Twórcy Historii Lisey zaserwowali odcinek, który nadmiernie nie przynudzał. Miał klimat, a wydarzenia nawet ciekawiły. Jednak to wciąż za mało, żeby powiedzieć o tym serialu więcej dobrego. Oceniam.
Nowy epizod
Historii Lisey był całkiem przyzwoity. Rozgrywały się w nim konkretne wydarzenia, które rozwijały się w dobry tempie (jak na ten senny serial). Tytułowa bohaterka wyruszyła na Księżyc Boo’ya, żeby skontaktować się z Amandą. Nie zdziwiło mnie, że skorzystała z wody, żeby się ozdrowić. Sceny w tym alternatywnym świecie leciutko trzymały w napięciu, bo jednak bohaterki musiały zachować ciszę, a do tego w zaroślach czaił się Długaśnik. Poza tym klimatu dodawała im pięknie skomponowana muzyka, a także chóry, dzięki czemu pojawiły się emocje, choć niewielkie.
Później nastąpiła scena wybudzania w ośrodku opiekuńczym, gdzie znajdował się sobowtór Amandy, a zarazem jej kotwica. Też nie zaskoczyło to, że Lisey musiała pocałować siostrę, żeby „aktywować” leczącą wodę. Bohaterka po prostu wyciągnęła wnioski ze swoich wspomnień i drobnej pomocy Amandy, ale to wszystko było wiadome dla widzów od niemal samego początku. Natomiast warto pochwalić
Joanę Allen, która wciela się w siostrę Lisey. Doskonale grała stan katatonii, dlatego duże wrażenie zrobiło to, że jej bohaterka się przebudziła i zachowywała w miarę normalnie i żywo. Ten kontrast sprawił, że bardziej docenia się jej występ. Nieco też odciążył
Julianne Moore, na której barkach cały czas spoczywa serial.
Ponadto miała też okazję pokazać się
Jennifer Jason Leigh, która wciela się w Darlę. Co prawda nie miała nic nadzwyczajnego do zagrania, ale też miło było zobaczyć twarz kogoś innego niż Lisey, która zaprezentowała jej swoje umiejętności. Widok trzech sióstr odgrażających się Dooleyowi podczas ulewy na klifie (widowiskowa lokalizacja) rzeczywiście cieszył. Być może jest to związane z tym, że po prostu wydarzenia rozgrywały się na zewnątrz lub w jasnym gabinecie lekarza, a nie w ciemnych, ponurych pomieszczeniach. Natomiast wtedy historia zaczynała się znowu przeciągać, więc druga część odcinka już nieco nużyła.
Dobrze też, że pojawiły się w tym odcinku nowe retrospekcje Lisey i Scotta. Co prawda nic konkretnego nie wniosły do historii, ale to zawsze jakaś odmiana od ciągłych powtórek flashbacków, którymi twórcy zalewają widzów. Oby okazały się ważne w dalszej części sezonu, podobnie jak ożywająca od czasu do czasu latarnia.
Najnowszy odcinek
Historii Lisey był jak na ten serial: dobry, bo nie dłużył się tak bardzo, jak poprzednie. Fabuła rozłożyła się na więcej postaci, a do tego wcale nie przeszkadzała mniejsza rola w tym epizodzie
Clive’a Owena. Następny odcinek zapowiada się interesująco, bo Dooley jest w pobliżu i pewnie zaatakuje, wpadając w pułapkę, którą przyszykowała Lisey. Serial ma okazję dostarczyć nam jeszcze jakichś emocji, żeby z honorem zakończyć tę mało fascynującą historię w dwóch ostatnich epizodach. Oby tak się stało.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h