"Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć" zaczyna się jak rasowy film wojenny z podtekstem szpiegowskim. Źli naziści ukrywają skrzynie z niesamowitym skarbem. Niespodziewanie natychmiast zostajemy przeniesieni do Hiszpanii, 30 lat później, na pogrzeb Ottona Skorzennego. W tym momencie na arenę wydarzeń wkracza Stanisław Mikulski i Daniel Olbrychski. Szybko dołącza do nich Emil Karewicz. I właśnie owe przeplatanie wydarzeń z 1945 roku i tych z lat siedemdziesiątych zaważy na jakości filmu. Podejrzewam, że większość czytających już domyśliła się, że wszystko będzie się odbywać za pośrednictwem wspomnień wymienionych powyżej panów. Jednak jest to zrobione w sposób, który porywa, uwodzi i nie ma nic wspólnego z opowieściami emerytów na ławeczce w parku.

[image-browser playlist="604421" suggest=""]©2012 Kino Świat

Część osadzona w 1945 roku jest wyraźnym hołdem złożonym kinu lat sześćdziesiątych. Postacie są naznaczone delikatnym zmanierowaniem, ale ono bynajmniej nie razi. Jest to na swój sposób urocze, ale obawiam się, że akurat ten urok zostanie doceniony przez mniejszą część widzów. Kloss porusza się ze zwinnością kota pomiędzy intrygami swoich współpracowników a swoimi tajnymi celami. W między czasie, jak na rasowego agenta przystało, rozkochuje w sobie piękne kobiety. Brunner, jak to czarny charakter, knuje i katuje, co popadnie. Jednak prawdziwym smaczkiem są rozgrywki między bohaterami po osiągnięciu słusznego wieku, w których brylują Mikulski i Karewicz. W sposób genialny zostało zasygnalizowane to, że nazista zawsze pozostanie nazistą oraz to, że w świecie tajnych agentów coś takiego jak emerytura w zasadzie nie istnieje. Nie będę drążyć fabuły, by nie spoilerować, więc w skrócie powiem, że historia jest przemyślana i utrzymana w klimacie dobrego fikcyjnego kina przygodowego. Pamiętajmy, że "Stawka większa niż życie" nigdy nie była serialem historycznym, lecz bardziej produkcją szpiegowską inspirowaną przygodami Bonda, więc nie ma co oczekiwać fabularnego realizmu.

[image-browser playlist="604422" suggest=""]©2012 Kino Świat

Stanisław Mikulski i Emil Karewicz, to klasa sama w sobie, a jam niegodna, żeby to komentować. Oglądać ich z powrotem na ekranie było prawdziwą przyjemnością. Wielką niewiadomą były młodsze wcielenia Brunnera i Klossa. Piotr Adamczyk, który już chyba do końca życia będzie obciążony piętnem postaci Jana Pawła II ostatnio często wciela się w czarne charaktery. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie presji, jaką odczuwał Adamczyk podczas grania w tej produkcji. Z pewnością liczył się z tym, że będzie nieustannie zestawiany z Karewiczem z lat sześćdziesiątych, a dodatkowo owa legenda pojawiła się osobiście na ekranie, dlatego też widzowie nie pamiętający/nie znający serialu również będą mogli mieć porównanie. Podobna sytuacja dotyczy Tomasza Kota. Na szczęście skończyło się na obawach, ponieważ obaj panowie śpiewająco sobie poradzili z rolami, udowadniając, że grając w komediach nie zapomnieli o talencie aktorskim. Zimny, oschły Brunner i amant polskiego wywiadu zostali brawurowo odtworzeni. Na uwagę zasługuje także Wojciech Mecwaldowski, który idealnie wpasował się w rolę przerysowanego psychopatycznego nazisty. Patryk Vega nie ukrywa, że w swoim filmie starał się stworzyć pomost pomiędzy starszymi widzami, znającymi serial, a młodszymi. Czy młodzi, którzy nie śmieją się na hasło „Najlepsze kasztany rosną na Placu Pigalle” i „Nie ze mną te numery, Brunner” będą w stanie właściwie ocenić kunszt całej historii i jej kulturowe znaczenie? Ta część widzów powinna zostać usatysfakcjonowana wartką akcją, dużą ilością wybuchów, strzelanin i innych elementów tworzących dobre, męskie kino. Chociaż należy przyznać, że pod względem technicznym zdarzają się elementy, które jakością odstępują od produkcji zachodnich (efekty specjalne czy pirotechnika).

[image-browser playlist="604423" suggest=""]©2012 Kino Świat

Szczerze mówiąc, bardzo obawiałam się, że wątki romantyczne zdominują całą akcję filmu. Zwłaszcza plakat promujący "Stawkę..." wprowadza spore zamieszanie. Tymczasem miłości było akurat tyle, ile potrzeba. Bez zbędnej liryczności i tkliwości. Kloss nie zachowuje się jak Bond, który skacze z łóżka do łóżka. Owszem, jest niezwykle podatny na kobiece wdzięki, zresztą z wzajemnością, ale jest to ukazane w sposób bardzo zachowawczy. Widać wyraźnie, że najważniejsze jest zadanie agenta J-23. Warto zauważyć, że ciężka atmosfera filmu zrównoważona jest przez doskonałe teksty, które mają spore szanse stać się kultowymi: „Groby mają uszy”, „Nie ma twardych ludzi, są tylko źle przesłuchiwani”. Ponadto w filmie nie brakuje humoru. Tak, drodzy państwo, były momenty, że cała sala dosłownie ryczała ze śmiechu. Myślę, że każdy, kto miał nieszczęście oglądać film Którego Tytułu Nie Wolno Wymawiać, a o którym było bardzo głośno ostatnimi czasy, odczuł dowcip dzieła Patryka Vegi jako swoisty balsam. Dodatkowym atutem jest muzyka autorstwa Łukasza Targosza. Tworzy klimat, wpada w ucho i ja osobiście mam ochotę wrócić do całej ścieżki dźwiękowej.

[image-browser playlist="604424" suggest=""]©2012 Kino Świat

"Hans Kloss - Stawka większa niż śmierć" jest filmem, który pozwala się w sobie rozsmakować. Dobrze bawić powinny się osoby znające serial, a pozostałych obraz Vegi może zachęcić do sięgnięcia po kultową "Stawkę większą niż życie". Mamy przygodę, mamy humor i sporą dawkę przyzwoitej rozrywki. Chociaż produkcja nie jest utrzymana na poziomie światowym, to w dobie kryzysu polskiego kina, "Hans Kloss - Stawka większa niż śmierć" daje nadzieję, że coś może się w tej kwestii zmienić.

Ocena: 7/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj