Kolejny odcinek Halo znów zaczyna się powoli, tym razem skupiając się na przeszłości Johna-117 oraz głębi jego prawdziwej relacji z Halsey. Wszystko inne jest w zasadzie mało istotne, począwszy od wątku Kwan, który niestety robi się jeszcze mniej wiarygodny i sensowny. Naprawdę mam problem, żeby uwierzyć w to, jak Soren dał się małej podejść. Ciekawa jest za to reakcja innych na wyjęcie przez Kai limitera. Master Chief wykazuje tu ostrą, ale de facto zrozumiałą hipokryzję, poddając w wątpliwość jej sprawność bojową.  Bardzo fajnie rozwija się też wątek relacji Cortany i Chiefa. Coraz bardziej przypomina on ten z gry, a widz zaczyna mieć coraz więcej sympatii do sztucznej inteligencji. Jest bystra, krnąbrna, pyskata, totalne przeciwieństwo małomównego Johna-117. A przeciwieństwa, jak wiemy, się przyciągają. 
fot. Paramount
Całe to przegadanie, czy wrzucone nie wiadomo po co sceny z Kwan i Sorenem są jednak wybaczone, kiedy nadchodzi wreszcie akcja. Ta sekwencja, która trwa blisko 1/3 odcinka to coś, na co warto było czekać od początku emisji serialu. Może nie jest tak krwawa i mięsista jak ta w pierwszym odcinku, ale zdecydowanie bardziej mi się podoba. Przede wszystkim dlatego, że tym razem bitwa nie jest tak jednostronna. Poza tym dostajemy okazję do dobrego przyjrzenia się większej ilości ras Przymierza, a i do zobaczenia w akcji ikonicznych jednostek i pojazdów po obu stronach konfliktu. No i Cortana ma wreszcie okazję popisać jak się jako bojowa SI, co wychodzi całkiem nieźle i pokazuje, że jest szansa, by tworzyli z Johnem udany zespół. Podsumowując – całkiem solidny odcinek z dużą dozą akcji i intensywnym budowaniem postaci. Halo prze mocno do przodu i zapowiada się póki co na najlepszy serial bazowany na grze.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj