Grady Hendrix to amerykański pisarz, dziennikarz, publicysta i scenarzysta. Popularność w 2014 roku przyniosła mu powieść Horrorstör, a oprócz tego na swoim koncie ma książki, takie jak: Sprzedaliśmy dusze, Moja przyjaciółka opętana oraz Poradnik Zabójców Wampirów Klubu Książki z Południa. Hendrix mieszka na Manhattanie i był jednym z założycieli festiwalu filmów azjatyckich w Nowym Jorku. Tym razem w ręce polskich czytelników trafiła jego kolejna powieść – Jak sprzedać nawiedzony dom.

Kiedy Louise dowiaduje się, że jej rodzice zmarli, boi się wracać do Charleston. Nie chce mieć do czynienia z domem rodzinnym, wypchanym po brzegi pozostałościami po karierze naukowej ojca i życiowej obsesji matki na punkcie lalek. Nie chce uczyć się żyć bez dwóch osób, które najbardziej kochała. Przede wszystkim zaś nie chce mieć do czynienia ze swoim bratem Markiem, który nigdy nie opuścił ich rodzinnego miasta, jest bezrobotny i ma siostrze za złe jej życiowy sukces. Niestety, będzie potrzebowała jego pomocy, aby przygotować dom do sprzedaży, ponieważ wprowadzenie go na rynek będzie wymagało czegoś więcej niż tylko pomalowania ścian i usunięcia wspomnień z całego życia. Niektóre domy nie chcą bowiem zostać sprzedane – ten również ma inne plany…

Jak sprzedać nawiedzony dom praktycznie od pierwszych stron zrzuca na czytelnika lęki i obawy głównej bohaterki. Atmosfera niepokoju towarzyszy nam od pierwszych rozdziałów, jeszcze zanim na dobre zacznie się właściwy horror. Nic się specjalnego nie dzieje, a jednak czytelnik czuje, że coś wisi w powietrzu i czeka, aż akcja się rozkręci.

Źródło: Zysk i S-ka

Trzeba przyznać, że Jak sprzedać nawiedzony dom wciąga i z zainteresowaniem śledzi się poczynania Louise. Jest tutaj przewidywalnie i nie dostaniemy niczego, czego byśmy nie znali z innych horrorów, ale Hendrixowi bardzo fajnie udaje się ograć znane z tego gatunku motywy. Autor zgrabnie pisze i z tą historią się po prostu płynie.

Powiedzmy sobie szczerze, w którym horrorze nie ma dramatów rodzinnych, nieudanych relacji międzyludzkich. To samo jest u Hendrixa. Tym razem w grę wchodzą relacje między siostrą a bratem, a także po części z ich rodzicami oraz pozostałymi członkami rodziny. Stosunki pomiędzy poszczególnymi bohaterami są wątpliwe, a nad tym wszystkim ciąży widmo rodzinnej tajemnicy sprzed lat, więc dzieje się tutaj sporo.

Niestety dobry początek zostaje zabity przez nijaki środek powieści. Na okrągło powtarzają się te same wydarzenia. Bohaterowie nic nie robią, tylko prowadzą zmierzające donikąd rozmowy. Louise z początku jest zaledwie lekko irytującą postacią, ale im dalej, tym gorzej. Jej potyczki z bratem da się znieść przez chwilę, ale potem zaczyna to eskalować i zamiast skupiać się na rozwijaniu fabuły, to w kółko kręcimy się w martwym punkcie ich niskich lotów kłótni, które niczego nie wyjaśniają, nic nie wprowadzają do tej historii. Interakcje między Louise i Markiem pozwalały zobrazować ich stosunki rodzinne, ale już po kilkunastu podobnych scenach czytelnik ma dość i czeka, aż coś się zadzieje.

Bliżej końca akcja na chwilę zwalnia, a wydarzenia zaczynają się robić absurdalne – nawet jak na horrorowe standardy. W końcówce Hendrix już w ogóle popuścił wodze fantazji. Nie wyszło przerażająco, a groteskowo i śmiesznie.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj