W piątym odcinku Inwazji ludzie wreszcie poznali genezę niepokojących wydarzeń ogarniających świat. To kosmici. Odkrycie zmroziło krew w żyłach Ziemian. Czy widzowie, po ujawnieniu prawdy, także musieli zbierać szczęki z podłogi?
Oczywiście ten efekt zupełnie nie działa na oglądających, bo jeszcze przed seansem pierwszego epizodu wszyscy wiedzieli, że to przybysze z innej planety zaatakują świat. Dlatego orędzie pani prezydent w końcówce epizodu nie robi żadnego wrażenia i jest oczywistą oczywistością. Po pięciu odcinkach wróg zostaje wreszcie zidentyfikowany. To pokazuje z jak wolnym tempem mamy w
Inwazji do czynienia. Fakt, że jednym z najistotniejszych momentów jest odkrycie tajemnicy ujawnionej już w tytule serialu, nie świadczy dobrze o jakości danej odsłony. Być może w drugiej części produkcji dostaniemy epicki zwrot akcji, który pokaże, że to wcale nie Obcy stoją za inwazją. Teraz jednak trudno o optymizm, bo wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że twórcy ze śmiertelną powagą traktują obraną konwencję i nie planują robić formalnych i fabularnych skoków w bok.
W serialu zaczynają pojawiać się oczekiwane wątki survivalowe. Niestety, wypadają one, jak z resztą wszystko pozostałe, bardzo blado. Młodzi uczniowie, którzy jeszcze niedawno byli uwięzieni w wielkiej rozpadlinie, stanęli przed dylematem, czy zostać w ciężarówce przepełnionej słodyczami, czy ruszyć w stronę cywilizacji. Pusta droga, w okolicy żadnej żywej duszy, a na drodze głodnej młodzieży pojawia się przyczepa z łakociami – ktoś tu ma niebywałego farta. Przymknijmy jednak oko na tę niedorzeczność i skupmy się na tym, co w wątku najważniejsze. Młodzi ludzie rozdzielają się, a Casper zostaje przywódcą z krwi i kości. Nieśmiały chłopak wypowiada się teraz jak lider z prawdziwego zdarzenia, a jego działania warunkowane są poczuciem odpowiedzialności za całą grupę. Wszystko to mało wiarygodne, zbyt powierzchowne i płytkie. Nikt tu nawet nie próbuje zajrzeć w serca bohaterów znajdujących się w sytuacji bez wyjścia. Swojej roli na pewno nie spełniają ponure rozmowy młodych ludzi wciąż pokutujących za grzechy dorosłych. Źli rodzice mają nieszczęśliwe dzieci – kolejna oczywistość odhaczona przez twórców
Inwazji.
Wątki survivalowe pojawiają się też w historii pani Malik. Bohaterka opuszcza rodzinę, żeby pomagać potrzebującym. Na swojej drodze spotyka przystojnego lekarza, z którym bardzo szybko nawiązuje bliską znajomość. Mamy tu kolejną fabularną sztampę – zdradzona żona wdaje się w romantyczną relację z amantem, z którym przeżywa trzymające w napięciu przygody. Z kłopotów wychodzi bogatsza o doświadczenia sprawiające, że staje się silniejsza. Czy tak będzie i tym razem? Trudno spodziewać się drogi na opak, jeśli do tej pory wszystko toczy się według utartych schematów.
Inwazja w warstwie obyczajowej serwuje nam niestety straszne banały, które z każdym odcinkiem irytują coraz bardziej. Nic mądrego nie dowiemy się ani z historii rodziny Malik, ani z wątku Caspera.
W bieżącej odsłonie najgorzej wypada Trevante Cole, u którego absolutnie nic się nie dzieje. Twórcy marnują minuty ekranowe na pokazanie samotnego żołnierza w opuszczonej bazie wojskowej. Marine miota się wśród porzuconych namiotów, a widz zastanawia się nad sensem takiego rozwiązania. Co to w zasadzie daje? Ani w tym atmosfery, ani napięcia. Nie dowiadujemy się również niczego o sensie życia, choć twórcy usilnie próbują zaimplementować każdej sekwencji jakieś przesłanie. Wprowadzanie takich nic nieznaczących segmentów do serialu z i tak ślamazarnym tempem, to wręcz fabularne samobójstwo. Niestety, nie lepiej jest w japońskim wątku, który, mimo że w odróżnieniu od pozostałych, dokądś zmierza, to finalnie i tak nie daje pełnej satysfakcji. Wciąż jesteśmy w zawieszeniu, licząc na przełom, który ostatecznie nie nadchodzi. Takie czekanie jest mocno denerwujące, zwłaszcza że bieg wydarzeń nie przyprawia ani na moment o szybsze bicie serca.
Inwazja to dobrze zrealizowany serial, który ponosi porażkę już na etapie fabularnych założeń. Wydaje się, że twórcy chcieli użyć konwencji science fiction do przekazania kilku prawd o życiu. Sęk w tym, że jak na razie nie ma w tym większej mądrości, a fantastyka jest niczym kwiatek u kożucha. Można mieć coraz większe obawy w kwestii konkluzji serialu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h