Oto pierwsza część finału pierwszego sezonu serialu Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja. Jak wypadła?
Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja pozytywnie zaskakuje, wprowadzając widza do finału, który wydaje się totalnie nieprzewidywalną fabułą. Wiemy, że 2. sezon powstanie, więc ta seria musi zakończyć się z przytupem, by widz miał poczucie sensu i jakiegoś większego celu. To jest problem przedostatniego odcinka, bo tak naprawdę niczego nie wyjawia, pozostawiając - miejmy nadzieję - najlepsze rzeczy na finał. Taka konstrukcja działa trochę jak miecz obosieczny. Odpowiednio buduje oczekiwania widza, zarazem jednak niepokoi, że cały historia opowiadana wokół Omegi nie doczeka się satysfakcjonującej konkluzji.
Pozytywnym zaskoczeniem natomiast jest wątek Crosshaira. Cały czas myśleliśmy (tak jak bohaterowie), że to czip wpływa na jego zdradę. Wprowadzony przez twórców twist jest zaskakujący i dodaje historii głębszego znaczenia. Pokazuje dobitnie, że klony mogą niesamowicie różnić się od siebie pod względem moralnym i etycznym. Pomysł, że Crosshair podejmował te straszne decyzje sam z siebie, trafia w punkt. Taki zabieg pokazuje, że klony są bardziej ludzkie, niż myśleliśmy, bo takie podstawowe rzeczy nie są w nich zapisane. Tragizmu Crosshairowi doskonale dodaje postanowienie Imperium o szybkim skreśleniu go i potraktowaniu jak innych. Wątpię jednak, by po tym wszystkim Crosshair mógł wrócić do oddziału.
Odcinek okazuje się też bardzo ważny dla kanonu Gwiezdnych Wojen, bo ostatecznie zamyka wątek klonerów i Kamino. Do tej pory nie wyjaśniono, co się z nimi stało po wydarzeniach z
Zemsty Sithów, więc twórcy doskonale uzupełnili ten wątek. Trzeba im przyznać, że to jedyna słuszna decyzją, jaką fabularnie można było tu podjąć. Zniszczenie miasta klonerów, a wraz z tym ich technologii, która teraz jest w rękach Imperium, to strzał w dziesiątkę. Pokazano nam, jak Imperium wymieniło klony na żołnierzy werbowanych z różnych planet. Udało się przemyśleć poszczególne etapy i koniec końców dać satysfakcjonujące rozwiązanie.
Serial
Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja dobrze buduje emocje, kończy wątki i zachęca do obejrzenia ostatniego epizodu. Po takim cliffhangerze z niecierpliwością czeka się na kolejny odcinek. Jednak obawiam się, że twórcom zabraknie odwagi, by w finale nas zaskoczyć i sytuacja wróci do punktu wyjścia sprzed tego odcinka.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h