Immortals. Bogowie i herosi #2
Tarsem Singh to reżyser wyjątkowy we współczesnym kinie. Tworzy niesamowicie oryginalne kadry, których wizualne piękno robi piorunujące wrażenie. Problem zawsze polegał na tym, że geniusz wizualny nie szedł w parze z dobrym scenariuszem. Jak jest w przypadku "Immortals: Bogowei i herosi"? Film na DVD w Polsce od 23 marca 2012 roku.
Tarsem Singh to reżyser wyjątkowy we współczesnym kinie. Tworzy niesamowicie oryginalne kadry, których wizualne piękno robi piorunujące wrażenie. Problem zawsze polegał na tym, że geniusz wizualny nie szedł w parze z dobrym scenariuszem. Jak jest w przypadku "Immortals: Bogowei i herosi"? Film na DVD w Polsce od 23 marca 2012 roku.
Niestety, w przypadku "Immortals" scenariusz ponownie nie jest najwyższych lotów, a sama opowieść jest bardzo prosta. Fabuła inspirowana jest mitologią grecką i skupia się na Tezeuszu, który będzie musiał walczyć po stronie ludzi przeciwko złemu królowi Hyperionowi. Hyperion, niegdyś zdradzony przez bogów, chce uwolnić tytanów i z ich pomocą zniszczyć Zeusa i resztę mieszkańców Olimpu.
[image-browser playlist="604117" suggest=""]©2012 Monolith Video
Cała historia jest prosta i liniowa. Brakuje tutaj zwrotów akcji i każdy kolejny krok jest przewidywalny. "Immortals" nie zaskoczą widza niczym szczególnym pod względem samej opowieści. Jest to po prostu kolejna wariacja luźno oparta na mitologii, która posiada jednowymiarowe postacie i klarowną historię walki dobra ze złem.
Bohaterowie są tak samo prostoliniowi, jak wszystko, co nas tutaj otacza. Bardzo słabo wypada Stavros w wykonaniu Stephena Dorffa (postać NIC nie wnosi do fabuły i jej motywy są wielką zagadką) oraz każdy z greckich bogów, na czele z młodym Zeusem granym przez Luke'a Evansa. Wszyscy oni są nijacy. Najwięcej charyzmy i intrygującej energii ma w sobie stary Zeus, w którego wciela się doświadczony John Hurt. Freida Pinto jako Fedra jest tylko ozdobą ekranu, a Stephen Morgan (Klaus z Pamiętników wampirów) sprawia raczej komiczne wrażenie, co chyba nie było zamierzeniem twórców. Na papierze postać wygląda na tragiczną, której emocjonalna sprzeczność i przemiana mogły być fantastycznie ukazane.
[image-browser playlist="604118" suggest=""]©2012 Monolith Video
Jedynie dwie osoby próbują wyjść ponad przeciętność. Henry Cavill jako główny heros Tezeusz pokazuje, że ma w sobie potencjał na gwiazdę kina. W odróżnieniu od wielu aktorów jest wiarygodny w roli twardziela, niesamowicie przekonujący w scenach akcji i obdarzony charyzmą, która pozwala przykuć do ekranu. Mickey Rourke kreuje jedyną postać w filmie, która nie jest do końca jednoznaczna. Pokazuje, że Hyperion prowadzony jest gniewem po śmierci bliskich, którym bogowie nie pomogli. Chęć zemsty za to, że został opuszczony, oszukany przez tych, w których wierzył. Jako brutalny i bezwzględny barbarzyńca wypada dobrze i może podobać się w tej roli.
Płytki scenariusz, jednowymiarowe postacie i prosta historia to wady filmu Tarsema Singha, który nadrabia je sferą wizualną. Tym razem w tym aspekcie inspiruje się twórczością słynnego malarza znanego jako Caravaggio. Gdy zapoznamy się z obrazami słynnego Włocha, odwołanie się do jego prac jest bardzo odczuwalne i wyraźne. Singh razem z operatorem Brendanem Galvinem tworzy oszałamiające, często zapierające dech w piersi kadry. Wiele z nich wygląda jak obraz namalowany pędzlem, który można oprawić w ramkę i powiesić na ścianie. To samo dotyczy kostiumów, które ponownie tworzyła fantastyczna Eiko Ishioka. Zawsze są oryginalne, nietypowe i praktycznie jej praca wydaje się perfekcyjnie łączyć z niekonwencjonalną wizją Tarsema. Wizualny styl jest największa zaleta filmu, dla którego warto go obejrzeć.
[image-browser playlist="604119" suggest=""]©2012 Monolith Video
W scenach akcji Singh także prezentuje dobre widowisko. Sceny walk mają wyśmienitą choreografię i są bardzo efektowne. Co prawda polegają one zawsze na schemacie - wojownik idzie do przodu przedzierając się przez wrogów - ale i tak wygląda to rozrywkowo. W scenie finalnej bitwy z armią Hyperiona dostrzec można schemat zaczerpnięty z "300" - widzimy to, gdy w zwolnionym tempie dochodzi do starcia dwóch armii. Od razu przypomina się scena walki 300 z nieśmiertelnymi wojownikami z Persji. Na tym jednak bym zakończył porównania, gdyż są to bardzo różne produkcje.
Mieszane odczucia pozostawiają olimpijscy bogowie. Przeważnie oczekuję po takich postaciach wyrazistości, charyzmy - każdy powinien być wyjątkowy, mieć coś unikatowego. Tutaj oni wszyscy wydają się nijacy, a sam Zeus staje się bardzo irytujący z upartym przestrzeganiem prawa, które sam ustalił. Twierdzi, że pomoc ludziom sprawi, iż przestaną w nich wierzyć, choć w wielu scenach i tak widzimy, że ludzie tę wiarę i tak już utracili. Nieraz w zachowaniu Zeusa brakuje logiki. Kompletnie nie podoba mi się wygląd tytanów, z których zrobiono bezmyślne zwierzęta. Scena pojedynku bogów z tytanami pozostawiła mieszane odczucia. Z jednej strony jest niesamowicie brutalna i widowiskowa, ale z drugiej zbyt łatwo pozbawiają się życia. Sam sposób ukazania tej sceny przypominał mi grę komputerową.
Gdy przymknie się oko na wymienione wady, "Immortals: Bogowie i herosi" staje się znakomitą wizualną rozrywką, przy której można się dobrze bawić.
Ocena: 6/10
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1992, kończy 32 lat