Sam pomysł na "Hecę w Zoo" nadaje się idealnie na film familijny. Bohater, Griffin to pracownik Zoo, życiowy fajtłapa o złotym sercu. Gdy pojawia się zagrożenie, że porzuci pracę w Zoo, zwierzęta biorą go na rozmowę, aby rozwiązać jego sercowe problemy. Jest to temat perfekcyjny na dobrą rozrywkę dla całej rodziny okraszoną humorem i morałem. Szkoda że tak jest tylko na papierze.
[image-browser playlist="608220" suggest=""]
Najgorszym elementem tego filmu jest scenariusz autorstwa aż 5 osób w tym samego Kevina Jamesa. W myśl powiedzenia, "gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść" scenariusz z tego powodu jest tragiczny pod każdym względem. Koszmarne dialogi, głupota goni głupotę, brak jakiegokolwiek humoru i wielki chaos. Wydaje się, że twórcy sami w trakcie pisania scenariusza nie wiedzieli, czy ma być to film familijny, głupia komedia, czy może komedia romantyczna. Znaleźć tu możemy typowe schematy z każdego z tych gatunków.
Trudno stwierdzić, co się stało z Kevinem Jamesem, który potrafił bawić humorem werbalnym i sytuacyjnym. Tutaj gra na autopilocie, tworząc papierową postać, która nie przemówi nawet do dzieci. Cały "humor" filmu opiera się na "komicznych sytuacjach" (czytaj: ktoś się przewróci, ktoś dostanie w krocze, ktoś odda mocz na kogoś itd.). Ich największym problemem, poza faktem, że w ogóle nie bawią, jest brak wyczucia czasu. Przeważnie już po kilku sekundach danej sceny dokładnie wiemy, jak ona się zakończy (np. bieg na ratunek kobietom zagrożonym przez lwa zakończył się wywrotką bohatera). Dodajmy do tego, że każda ta sytuacja oparta jest na schematach, które zostały wykorzystane w kinie wielokrotnie. Kolejną próbą rozśmieszenia widza były dialogi. Trudno przypomnieć sobie jakąkolwiek rozmowę bohaterów, która mogłaby rozbawić kogokolwiek. Ostatnim elementem humorystycznej tragedii są zwierzęta. W gruncie rzeczy w kinie familijnym gadające zwierzaki przeważnie bawią ludzkimi zachowaniami, czy śmiesznymi dialogami. W tym filmie nie uświadczymy żadnej z powyższych rzeczy. James w każdej ze scen kompletnie sobie nie radzi. Gdzie się podział ten utalentowany komik?!
[image-browser playlist="608221" suggest=""]
Pozostała część obsady nie razi aż tak bardzo jak Kevin James. Raczej są to kreacje typowe, bez żadnych plusów czy minusów. Leslie Bibb ma ładnie wyglądać i irytować, Rosario Dawson ma być sympatyczna, a Donnie Wahlberg ma być szubrawcem. Prosto, jasno i klarownie. Tylko zastanawia mnie postać Kena Jeonga. Czy ten komik, który w tym roku występował praktycznie w tej samej roli w "Transformers 3" i "Kac Vegas w Bangkoku" nie potrafi grać niczego innego? W tym filmie jego rola prawie nie różni się od tego, co już widzieliśmy. Problem polega na tym, że po zobaczeniu go w kilkunastu filmach w takiej samej formie, przede wszystkim w filmie familijnym kompletnie się nie sprawdza, a po drugie zaczyna to nudzić i irytować.
Po "Hecy w Zoo" oczekiwałem przyzwoitego kina familijnego, które rozbawi i dostarczy dobrej rozrywki, ale srogo się zawiodłem. Ten film idealnie wpisuje się w trend tragicznych produkcji dla całej rodziny, których nie poleciłbym największemu wrogowi, a co dopiero młodemu widzowi. Brak jakichkolwiek emocji, brak humoru, słabe aktorstwo, czy jakiejkolwiek zalety, która nie sprawiła by, aby ten film można byłoby obejrzeć chociaż na raz. Lepiej sięgnąć po dobre kino familijne, które wzruszy i rozbawi, niż marnować czas na produkcję tak niskich lotów.
Ocena: 2/10