Steve Rogers wciąż nie żyje, a jego arcywróg – Johann Schmidt vel Czerwona Czaszka staje się coraz potężniejszy. Będąc w dziwnej symbiozie z szefem wielkiej korporacji Aleksandrem Lukinem, rozpoczyna realizację planu mającego na celu zniszczenie Stanów Zjednoczonych. Jego machinacje omamiają społeczeństwo – sprawiają, że obywatele tańczą, tak jak im twórca Hydry zagra. To on jest właśnie tytułowym człowiekiem, który kupił Amerykę. Korumpując polityków, manipulując rynkami finansowymi i zarządzając strachem, sprowadza na USA straszliwy kryzys. Czerwona Czaszka, mając u boku Arnima Zolę, Doktora Faustusa i diaboliczną córkę, jest o krok od przejęcia władzy nad światem. Na drodze do wielkiego celu trafia jednak na przeszkodę. Oto powraca Kapitan Ameryka w zupełnie nowej odsłonie. Superbohater siłą pięści niweczy knowania Schmidta. Ostatnie zdanie z poprzedniego akapitu doskonale obrazuje fabułę 4. tomu Kapitana Ameryki Eda Brubakera. Motywy sensacyjne dominują opowieść. To one stanowią klucz do wszystkich wątków i rozwiązują każdą intrygę. W pewnym momencie fabuła robi się dość kuriozalna. Czaszka i jego ekipa w trudzie i znoju machiawelizują, tworząc niebywałe spiski, a wszystko i tak zostaje zniweczone przez prawy sierpowy Kapitana oraz jego nowej drużyny. Same machinacje Schmidta również nie są zbyt finezyjne. To fabularny standard – korumpowanie senatorów i dość proste zagrania manipulacyjne. Nic czego byśmy nie widzieli w setkach filmów z pogranicza sensacji i politycznego thillera. Opowieść więc nie zaskakuje. Co więcej, ulega regresowi w porównaniu do tego, z czym mieliśmy do czynienia wcześniej. Brubaker porusza wyświechtane wątki polityczne. Podchodzi do nich mało kreatywnie i stereotypowo. Absolutnie nie zagłębia się w przyczyny patologii i dysfunkcji systemu, które pozwoliły Schmidtowi osiągnąć to, co osiągnął. Człowiek, który kupił Amerykę idzie więc po linii najmniejszego oporu, a szkoda, bo opowieści graficzne już wielokrotnie zabierały ważny głos w dyskursie na temat społeczno-politycznych problemów świata.
fot. Egmont
Kapitan Ameryka vol.4 taki nie jest, więc czy opowieść działa, chociaż na płaszczyźnie akcji? Tutaj również nie ma fajerwerków. Nagromadzenie klatek komiksowych pozbawionych dialogów jest naprawdę duże. Z czasem na stronach komiksu pojawia się monotonia. Kapitan Ameryka, Falcon i Czarna Wdowa pokonują kolejnych przeciwników – zmienia się jedynie tło potyczek i ewentualne okoliczności. Na szczęście wizualnie starcia nie prezentują się najgorzej. Steve Epting i pozostali rysownicy dbają o wysoki poziom grafiki. Komiks utrzymuje tonację poprzednich tomów. Jest mrocznie i ponuro. Większość wydarzeń toczy się albo w nocy, albo w klaustrofobicznych pomieszczeniach tajnych baz. Jak w takim razie prezentują się główni bohaterowie opowieści? Tym razem na pierwszym planie znajduje się Bucky Barnes, który przywdziewa kostium Kapitana Ameryki. Wkładając maskę z wielkim „A”, przemienia się w Steve’a Rogersa. Wszystkie zagwozdki moralne schodzą na dalszy plan, a nasz heros zyskuje na nieskazitelności. Nie ma już śladu po Zimowym żołnierzu. Kapitan Ameryka znajduje się znów na posterunku. Pozostali protagoniści i antagoniści odgrywają role, w których zostali obsadzeni. Falcon staje się nowym mentorem Bucky’ego, a Czarna Wdowa jego obiektem westchnień. Czerwona Czaszka epatuje złowieszczością, a jego pomagierzy robią wszystko, żeby dorównać szefowi w niegodziwości. Jedyną zmienną stanowi tutaj niejaki William Burnside – szalony odpowiednik Kapitana Ameryki z lat pięćdziesiątych. Z postacią tą związany jest dość ciekawy twist, który na moment ożywia fabułę i sprawia, że bohaterowie tracą grunt pod nogami. Niestety, całościowo Człowiek, który kupił Amerykę zawodzi, bo nie pozwala opowieści zabrnąć w mniej oczywiste rejony. Wszystko jest tutaj standardowe i mało zaskakujące. Politycy są skorumpowani, obywatele łatwowierni, złoczyńcy niegodziwi, bohaterowie nieskazitelni. Próżno szukać zaawansowanej fabuły, sęk w tym jednak, że akcja również wpada w okowy tendencyjności. Czwarty tom Kapitana Ameryki Eda Brubakera to jeden z elementów niezwykle ważnej dla Marvela sagi. Niestety ten fragment epopei pozostawia wiele do życzenia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj