej udanych epizodów również nabrałoby werwy i wyrazistości. Teraz przyszedł czas na finałowe odcinki, gdzie do gry powróci Bane i zatrzęsie murami Gotham. Możemy zacierać ręce, bo będzie się działo!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj