O ile forma serialu nie ulega zmianie, to w treści dostajemy dużo nowości. Świat, który znamy z poprzednich serii, teraz wygląda zupełnie inaczej. Rzeczywistość po zombie apokalipsie nie jest jednak taka przerażająca jak np. w The Walking Dead. W Nowym Seattle ludzie muszą koegzystować z martwymi. Jak łatwo się domyśleć, nie wychodzi im to najlepiej. Po obu stronach znajdują się radykałowie, którzy tylko czekają na iskrę, mającą zniszczyć istniejący ład. Twórcy starają się nakreślić tło społeczne, pokazując problemy trawiące nowo powstałą wspólnotę. Ulice pełne są młodych zombie, wyrzuconych z domów przez konserwatywnych rodziców. Ludzie natomiast stykają się z przemocą fizyczną i werbalną ze strony gardzących nimi radykalnych zombie. Drzwi podejrzanych o bycie chodzącymi trupami, ozdabiane są literą „Z”. Wszyscy patrzą na siebie podejrzliwie, dominuje nastrój zagrożenia. iZombie buduje świat, w którym toczy się akcja bez śmieszkowania i fabularnych niedorzeczności. Twórcy dużą uwagę przykładają do przedstawienia rzeczywistości targanej problemami znanymi współczesnym społeczeństwom. Chwała im za to, bo w dzisiejszych czasach gruntowny worldbulding to podstawa, niezależnie, czy oglądamy epicką sagę, czy lekką komedie fantastyczną. Jeśli chcemy stworzyć coś więcej niż tylko komercyjną operę mydlaną, musimy przykładać do tego wielką wagę. iZombie jak na razie robi to właściwie. W tak skrupulatnie nakreślonych realiach spotykamy ponownie głównych bohaterów serialu. Olivia, Clive, Ravi i Major zmagają się z pokłosiem wydarzeń z poprzednich sezonów. Twórcy zafundowali bohaterom też nowe, świeże wątki. Major dostał pod opiekę dwójkę przemienionych nastolatków, którym będzie serwował swoistą „wiedzę o zombiespołeczeństwie”. Można tu się spodziewać ciekawych rozwiązań, bo historie młodzieży są nierozerwalnie związane ze skomplikowanym tłem społecznym New Seattle. Ciekawie jest także u Ravi’ego, który zaczął smakować w ludzkich mózgach. Dzięki szczepionce nie stał się jeszcze stuprocentowym zombie, ale jest na dobrej drodze do tego. Znając Rahul Kohli, szykuje się prawdziwa karuzela śmiechu. Aktor wielokrotnie sprawdzał się jako komik, a umożliwienie mu przechodzenie przemian pod wpływem zjedzonych mózgów to strzał w dziesiątkę. W premierowym odcinki mieliśmy przedsmak tego, co nas czeka i tradycyjnie Ravi dał radę. Jak na razie status quo zostało zachowane tylko u Olivii i Clive’a. Podobnie jak w poprzednich seriach, błyskawicznie rozwiązali zagadkę tygodnia, która tym razem wolna była od haczyków, wybiegów i fabularnych zmyłek. Po zjedzeniu mózgu ofiary Olivia również nie miała wielkiego pola do popisu. Bohaterka jako miłośnik footballu amerykańskiego oraz radykał nienawidzący zombie wypadła zadowalająco, ale nic poza tym. Zdecydowanie miała w swojej karierze ciekawsze przemiany. Warto wspomnieć też o wielkim powrocie Angusa McDonougha, w którego wciela się niezastąpiony serialowy wyjadacz Robert Knepper. Jako prorok odegra w bieżącym sezonie zupełnie inną rolę niż dotychczas. Miejmy tylko nadzieję, że twórcy postanowią jakoś rozdzielić jego wątek z historią syna, bo wałkowaliśmy to przez poprzednie trzy serie i na tym etapie bardzo trudno będzie o kreatywność. Premiera 4. sezonu iZombie trzyma poziom poprzednich serii. Czy to źle? Dla tych którzy liczyli na zmiany i byli znudzeni wyświechtaną formą to nienajlepsza wiadomość. Pozostali z pewnością przyklasną takiemu rozwiązaniu, bo przecież nie ma sensu modyfikować wypracowaną w pocie czoła konwencję. Szczypta kreatywności przydałaby się jednak przy rozpisywaniu zagadek tygodnia, bo nowy sezon zasługiwał na bardziej efektowne otwarcie pod tym względem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj