Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja to kontynuacja serialu Gwiezdne Wojny: Wojny Klonów. Za sterami ponownie Dave Filoni, a w centrum komandosi, których poznaliśmy w finałowej serii Wojen Klonów. Jest to więc klarowny sygnał, z czym mamy do czynienia z wszelkimi zaletami i wadami podejścia Filoniego, którym raczył fanów przez lata w swoich kreskówkach. Nawet sam twórca klarownie to podkreśla, pokazując logo Wojen Klonów, które zmienia się w grafikę nowego serialu. Z jednej strony Filoni daje widzom coś znajomego, co nie raczy jeszcze świeżością czy nowymi pomysłami, a wręcz dosłownie sprawia wrażenie kontynuacji tego, co w Wojnach Klonów widzieliśmy. Z drugiej strony, gdy fabuła skupia się na przemianie Republiki w Imperium, która opowiadana jest z perspektywy klonów, serial staje się niezwykle interesujący i zarazem fascynujący. Takim pewnego rodzaju problemem serialu Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja jest tytułowa grupa komandosów. Nie chodzi nawet o ich relacje czy osobowości, bo są na swój sposób wyraziści i dobrze się ze sobą zgrywają, ale bardziej o podejście twórcy do scen akcji. Dostajemy więc znów przekombinowane, a nawet wręcz głupie sceny, w których oddział wchodzi w środek armii droidów i je rozwala od niechcenia. Całkowicie rozumiem, że to ma podkreślić, jak wyjątkowymi wojownikami oni są, ale takie podejście jest po prostu nudne i męczące. Te sceny akcji w tym odcinku przez to też nie mają żadnej stawki, wywołują obojętność, stają się karkołomne i nie dodają odcinkowi waloru rozrywkowego. Szkoda więc, że twórca nie postarał się, by nadać temu jakiegoś sensu. Co więcej, te sceny akcji wydają się wręcz skierowane do najmłodszych, którzy dzięki sprawnym one-linerom (także w polskim dubbingu) i efekciarstwu będą cieszyć się tym, co jest na ekranie. Mając jednak takie postacie, potencjał jest o wiele większy. Na szczęście te sceny to jedynie ułamek tego, co oferuje odcinek. Rozkaz 66 to jedno z najważniejszych wydarzeń w świecie Star Wars. Gdy tutaj szybko do tego dochodzimy, pojawiają się emocje, bo scenarzyści wchodzą głębiej w kwestię kontroli nad klonami. Jasne, ten motyw był omawiany wielokrotnie, także w poprzednim serialu, ale tutaj sprawnie pokazano to z perspektywy samych klonów. A to samo w sobie czyni ten wątek bardziej interesującym i zarazem ważniejszym, bo daje inny pogląd. Dobrze też, że wyjaśniono, dlaczego Parszywa Zgraja nie odczuwa wpływu rozkazu 66, tak jak wszyscy ich bracia. Nawet jeśli domyślamy się, że jeden z nich jest lekko pod wpływem, tak twórcy bardziej stawiają nacisk na wewnętrzny konflikt w oddziale niż jednoznaczne wyjaśnienie oprogramowania. Cały wątek pozwala zasygnalizować granicę pomiędzy tym, co czyni z klonów ludzi, a tym, jak genetyczne modyfikacje mają znaczenie w tym, czym naprawdę są. Dzięki temu określone decyzje bohaterów i oczekiwany bunt stają się wiarygodne, bo twórcy poświęcili na to cały odcinek trwający ponad godzinę. Wątek rozkazu 66 ma też związek z młodym Padawanem Jedi, który jest jednym z mocniejszych elementów odcinka. Fani szybko dostrzegą, że Caleb Dume to prawdziwe imię i nazwisko Kanana Jarrusa, bohatera serialu Star Wars: Rebelianci. Powiązanie jego historii z Hunterem z Parszywej Zgrai to bardzo pomysłowe wykorzystanie znanej postaci do podkreślenia kluczowego wątku bohaterów. Hunter nie chce zabijać Jedi i nie rozumie, co się tak naprawdę dzieje, a zarazem Crosshair koniecznie chce ten rozkaz wykonać. Gdy zdamy sobie sprawę, kim jest ten młody Jedi, oczywiście wiemy, że on musi przeżyć, ale bez tego jest to wątek z dużą dawką niepewności. Genezę Kanana mieliśmy już w komiksie, tam Parszywej Zgrai nie było, ale na poziomie ogólnym fakty nadal się zgadzają. Tego typu motywy w serialu są ważne dla spójności uniwersum, a Filoni i spółka bardzo sprawnie to wprowadzili i wykorzystali z korzyścią dla fabuły.
Disney+
Teorie o tym, kim jest Omega, krążyły w rozmaitych kierunkach. Dziewczynka okazuje się wartą uwagi, zadziorną postacią, o której jeszcze wszystkiego nie wiemy, ale poświęcenie odcinka na budowę relacji ze zgrają pozwala nadać temu sensu i zrozumieć, jak ta grupa się rozwija pod kątem emocjonalnym. Szczególnie, że Omega jest klonem z defektem genetycznym, tak jak oni, więc powstaje tutaj bardzo dobrze akcentowana więź, która w kontekście przyszłości tej grupy może mieć ważne znaczenie. Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja dają dokładnie to, co obiecują zwiastuny. Pomysłową grupę komandosów, którzy muszą odnaleźć swoje miejsce w czasach Imperium i nadchodzącej wojny domowej w galaktyce. Pierwszy odcinek to dobra rozrywka oraz intrygująca perspektywa na znane nam wydarzenia. Wstęp do historii za nami, pionki zostały rozstawione, ale po premierze trudno tak naprawdę wywnioskować, do czego ta historia ma prowadzić i czy będzie mieć większe znaczenie dla losów galaktyki.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj