W ramach Marvel NOW ukazuje się komiks niezwykle skromny, w zasadzie zbiór trzech krótkich historyjek. Mają one swój urok, zwłaszcza ta opowiadana przez Groota.
Tytuł trzeciego tomu serii Strażnicy Galaktyki sugeruje, że również ten album wchodzi w skład wielkiego wydarzenia w Marvel NOW!, jakim była Nieskończoność. W jego ramach ukazało się już kilka komiksów, do niego prowadziła większość tytułów z serii opublikowanych w Polsce; opowiadała historię kosmicznej wojny z potężnymi Budowniczymi, a także przybycia na Ziemię Thanosa, który szukał swojego ostatniego dziecka, syna z rasy Inhumans.
Gdzie zaś Szalony Tytan, tam i Strażnicy, dlatego również Star Lord i spółka wmieszali się w to starcie, pojawiając się nawet na moment w innych albumach z serii. Z nich to dowiedzieliśmy się, że największą zasługą Rocketa, Groota, Gamory, Draxa i Petera Quilla było odbicie stacji Szczyt i uratowanie zarządzającej nią Abigail Brand. Jak tego dokonali? Właśnie tego dowiecie się z albumu Guardians of the Galaxy vol. 3. Przy czym to nie tak znowu dużo treści, głównie dużo strzelania i kopania tyłków, kilka żartów Quilla i Rocketa, no i Angela, czyli potężna istota płci żeńskiej, która na Strażników natrafiła w poprzednim tomie serii, a teraz się ich trzyma, bo nie wie, jak wrócić do siebie.
Jeszcze skromniej prezentuje się druga zawarta w tym komiksie historia, w której ranna Gamora trafi na Ziemię, do Nowego Jorku, gdzie poznaje i zaprzyjaźnia się z She-Hulk – wiadomo, obie panie są zielonoskóre, więc musiały się polubić. Znowu, fabuły wiele tu nie ma, to kilka stron wypełnionej akcją opowiastki.
Album zamyka równie skromny epizod, ale już dużo zabawniejszy – bohaterami są tu Rocket i Groot, a w ramach tej historyjki mamy opowieść wewnątrz opowieści, gdzie narratorem jest Groot. I tu czuje się ducha Strażników: jest to coś odważnego, nieco szalonego, a do tego śmiesznego i ciekawie narysowanego. Aż szkoda, że nie dostaliśmy całego komiksu opowiedzianego w ten unikalny sposób.
Byłby pewnie lepszy od trzeciego tomu serii Strażnicy Galaktyki, bo ten prezentuje się przeciętnie. Raz, że jest bardzo skromny, dwa, że tę małą ilość stron dzielić trzeba jeszcze na trzy osobne fabuły, a trzy, że tylko jedna z nich jest naprawdę ciekawa i oferuje coś więcej niż odrobinę mordobicia i ciekawą kreskę. Może trzeba było te nieco ponad sto stron przerzucić do poprzedniego lub następnego komiksu z serii?