Kajko i Kokosz doświadczyli ostatnio swoistej nobilitacji – ich przygody zaczęły ukazywać się w wyczekiwanych przez fanów wydaniach zbiorczych określanych mianem Złotej Kolekcji. Zapewne nie wszyscy wiedzą, ale również przygody Kajtka i Koka były jakiś czas temu wydawane w twardej oprawie w egmontowskiej serii Klasyka Polskiego Komiksu, tyle że głównie w wersji czarno-białej. I w takiej właśnie formie Londyński kryminał ukazał się w albumie Kajtek i Koko w Londynie. Nakłady tych albumów dawno się wyczerpały i Egmont zaczął wznawiać Kajtka i Koka w klasycznej formule, w jakiej kiedyś wychodziły serie Christy, tyle że w wersji zremasterowanej, czyli pokolorowanej i poddanej obróbce graficznej. Oryginalnie przygody Kajtka i Koka ukazywały się w postaci pasków komiksowych w gazetach przez całe lata sześćdziesiąte XX wieku i na początku siedemdziesiątych. Londyński kryminał powstał tuż przed najdłuższą, najbardziej rozbudowaną opowieścią Christy, czyli przed Kajtkiem i Koko w kosmosie. To w tej ostatniej ukształtował się  w pełni wzorzec twórczości Christy, który pozwolił mu potem zająć się ukochanymi przez czytelników przygodami Kajka i Kokosza. Natomiast w Londyńskim kryminale możemy obserwować, jak artysta z dużym już  dorobkiem dopiero szykował się do długiego, komiksowego lotu. Fakt, że przed Londyńskim kryminałem Christa miał już na koncie mnóstwo komiksowych opowieści świadczy o tym, jak wiele czasu artysta musi poświęcić, by osiągnąć wyśrubowany, komiksowy  poziom, który w jego przypadku znamy z “Kajka i Kokosza” czy Bajek dla dorosłych.
Źródło: Egmont
Londyński kryminał to dla obu bohaterów komiksu trochę kryminał z przypadku. Kajtek i Koko to z zawodu marynarze, którzy zawitali właśnie do Londynu i przypadkowo wplątują się w kryminalną intrygę. Sprawa dotyczy skradzionego w willi lorda Chewroleta brylantowego naszyjnika i wcale nie należy do prostych. Christa idzie w fabule swoją drogą. I choć czuć w tej opowieści ducha Agathy Christie, to nie mamy żadnego morderstwa, bo przecież jest to komiks głównie dla młodych czytelników, który ukazywał się w głębokim PRL-u. W zamian dostajemy galerię zwodniczych postaci, na czele z Emmą,  pełniąca w fabule rolę trochę femme fatale, trochę damy w opałach, do której uczuciem zapała Koko. Reszta bohaterów to już męskie postacie o charakterystycznej fizjonomii, z których w zasadzie każdy ma coś z uszami. Intryga toczy się wartko, acz jest wyraźnie za długa i w pewnym momencie przekombinowana, a niektóre zwroty akcji są tu wciśnięte na siłę. Nie czuć jeszcze tej twórczej swobody, jaką znamy z Kajka i Kokosza, bardziej jest to badanie gatunkowych możliwości, który oferuje Chriście kryminał i próba łączenia kryminalnych motywów z perypetiami Kajtka i Koko. Nie zawsze to działa  właściwie, mamy czasem wrażenie, że Kajtek i Koko są doczepieni do kryminalnej intrygi na zasadzie ćwiczenia stylistycznego, w którym Christa bardziej kształtuje charaktery swoich bohaterów, niż dba o fabularną logikę.
To, co zostało napisane wyżej, można traktować jako zarzut, ale proszę tego tak dosłownie nie odczytywać. To komiks, który dzisiaj czytamy z ponad pięćdziesięcioletniej perspektywy i fakt, że wciąż się go nieźle czyta, powinien nam sporo powiedzieć na temat talentu Janusza Christy. Wszelkie niedociągnięcia schodzą tu zresztą na drugi plan wobec możliwości śledzenia rozwoju bohaterów – zaradnego Kajka i tchórzliwego Koka. Cieszy po prostu to, że mamy możliwość bliskich spotkań z polską komiksową klasyką, dzięki której obserwujemy postępującą ewolucję dwójki bohaterów. A ci przekształcą się w pewnym momencie w swoją wersję 2.0. I dla takich właśnie doznań warto zapoznać się z Londyńskim kryminałem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj