Początek odcinka był klimatycznie nakręcony i nakreślał nam główny cel Bohannona, którym jest wcześniej wspomniany sierżant. Bohater znajduje zdjęcie grupowe i gdy na nie patrzy twórcy przypominają nam sceny, gdy po kolei każdego z nich zabijał. Oczywiście twarz sierżanta musi być rozmazana, by nie psuło nam to od razu zabawy. Bohannon zdobył tylko imię i nazwisko.
[image-browser playlist="606731" suggest=""]©2011 American Movie Classics Company LLC
W trzecim odcinku działo się o wiele więcej niż w poprzednim i przede wszystkim było ciekawiej. W obozie akcja skupiała się na wątku Fergusona, który siłą rzeczy awansował i teraz nadzoruje prace kolegów. Naturalnie tutaj pojawił się problem rasowy - nie podoba im się, że się wywyższa, a biali traktują go z góry jak gorszego od siebie. Ukazano to dobrze m. in. w scenie z burdelem, gdzie chciał sobie skorzystać z usług damy lekkich obyczajów, która zwyczajnie go wyśmiała. Chyba jednak twórcy będą chcieli tutaj wcisnąć jakiś romans, bo potem kobieta tego żałowała i w kilku scenach wpatrywała się w niego jak w obraz.
Wątek miłościwie panującego szefa kolei kompletnie mi się nie spodobał. Najpierw sobie poszedł do Irlandczyków na prywatny pokaz, by później po rozmowie z nimi, wykorzystać ich motywację, do przemówienia do reszty tłumu. Wydaje się, że miało to nam zwiastować przyszłe konflikty z lokalnymi Indianami - tylko że przedstawienie tego wątku, ochrzczonego Indianina i przemowy kompletnie było nijakie i nieprzekonujące.
Nielogiczne wydają się działania Bohannona. Dostał nowe stanowisko i mamy rozumieć, że ot tak bez słowa może opuścić budowę i pojechać sobie gdzie chce? W końcu on tu miał nadzorować i motywować ludzi do efektywniejszej pracy. Kompletnie nie przekonujące. Tak samo jak akcja, gdy trzech pomagierów Szweda chciała pojmać Lily dla nagrody. Zostało to dziwnie zrealizowane - Bohannon szedł sobie z prosto wycelowanym rewolwerem i wyglądało to jakby strzelał na oślep.
[image-browser playlist="606732" suggest=""]
©2011 American Movie Classics Company LLC
Klimat westernu został zachowany i szczególnie był podkreślany przez muzykę. Nadal ogląda się to przyjemnie, ale wciąż Hell on Wheels pozostaje daleko poniżej oczekiwań - poza techniczną częścią wszystkie elementy serialu nie wychodzą powyżej przeciętnej. Nic tu jakość szczególnie nie intryguje, napięcia nie ma, emocji także, więc co ma nas przykuwać do ekranu? Sam klimat westernu? Czy to jeszcze ma szanse się rozwinąć?
Ocena: 5/10