W książce The Final Cut Francis Urquhart to zupełnie inna postać od tej, jaką pożegnaliśmy na zakończenie To Play the King. Wtedy zrezygnowany i przegrany, teraz jeden z najdłużej urzędujących premierów Wielkiej Brytanii. Tylko dni dzielą go od pobicia rekordu Margaret Thatcher w długości piastowania stanowiska. Niestety na drodze do tego imponującego rekordu staje mu jeden mały szczegół: wybory, a konkretnie wisząca nad nim groźba sromotnej klęski i rozłamu we własnej partii. Jednak Francis Urquhart nie byłby sobą, gdyby poddał się bez walki. To bohater przyzwyczajony to brania spraw w swoje ręce, bycia reżyserem wydarzeń i panem własnego losu. Jeśli zatem zmuszony będzie zejść ze sceny, to zrobi to z sobie tylko właściwym przytupem, tak by przez lata opowiadano o tym legendy. ‌The Final Cut to książka, w której narracja prowadzona jest w dość niespieszny sposób, jak dla mnie czasem trochę zbyt powolny, ale po kilku rozdziałach można się do tego przyzwyczaić. Fabuła opowiadana jest z perspektywy kilku bohaterów rozrzuconych po różnych miejscach na świecie. Wydarzenia widzimy zatem oczami nie tylko samego Urquharta, ale również jego politycznych przeciwników i sojuszników, a nawet, co ciekawe, zwykłych ludzi, na których życie wpływ mają decyzje premiera. Jest to bardzo interesujący zabieg, dodający opowieści realizmu. Dzięki niemu wiemy, że świat House of Cards nie składa się tylko z polityków, dyplomatów, lobbystów i magnatów medialnych, chociaż jak zawsze to oni odgrywają tutaj największą rolę. Francis Urquhart jest na szczycie zbyt długo i ci, którzy w kolejce po władzę nadal stoją oraz czekają na swoją kolej, zaczynają się niecierpliwić. Niełatwo jest jednak pozbyć się tak starego wyjadacza jak F.U.
Źródło: Znak
No właśnie, starość - to ona jest jednym z ważnych elementów The Final Cut. Nawet ktoś taki jak Francis Urquhart nie może się oprzeć upływowi czasu. Wiek emerytalny zbliża się do niego równie szybko co perspektywa pobicia rekordu Margaret Thatcher i jest to jedna z niewielu rzeczy, na które zupełnie nie ma wpływu. Jako człowiek przyzwyczajony do ciągłego kontrolowania i trzymania wszystkiego i wszystkich w garści Urquhart nie radzi sobie z perspektywą emerytury zbyt dobrze. F.U. to tutaj postać zmagająca się z wieloma przeciwnościami. Z jednej strony premier świadom jest upływu lat i zbliżającej się starości, a jednocześnie chciałby jeszcze wiele osiągnąć, zapisać się na kartach historii i mieć pewność, że nikt go nigdy stamtąd nie wymaże. To właśnie to pragnienie zostania zapamiętanym na wieki sprawia, że Urquhart nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swój cel. Z drugiej jednak strony przeciwnicy nie dorastają mu nawet do pięt. Urquhart ma zawsze jakiś plan, jest o kilka kroków przed wszystkim, a oni zupełnie nie zdają sobie z tego sprawy. Jego główny oponent, Tom Makepeace, to postać ciekawa, ale na tle premiera wypadająca blado. Wiem, że zabrzmi to źle, ale Makepeace jest prawy i dobry, więc w ostatecznym rozrachunku też nudny i przewidywalny. Nie ma w nim nic z perfidii i nikczemności jego przeciwnika. W realnym świecie byłby to zapewne jego atut, ale w House of Cards jest to jego największa słabość. The Final Cut to świetne zakończenie trylogii z premierem Wielkiej Brytanii w roli głównej – przemyślane, dopracowane i niedające się przewidzieć aż do ostatniej strony.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj