Nintendo miało swoje "Super Smash Brothers", w którym do walki przeciwko sobie stawały postacie przewijające się w grach na konsole tej firmy. Sony najwyraźniej bardzo im owej gry zazdrościło, bo nietrudno zauważyć, na czym All-Stars... jest wzorowane. Można by zarzucać SuperBot Entertainment zrzynanie pomysłów od Ninny, ale prawda jest taka, że wymyślanie koła na nowo nie ma za wiele sensu, tym bardziej że ich system nadaje się doskonale do tego typu gier. W tej branży zresztą od zawsze jedni kopiowali drugich, a nas raczej interesuje tylko efekt końcowy. W tym przypadku z powodzeniem można powiedzieć, że jak najbardziej udany, ale po kolei.

PlayStation All-Stars Battle Royale najprościej byłoby określić mianem bijatyki, ale poniekąd rozminęłoby się to z prawdą. Typowych ciosów jest tu niewiele; częściej będziemy strzelać, rzucać granatami, podkładać miny, kopać beczki w kierunku przeciwnika i robić wiele innych zwariowanych rzeczy, byleby tylko zdobyć przewagę nad innymi. Jeśli ktoś kiedykolwiek zetknął się ze wspomnianym "Super Smash Brothers", to wie, czego mniej więcej może się spodziewać. Zamknięta arena, maksimum czterech bohaterów stających ze sobą w szranki oraz jedna zasada: wszystkie chwyty dozwolone!

Do naszej dyspozycji oddanych zostaje 20 postaci (plus cztery dodatkowe w formie DLC), wśród których znalazł się Jak, Ratchet, Nathan Drake, Sir Daniel, Parappa, Kratos czy Nariko. Jak widać są więc i świeżaki z PS3, i stara gwardia, której młodsza część graczy pewnie nawet nie skojarzy. Wybór jest spory i każdy znajdzie coś dla siebie, razić może jedynie upchnięcie pomiędzy maskotki Sony nowego Dantego z Devil May Cry, Big Daddy'ego z "Bioshocka" czy też Raidena z "Revengeance", którzy przecież pochodzą z tytułów wieloplatformowych. Rozumiem, że taki zabieg miał na celu promocję nowych gier, ale skoro większość postaci jest przedstawicielami tytułów ekskluzywnych, to należałoby się tego trzymać. Tym bardziej że zabrakło chociażby Crasha czy Spyro, którzy w przypadku tej gry powinni być obsadowym pewniakiem. Cóż, czasu nie cofniemy, a wada to raczej i tak niewielka.

[image-browser playlist="590669" suggest=""]
©2012 SCEE

Kiedy już wybierzemy odpowiadającego nam bohatera, to czeka na nas kilka trybów gry. Pierwszym i najważniejszym będzie oczywiście tryb fabularny, w którym stoczymy szereg potyczek, by na końcu zmierzyć się z głównym bossem. Walkę poprzedzają różne cut-scenki opowiadające nam historię danej postaci. W sumie nie jest to nic wyjątkowego, bo i mordobicia nigdy nie grzeszyły skomplikowaną fabułą, ale przynajmniej jako tako spina całość i usprawiedliwia obecność różnorodnych indywiduów. Oprócz tego czeka na nas samouczek, szereg prostych wyzwań (na dobrą sprawę taki bardziej wymagający samouczek) oraz tryb treningowy. Tu pojawia się pierwszy zgrzyt, bo zróżnicowanie rozgrywki jest niewielkie i samotny gracz bardzo szybko zacznie się nudzić. Niby po każdej walce dana postać zdobywa doświadczenie pozwalające odblokować różne drobiazgi, za sprawą których odpowiednią ją spersonalizujemy, ale prawda jest taka, że to dość słaby motywator do okładania sterowanych przez komputer rywali. Esencją All-Stars... jest tak naprawdę multiplayer, od którego ciężko się oderwać. Nieważne czy gramy przez sieć, czy z siedzącymi obok nas na kanapie kumplami - frajda z okładania żywego przeciwnika jest nieziemska, a to, co wyprawia się na arenach, przekracza ludzkie pojęcie. Ta gra to wręcz idealny tytuł imprezowy; jest łatwy w opanowaniu, a gdy już raz go uruchomimy, to minie dobrych kilka godzin, zanim przyjdzie nam odłożyć pady. Szkoda tylko, że - podobnie jak w przypadku trybu dla pojedynczego gracza - brak tu większego zróżnicowania i wszystko sprowadza się do uzbierania jak największej liczby punktów, jednocześnie samemu unikając zgonów. A przecież można było pokombinować z czymś na wzór "Capture the Flag", tym bardziej że gra pozwala dzielić się na drużyny.

Tyle się naprodukowałem, a wciąż nawet nie zająknąłem się o samej mechanice. Otóż każda postać dysponuje trzema różnymi atakami. Wychylając gałkę w odpowiednim kierunku i wciskając konkretny przycisk ataki te można zmieniać - i tak np. jesteśmy w stanie wykonać wślizg, wybić przeciwnika w górę lub zaszarżować. W efekcie liczba ciosów jest całkiem spora, a te z kolei można łączyć w kombinacje, choć wymaga to już większego wgryzienia się w grę. Jest jeszcze blok, który w połączeniu z kierunkiem skutkuje unikami. Prawa gałka to natomiast chwyty, które różnią się w zależności od tego, w którą stronę ją wychylimy. Po arenach porozsiewane są także różne przedmioty pokroju toporów, wyrzutni rakiet czy nawet ryby, którymi możemy się posiłkować w walce. Najważniejsze są jednak ataki specjalne przypisane pod osobny przycisk. Tylko dzięki nim możemy wygrać potyczkę. Zwykłe ciosy nabijają nam trzypoziomowy pasek specjala, który odpalony w odpowiednim momencie może zabić nawet wszystkich przeciwników naraz. Naturalnie im wyższy poziom, tym lepiej, bo wymaga mniejszego wysiłku z naszej strony. Po całkowitym zapełnieniu paska możemy uruchomić niezwykle potężny atak poprzedzony efektowną animacją, który przez kilka sekund pozwoli nam bezkarnie eliminować wszystkich znajdujących się na planszy adwersarzy. Trochę jednak kuleje balans, bo o ile specjale najwyższego poziomu są jednakowo niebezpieczne u każdego, tak te niższego szczebla niekoniecznie. Jedną postacią wystarczy wskoczyć w tłum walczących, aby zdobyć niezbędne punkty, a inną trzeba wyczekiwać dogodnego momentu i wymierzać odległość, aby nasze wysiłki przy żmudnym nabijaniu paska nie poszły na marne. Oczywiście każdego bohatera prędzej czy później da się opanować, ale trochę to razi.

[image-browser playlist="590670" suggest=""]
©2012 SCEE

Zachwycają z kolei areny. Będę szczery, nigdy nie przepadałem za podobnymi cross-overami, bo widok bohaterów z poważnych gier naparzających się z jakimiś pokracznymi stworkami stanowił dla mnie trudne do przełknięcia połączenie. O ile do mieszania postaci z tak odmiennych światów wciąż nie jestem do końca przekonany, tak w przypadku poziomów panowie z SuperBot Entertainment kupili mnie całkowicie. Ponura plansza z "God of War 3", po której nagle zaczynają maszerować ludziki z "Patapona" w rytm charakterystycznej muzyki, po prostu urzeka. Nie sądziłem, że dwie zupełnie różne stylistyki mogą ze sobą tak wspaniale współgrać. A co powiecie na poziom z "Little Big Planet", który ktoś tworzy na waszych oczach, przekształcając go w studio z "Buzz" albo na dojo Mistrza Cebuli, które pociskiem rakietowym rozwala ogromny mech znany z "Killzone 3"? Projekty aren to chyba najmocniejsza strona omawianego tytułu; są dynamiczne, wiele się na nich dzieje i same w sobie mogą być dla gracza zagrożeniem. Pod tym względem PlayStation All-Stars Battle Royale to wzór do naśladowania.

Oprawa wizualna jest kolorowa i cieszy oko, a modele postaci są szczegółowe i nie odbiegają od swoich pierwowzorów z oryginalnych gier. Podobnie sprawa ma się z muzyką, na którą składają się nowe aranżacje znanych motywów, nierzadko wzajemnie się przeplatające. Pod względem technicznym niczego tej grze nie można zarzucić, może poza drobnym mankamentem związanym z polską wersją językową. Z nieznanych mi przyczyn kilku bohaterów mówi po angielsku, co dość dziwnie wygląda w scenach dialogowych, kiedy jedna z postaci posługuje się naszym rodzimym językiem, a drugiej towarzyszą napisy. W sumie jest to drobiazg, bo w przypadku bijatyki mało kto zwróci na to większą uwagę, ale wypada o tym wspomnieć.

Sony sprostało wymaganiom i dostarczyło produkt, przy którym można się naprawdę świetnie bawić. Pozornie prosty system walki jest bardziej zaawansowany, niż mogłoby się wydawać, a każda z postaci diametralnie różni się od pozostałych, co wymusza za każdym razem inny styl gry. Dla niektórych niewątpliwą zaletą okaże się funkcja cross-buy, dzięki której w cenie jednej gry dostaniemy wersje zarówno na PS3 jak i Vitę. Jeśli od dawna marzyliście o tym, aby Uszytkiem obić umalowaną gębę Sweet Tootha, to teraz macie okazję. Długie godziny świetnej zabawy gwarantowane, pod warunkiem, że macie kilku znajomych do wspólnych posiedzeń przy konsoli. W przeciwnym razie dość szybko możecie się znudzić.

Plusy:
+ przyjemny i łatwy do opanowania system walki
+ znane i lubiane postacie
+ świetne, dynamiczne areny
+ oprawa audiowizualna
+ funkcja cross-buy
+ kapitalna w mutli...

Minusy:
- ...ale niekoniecznie w singlu
- brak balansu pomiędzy niektórymi wojownikami
- zabrakło kilku sztandarowych postaci, miejsce których niepotrzebnie zajmują bohaterowie gier wieloplatformowych

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj