Gwiazda szeryfa od początku była specyficznym serialem, który łączył w sobie czarną komedię i dramat, a także szukał swojej tożsamości. Pierwszy sezon był przyzwoity, ponieważ fabuła interesowała i zaskakiwała, mimo że była pełna logicznych dziur. W drugiej serii broniły się tylko piękne kanadyjskie pejzaże oraz świetnie grający aktorzy. Scenariusz był żenujący, jakby był pisany z odcinka na odcinek. Nikt nie panował nad wątkami, które były idiotyczne, więc ciężko było dobrnąć do końca tego sezonu. A jak wypadła trzecia seria? Niestety równie kiepsko co poprzednia. W trzecim sezonie akcja przeniosła się z Kanady do Liverpoolu, co powinno dać widzom nieco odpowiedzi na pytania o dawne życie Jacka i Angeli. Pojawiły się retrospekcje z ojcem Anny, które przybliżyły ich przeszłość i dramat, ale i tak znowu było w tym wszystkim wiele niedopowiedzeń. Scenarzyści woleli przejść do akcji, udając, że wyjaśnienie przyczyn tego konfliktu, który doprowadził do śmierci syna Worthów, nie ma żadnego znaczenia. Takie podejście już zupełnie nie dziwi po tym, co obejrzeliśmy w drugim sezonie. Jest tak źle, że zbywa się to machnięciem ręki. Nie ma sensu dociekać, o co w tym serialu chodzi, bo twórcy też tego nie wiedzą. Więc zamiast znowu wpadać w wir fabularnego chaosu i żeby się za bardzo nie napracować nad logiką tej serii uprościli historię. Jack, Angela i Anna wrócili do Europy, aby zemścić się za śmierć Peteya i zabić każdego z listy, kto mógł znać ich złe postępki lub czyhać na ich życie. I tak przez sześć, dłuższych niż zwykle odcinków, zabójcza rodzinka realizowała swój plan. Dzięki tej prostocie fabuły i możliwości wprowadzenia nowych bohaterów ten sezon był znośniejszy w porównaniu do poprzedniego. Po prostu historia i wątki nie kręciły się bezsensownie w kółko, ale zmierzały do jakiegoś celu, aby zakończyć ten serial. W trzecim sezonie Gwiazda szeryfa nie zmieniła swojego stylu czarnej komedii. Tim Roth był jak zwykle świetny w humorystycznych scenach, bo wygląda, jakby grał od niechcenia. Natomiast Genevieve O'Reilly (Angela) i Abigail Lawrie (Anna), choć też miewały zabawne momenty,  to raczej dostarczały poważniejszych emocji związanych z ich osobistymi dramatami. Angela przeżywała śmierć brata sprzed wielu lat - mam wrażenie, że twórcy dodali ten wątek do fabuły, aby nie zabrakło w tym sezonie jakiejś tragedii. Z kolei Anną wstrząsnęła przypadkowo zadana śmierć, co aktorka zagrał po mistrzowsku. Żeby sztucznie podkręcić emocje, twórcy postawili na brutalność i rozlew krwi, co kilka razy szokowało (wydarzenia w domu McKenzie), ale też bawiło. Nie zapomnieli przy tym, aby potrzymać widzów kilka razy w napięciu. Niewątpliwie też, dzięki morderczej krucjacie rodziny Worthów trzeci sezon był nieco dynamiczniejszy, ponieważ oglądaliśmy sporo akcji i ucieczek bohaterów. Dzięki temu odcinki nie męczyły i dobrze odwracały uwagę od niedorzecznej fabuły.
fot. Sky Atlantic
W trzeciej serii twórcy zupełnie się nie wysilili pod względem scenariusza. Powtarzali wszystkie ograne motywy. Nie zabrakło dramatów, o których się szybko zapominało, baru, kampera, pani detektyw, która prowadziła śledztwo, a także skopiowanej śmierci Peteya i rozprysku krwi na Annę. Można to uważać za miłe odniesienia do poprzednich dwóch sezonów, ale w tym wypadku to raczej lenistwo i kwestia braku pomysłów na to, jak zapełnić fabułę. A gdy już coś udało im się wymyślić to jedyną reakcją na to było przewracanie oczami z politowania, jak to było w przypadku wątku ślubu Jacka i Angeli. Słabo wypadły finałowe sceny, gdy Worthów dopadł Michael Ryan. Wyśmianie go było pozbawione klimatu i napięcia. Do tego wydarzenia były do bólu przewidywalne, ponieważ chwalenie się, że ma się dwie kule w magazynku to prosta droga do porażki. Natomiast patrząc na przebieg tej serii zakończenie ze skokiem z dachu było w jej duchu i najbardziej sprawiedliwe zważywszy na urządzoną masakrę w Liverpoolu. Odeszli na własnych warunkach. Oczywiście nie każdemu ta końcówka mogła przypaść do gustu, co jest zrozumiałe. Jednak wydaje się być to dobrym rozwiązaniem. Abstrahując od tej kiepskiej historii, to nowa obsada trzeciego sezonu była całkiem niezła. Kerrie Hayes jako detektyw Sara Lunt wzbudzała na pewno większą sympatię niż bezużyteczna i nijaka Denise. Tanya Moodie w roli Catherine McKenzie miała przebłyski dobrej gry. A Ian Hart, który wcielał się w Michaela Ryana, czyli głównego złoczyńcę tej serii nie dorastał do pięt Christopherowi Heyerdahlowi (Louis Gagnon). Natomiast wydaje się, że winą za to, że nie udało im się wykreować lepszych i pełnokrwistych postaci należy obarczać słaby scenariusz. Aktorzy nie do końca mieli koncepcję, jak zagrać, choć starali się jak mogli. Szkoda, bo twórcy przez własną nieudolność nie wykorzystali tej zdolnej i solidnej obsady. Na szczęście aktorzy, którzy grali rodzinę Worthów, znowu byli bardzo dobrzy. Twórcy pozostawili im mnóstwo swobody, w wyniku czego wiele scen wydaje się być improwizowanych. W tym wypadku rezultat jest pozytywny, ponieważ między Rothem, O'Reilly i Lawrie była doskonała chemia. Razem wypadają bardzo naturalnie i sympatycznie. Widać na ekranie, że czerpali dużo radości ze wspólnych scen. Szkoda tylko, że porzucono motyw alkoholizmu Jacka i jego przemiany z kochającego ojca w nawiedzonego zabójcę. Ten kontrast był ciekawym elementem historii, ale w drugim sezonie kompletnie się pod tym względem pogubiono. W trzeciej serii Tim Roth po prostu gra, jak uważa za słuszne – czasem bez polotu, a innym razem z większym zaangażowaniem. Jak gdyby w zależności, w jakim humorze był danego dnia na planie zdjęciowym. Mimo to i tak wypadał przekonująco. Na pewno w trzecim sezonie brakowało krajobrazów Kanady. Widoki gór, śniegu, lasów, wzgórz, otwartych przestrzeni i miasteczek powodowały, że na chwilę zapominało się o miernej fabule i czerpało się przyjemność z serialu. Twórcy starali się pokazać Liverpool też z innej strony, nie tylko wąskich uliczek i miejskiego gwaru. Ale plaża przy rzece Mersey czy Southport Pier (w Southport, a nie w Liverpoolu) nie zastąpią wspaniałej, kanadyjskiej przyrody. W rezultacie serial stracił na estetycznym i wizualnym elemencie oraz jednym z największych swoich atutów. Nie pomogły też inne ciekawe lokacje, jak wesołe miasteczko czy tor wyścigów konnych. Akcja była interesująca i chwilami efektowna, ale wydarzenia, które się tam rozgrywały nie miały żadnego sensu. Warto też dodać, że podobnie jak w poprzednich seriach mogliśmy usłyszeć kilka wpadających w ucho piosenek, ale skomponowana muzyka już nie wywoływała ciarek na plecach i nie budowała atmosfery. Trzeci sezon Gwiazdy szeryfa był równie kiepski, co drugi. Niestety wyłania się przykry wniosek, że ten serial powinien zakończyć się na pierwszej serii. Historia, która już wtedy nie imponowała, jeszcze bardziej się popsuła. Szkoda obsady, która była bardzo dobra, ale zupełnie nie wykorzystano jej potencjału. Dzięki nim udało się dobrnąć do końca tego specyficznego serialu, który nie jest wart zapamiętania.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj