Dobrze było na chwilę wrócić do Nowej Republiki, która nadal jest pełna biurokracji i zepsucia. To dowód na to, jak bardzo nie wyszło. Serial Gwiezdne Wojny: Ahsoka chce udowodnić widzom, że po pokonaniu Imperium galaktyka nie stała się krainą miodem i niebieskim mlekiem płynącą. Dobrze podkreślono błędne podejście Mon Mothmy. Wiemy z książek, że to za jej sprawą nastąpiła demilitaryzacja Nowej Republiki. Poza tym sceny z C-3PO to przykład fanserwisu, który ma znaczenie fabularne. Nie istnieje tylko po to, by ucieszyć fanów – jak to miało miejsce w The Mandalorian. Dobrze wykombinowano, jak wykorzystać senator Leię Organę, która nie może się fizycznie pojawić. Prosta scena doskonale podkreśla zmysł polityczny Lei, a jednocześnie jest zapowiedzią czegoś niepokojącego.  Widzimy Ahsokę, która trenuje z mieczami świetlnymi do nagrania przygotowanego przez Anakina. To prosty zabieg, który został wprowadzony nie tylko po to, byśmy mogli zobaczyć na ekranie Haydena Christensena. Twórcy chcieli zaznaczyć, że Anakin miał ogromne znaczenie dla Ahsoki. Okazuje się, że bohater wpływa na nią nawet lata po swojej śmierci. Ona została przez niego ukształtowana, a tego typu drobne momenty pozwalają widzom nieznającym animacji to zrozumieć. Ważne jest też podkreślenie, że Thrawn znał Skywalkera. To zaznacza wiedzę antagonisty i zwiastuje problemy dla Ahsoki. Fani tego świata jednak pamiętają, że w książkach Thrawn miał historię zarówno z Anakinem, jak i Vaderem, więc wynika to z jego doświadczenia. Tego typu smaczki – świadomie wiążące postać z innymi historiami – to ogromny plus. Dodam jeszcze, że Lars Mikkelsen jest idealny w tej roli.
fot. Lucasfilm/Disney+
+1 więcej
Na pewno w tym odcinku nie można narzekać na nudę. Pole minowe, pościg myśliwców, walka z najemnikami – to wszystko pozostawia dobre wrażenie, gwarantuje rozrywkę i akcję. Pojawiają się jednak drobne zgrzyty, bo całość wydaje się pozbawiona pazura, emocji i werwy. Może to wina reżyserki? Geeta Patel ma doświadczenie, bo pracowała przy Rodzie smoka, ale tym razem czegoś wyraźnie zabrakło. Poczułem niedosyt. Pościg najemników za Sabine i Ezrą czy starcie z Baylanem i Shin – te motywy są poprawne, ale nie wywołują większych emocji. Szturmowcy Thrawna świetnie wyglądają, ale banalny sposób rozprawienia się z nimi psuje dobre wrażenie. Zwłaszcza w kontekście Ezry, który walczy z nimi tylko za pomocą Mocy. Zabiera to temu odcinkowi (a nawet całemu serialowi) jakość zbudowaną przez poprzednie odsłony. Do tej pory sceny akcji były świetne, ale w tym odcinku podjęto wiele niewłaściwych decyzji. Zachowanie Baylana pod względem fabularnym wydaje się kompletnie od czapy. Rozmowa z Shin z poprzedniego odcinka nic takiego nie zwiastowała. Nagłe pożegnanie z uczennicą wydaje się co najmniej dziwne. Rozumiem, że jego motywacje są inne – to akurat było dobrze zasugerowane – ale czegoś w tym zabrakło, abyśmy mogli lepiej go zrozumieć. Przez to wątek nie wybrzmiewa właściwie. To takie wymuszone przygotowanie  gruntu pod finał, w którym najpewniej dojdzie do rewanżu Ahsoki i Baylana. Nie jest to zły odcinek, ale pozostawia mieszane uczucia. Nie wydarzyło się w nim nic ważnego. Nie było w tym emocji. Produkcja od czwartego do szóstego odcinka była jazdą bez trzymanki. Tym razem coś nie wyszło. Oby finał to nadrobił!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj