Przeniesienie Halt and Catch Fire do lat 90. pozwala wprowadzić nowe popkulturowe tło, które trochę zmienia klimat serialu. Pojawia się to w różnych scenach czy dialogach nawiązujących do ówczesnego świata. Czy to stwierdzenie, że Bill Clinton jest prezydentem, czy nawiązanie do The Fresh Prince of Bel-Air, czy nawet w scenie, w której grupa dzieciaków gra w oryginalny Mortal Kombat. Biorąc pod uwagę, co było tłem w poprzednich sezonach, to wspaniale rozwija klimat serialu, który dzięki takim zabiegom nie stoi w miejscu. Można trochę tęsknić za przyjemną atmosferą lat 80. z początków serialu, ale to nie znaczy, że nowa odsłona jest w jakikolwiek sposób gorsza. Dobrze widzieć znów tych bohaterów, którzy są na innym etapie życia i kierują się na nowe tory. Szczególnie cieszy Donna, która nie będąc już z Gordonem jest wpływową kobietą w ważnej firmie. W tym momencie dostajemy bardzo przyjemne odwrócenie ról. Pamiętamy, jak swego czasu Donna z Cameronem łaziły szukając inwestora do swojego pomysłu. Bohaterka doskonale widziała, jak to działa z perspektywy osoby szukającej, a teraz sama jest po drugiej stronie barykady. Trudno nie traktować jej zachowanie jak pewnego efektu własnych rozczarowań. Donna rozwija się, zmienia i dojrzewa. Staje się bezwzględna, pewna siebie i nawet zaborcza. To stanowi ciekaw kontrast do Donny, która czasem była w tle Gordona, zanim powoli nie zaczęła z niego wychodzić podczas rozwoju serialu. Udaje się też twórcom poruszyć aktualną kwestię nierówności płci w scenie rozmowy o nowym projekcie, którym ma zająć się kobieta bez doświadczenia. Oczywiście jest to tylko sugestia, bo równie dobrze może chodzić o kwestionowanie decyzji Donny oraz fakt, że asystentka jest czarnoskóra, a tak naprawdę może liczyć się tylko to, że ona nie ma w tym wszystkim doświadczenia. Być może cała scena jest o tyle ważniejsza, że zbija samą Donnę z piedestału, na którym się postawiła. Sądziła, że ma tak pewną pozycję, że może robić, co chce. A w tym momencie rzeczywistość stawia jej czoła. Dobrze rozegrane. Mam problem z Cameron. Ta postać zawsze była na swój sposób irytująca i nie jest inaczej w tych odcinkach. Jej zachowanie jest trochę stonowane, nie podejmuje tak absurdalnych decyzji, ale nadal coś w niej nie gra. Sama kwestia zlekceważenia Gordona i Joe na pięć miesięcy wydaje się po prostu głupia, zwłaszcza że odcinki nie podają wyjaśnienia, dlaczego bohaterka podjęła takie decyzje. Twórcy posuwają się tutaj do dziwnego zabiegu: większość drugiego odcinka to rozmowa Cameron z Joe'em. Ich relacja zawsze była ważna i miała wpływ na rozwój serialu. Bezpiecznie będzie powiedzieć, że Cameron jest w pewnym sensie muzą Joe'a. Sceny rozmowy są zwyczajne, ale mają w sobie urok oraz wiele wiarygodności i prawdy. Są w tym jakieś emocje, czuć, że mają wpływ na to, w jakim ostatecznym kierunku pójdzie ich związek. Nie jestem jednak przekonany, czy oparcie większości odcinka na takiej rozmowie niemającej zbyt wiele fabularnej wagi jest dobrym rozwiązaniem. Wydaje się momentami, że jest to przesadnie przeciągane i tym samym niepotrzebne. Nie wywołuje emocji. Świetnie też, że nakreślono nowy pomysł na ten sezon, który ma być wyszukiwarka internetowa ala Google. Technologiczne cele fabularne zawsze doskonale napędzały rozwój fabuły i tym razem nie jest inaczej. Znów mamy wyścig o to, komu uda się zrobić to szybko i dobrze. Znakomity zabieg fabularny, który może dać wiele emocji w nadchodzących odcinkach. Intryguje to, jak twórcy będą chcieli rozwiązać poszczególne etapy. ‌Halt and Catch Fire utrzymuje dobry poziom na początku 4 sezonu, sprawiając, że to wszystko wciąga. Gdyby nie trochę przeciągany wątek Cameron z Joe'em, premiera miałaby lepszy wydźwięk. A tak tempo siadło, a waga wydarzeń nie miała aż takiego znaczenia, jakby można było oczekiwać. Tak czy owak, 4 sezon zapowiada się kapitalnie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj