Niestety, w przypadku "Immortals" scenariusz ponownie nie jest najwyższych lotów, a sama opowieść jest bardzo prosta. Fabuła inspirowana jest mitologią grecką i skupia się na Tezeuszu, który będzie musiał walczyć po stronie ludzi przeciwko złemu królowi Hyperionowi. Hyperion, niegdyś zdradzony przez bogów, chce uwolnić tytanów i z ich pomocą zniszczyć Zeusa i resztę mieszkańców Olimpu.
[image-browser playlist="604117" suggest=""]©2012 Monolith Video
Cała historia jest prosta i liniowa. Brakuje tutaj zwrotów akcji i każdy kolejny krok jest przewidywalny. "Immortals" nie zaskoczą widza niczym szczególnym pod względem samej opowieści. Jest to po prostu kolejna wariacja luźno oparta na mitologii, która posiada jednowymiarowe postacie i klarowną historię walki dobra ze złem.
Bohaterowie są tak samo prostoliniowi, jak wszystko, co nas tutaj otacza. Bardzo słabo wypada Stavros w wykonaniu Stephena Dorffa (postać NIC nie wnosi do fabuły i jej motywy są wielką zagadką) oraz każdy z greckich bogów, na czele z młodym Zeusem granym przez Luke'a Evansa. Wszyscy oni są nijacy. Najwięcej charyzmy i intrygującej energii ma w sobie stary Zeus, w którego wciela się doświadczony John Hurt. Freida Pinto jako Fedra jest tylko ozdobą ekranu, a Stephen Morgan (Klaus z Pamiętników wampirów) sprawia raczej komiczne wrażenie, co chyba nie było zamierzeniem twórców. Na papierze postać wygląda na tragiczną, której emocjonalna sprzeczność i przemiana mogły być fantastycznie ukazane.
[image-browser playlist="604118" suggest=""]©2012 Monolith Video
Jedynie dwie osoby próbują wyjść ponad przeciętność. Henry Cavill jako główny heros Tezeusz pokazuje, że ma w sobie potencjał na gwiazdę kina. W odróżnieniu od wielu aktorów jest wiarygodny w roli twardziela, niesamowicie przekonujący w scenach akcji i obdarzony charyzmą, która pozwala przykuć do ekranu. Mickey Rourke kreuje jedyną postać w filmie, która nie jest do końca jednoznaczna. Pokazuje, że Hyperion prowadzony jest gniewem po śmierci bliskich, którym bogowie nie pomogli. Chęć zemsty za to, że został opuszczony, oszukany przez tych, w których wierzył. Jako brutalny i bezwzględny barbarzyńca wypada dobrze i może podobać się w tej roli.
Płytki scenariusz, jednowymiarowe postacie i prosta historia to wady filmu Tarsema Singha, który nadrabia je sferą wizualną. Tym razem w tym aspekcie inspiruje się twórczością słynnego malarza znanego jako Caravaggio. Gdy zapoznamy się z obrazami słynnego Włocha, odwołanie się do jego prac jest bardzo odczuwalne i wyraźne. Singh razem z operatorem Brendanem Galvinem tworzy oszałamiające, często zapierające dech w piersi kadry. Wiele z nich wygląda jak obraz namalowany pędzlem, który można oprawić w ramkę i powiesić na ścianie. To samo dotyczy kostiumów, które ponownie tworzyła fantastyczna Eiko Ishioka. Zawsze są oryginalne, nietypowe i praktycznie jej praca wydaje się perfekcyjnie łączyć z niekonwencjonalną wizją Tarsema. Wizualny styl jest największa zaleta filmu, dla którego warto go obejrzeć.
[image-browser playlist="604119" suggest=""]©2012 Monolith Video
W scenach akcji Singh także prezentuje dobre widowisko. Sceny walk mają wyśmienitą choreografię i są bardzo efektowne. Co prawda polegają one zawsze na schemacie - wojownik idzie do przodu przedzierając się przez wrogów - ale i tak wygląda to rozrywkowo. W scenie finalnej bitwy z armią Hyperiona dostrzec można schemat zaczerpnięty z "300" - widzimy to, gdy w zwolnionym tempie dochodzi do starcia dwóch armii. Od razu przypomina się scena walki 300 z nieśmiertelnymi wojownikami z Persji. Na tym jednak bym zakończył porównania, gdyż są to bardzo różne produkcje.
Mieszane odczucia pozostawiają olimpijscy bogowie. Przeważnie oczekuję po takich postaciach wyrazistości, charyzmy - każdy powinien być wyjątkowy, mieć coś unikatowego. Tutaj oni wszyscy wydają się nijacy, a sam Zeus staje się bardzo irytujący z upartym przestrzeganiem prawa, które sam ustalił. Twierdzi, że pomoc ludziom sprawi, iż przestaną w nich wierzyć, choć w wielu scenach i tak widzimy, że ludzie tę wiarę i tak już utracili. Nieraz w zachowaniu Zeusa brakuje logiki. Kompletnie nie podoba mi się wygląd tytanów, z których zrobiono bezmyślne zwierzęta. Scena pojedynku bogów z tytanami pozostawiła mieszane odczucia. Z jednej strony jest niesamowicie brutalna i widowiskowa, ale z drugiej zbyt łatwo pozbawiają się życia. Sam sposób ukazania tej sceny przypominał mi grę komputerową.
Gdy przymknie się oko na wymienione wady, "Immortals: Bogowie i herosi" staje się znakomitą wizualną rozrywką, przy której można się dobrze bawić.
Ocena: 6/10