Historie prawdopodobne to komiksowy wybór opowiadań Gaimana, które znajdziemy w jego różnych prozatorskich zbiorach. Jednak pewnym novum jest tu pierwsza część komiksowego albumu, czyli tytułowe Historie prawdopodobne, które zbiera kilka niepowiązanych ze sobą tekstów w rodzaj jednej opowieści. Za główną scenerię służy klub Diogenes, znany z opowiadania Pora zamykania, w którym jego bywalcy, niekoniecznie stali, opowiadają tytułowe prawdopodobne historie. Oczywiście automatycznie włącza nam się rodzaj czytelniczego porozumienia - bo przecież prawdopodobne u Gaimana okazuje się być zwykle nieprawdopodobnym, jednak w tym przypadku widać wyraźnie, jak pisarz postawił rzeczywiście cienką granicę między prawdą a zmyśleniem. Historie prawdopodobne zasłyszane w Diogenesie to zbiór czterech opowieści, które dzięki specyficznej narracji Gaimana zyskują głębsze, najpewniej nadnaturalne znaczenia, które gdyby opisać je w suchy, naukowy sposób, mogłyby być po prostu opisem obsesji i lęków ich bohaterów, jednak w rękach pisarza zyskują formę bardzo niepokojących opowieści niesamowitych. Za oprawę graficzną odpowiada znany z Baśni Marc Buckingham, który wie, jak bawić się w te klocki, bo przecież jego Baśniowcy musieli uprawdopodobnić istnienie Baśniogrodu wśród zwykłych ludzi. Nie ma tu szaleństw graficznych, jest spokojna komiksowa narracja często na małych kadrach, która bardzo dobrze oddaje rozterki poszczególnych bohaterów. Ciekawostką jest fakt, że te krótkie opowieści zostały przy czynnym udziale Gaimana zrealizowane w formie miniserialu w 2016 roku, który chyba ominął całkowicie polskich widzów. Reklamowane były jako opowieści eksponujące psychologiczny kanibalizm i te określenie w stu procentach pasuje do zawartych tu adaptacji. Kolejną komiksową adaptacją jest Tylko kolejny koniec świata, nic więcej. To opowieść, która łączy w sobie dwa motywy - wilkołaka i lovecraftowskie potwory. Ten drugi element jest o tyle istotny, ponieważ akcja tej historii dzieje się w Innsmouth, czym jawnie nawiązuje do prozy H.P. Lovecrafta. Wielbicieli prozy pisarza z Providence ucieszą przeróżne easter eggi, jedna ważniejszy jest tu styl, w jakim stworzono to opowiadanie. W warstwie tekstowej mamy tu bardzo udane nawiązanie do stylu pisania Lovecrafta, jednak przefiltrowane przez współczesny zmysł Gaimana. Dodatkowo stworzył on bohatera z całkiem przytomnym zmysłem obserwacji, który mimo że doświadczony wilkołaczą przypadłością nie ulega przytłaczającym okolicznościom,ani czającym się wokół lovecraftowskim z ducha zagrożeniom. Najwięcej robi tu warstwa graficzna, całkiem inna w formie niż typowe dla lovecraftowskich wizji obrazy, z niepokorną, po części groteskową kreską, jakby oddającą charakter głównego bohatera tekstu.
Źródło: Egmont
Dalej mamy jedno z najbardziej znanych i zarazem najlepszych opowiadań Gaimana, czyli Studium w szmaragdzie. Ten tytuł nawiązuje jawnie do pierwszej powieści Arthura Conan-Doyle'a z Sherlockiem Holmesem, czyli do Studium w szkarłacie i jest tak pełen niespodzianek, że lepiej nic nie pisać na jego temat, żeby nie zepsuć lektury tym, którzy nie znają tego tekstu. Rysunki wykonał tutaj znany choćby z Amerykańskiego Wampira Rafael Albuquerque, który świetnie czuje się w wiktoriańskich klimatach, tak samo jak świetnie wypadały kiedyś namalowane przez niego lata dwudzieste i trzydzieste XX wieku w serii o wampirach. Całość zamyka Problem Zuzanny i inne opowiadania, który zbiera kilka krótszych opowiadań, prezentując je w odmiennych graficznie stylistykach. Tytułowy Problem Zuzanny nawiązuje do bohaterki znanej z Opowieści z Narnii i jeśli ktoś chce ustrzec się istotnych spoilerów dotyczących finału dzieła C.S. Lewisa, powinien się poważnie zastanowić, czy warto przeczytać ów tekst. Najciekawiej wypada tutaj Październik w fotelu, być może ze względu na pewne podobieństwa do Sandmana. Wszystkie miesiące roku są w tej opowieści spersonifikowane i zbierają się cyklicznie przy ognisku, by opowiadać niesamowite historie. Glos ma zawsze ten, kto siedzi w fotelu i stąd właśnie tytuł, a sama opowieść Października jest rzeczywiście bardzo mocna, pozostawiając czytelnika w zawieszeniu i nadająca się w sam raz na finał albumu. W rzeczywistości w finale dostaliśmy szalony, krótki, rozgrywający się na kilku całostronicowych planszach Dzień, w którym przybyły spodki, który można potraktować jako doskonałe ćwiczenie z wyobraźni, zakończone cudownie prozaiczną w duchu puentą.
Na pewno niektórzy z czytelników zadają sobie pytanie, po co tak mnożyć komiksowe adaptacje opowiadań Gaimana? Zwłaszcza że są to zwykle bardzo wierne adaptacje, przytaczające tekst znany z książek dosłownie kropka w kropkę. Czy nie lepiej postawić na wyobraźnię czytelnika i zostawić je w pierwotnej formie? Cóż, widocznie na rynku jest po prostu zapotrzebowanie na taką formę gaimanowych opowiadań, a poza tym czujemy rodzaj ciekawości, w jaki sposób kolejni rysownicy poradzą sobie z materią słów, które wyszły spod ręki kultowego autora. Historie wymyślone przez Gaimana dostają w ten sposób drugie życie, można je skonfrontować z własnymi wyobrażeniami, a w wielu wypadkach zyskują na głębi i zostawiają w nas wyraźny, estetyczny ślad. Poza tym świetnie się je czyta w połączeniu z obrazem, co zresztą rodzi tęsknotę za nowymi opowiadaniami autora. Tych w ostatnich latach ciągle brak i na razie muszą nam wystarczyć komiksowe adaptacje tekstów, które dobrze znamy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj