Pomysł na serial na papierze prezentuje się obiecująco. „Zwyczajny” facet dostający od Boga misję uratowania świata? Już to jedno zdanie powinno wzbudzić zainteresowanie i chęć zobaczenia, o co chodzi w całej opowieści. Niestety ciekawa koncepcja w rzeczywistości okazuje się niezbyt fascynująca. Przede wszystkim razi w oczy pewnego rodzaju schizofrenia w narracji. Centralnym punktem opowieści jest chęć uratowania w ludziach empatii, sensu istnienia, człowieczeństwa jako takiego. Oglądając pilota nie ma się zupełnie wrażenia, że ludzkości rzeczywiście coś zagraża, że wymaga ochrony. Nakreślony cel jakoś nie przemawia do oglądającego, bo nie zaprezentowano żadnego dosadnego i wielkoskalowego przykładu wskazującego na potrzebę interwencji Kevina. Skoro padło już imię głównego bohatera, należy się mu kilka słów. Kevin, tak samo jak cała historia do tej pory, wzbudza uczucie dysonansu. Pierwsze sceny pokazują człowieka raczej wycofanego, może nawet rozbitego (jak się okazało nie bez przyczyny), a po chwili na ekranie pojawia się żartowniś, sypiący żartami na prawo i lewo. Taki wizerunek za bardzo się gryzie z jakby nie patrzeć niedoszłym samobójcą. Zdecydowanie sprawia to dziwne wrażenie podczas oglądania, brakuje zwyczajnie pewnego poziomu spójności oraz logiki w zachowaniu. Nie chodzi o to, żeby Kevin snuł się non stop zasmucony po ekranie, ale o utrzymanie odpowiedniej proporcji między humorem i dramatem, a ta została trochę zachwiana w pilocie. Pozostałe postacie zostały zarysowane poprawnie i obecnie tylko tyle można o nich powiedzieć. Nie wzbudzają ani szczególnej sympatii, ani specjalnie nie irytują. Serial stawia w głównej mierze na klimat komediowy i lekki ton, ale niestety chyba nie ma szans stać się telewizyjnym Bruce'em Wszechmogącym. Humor w pilocie jest w sumie obojętny i mogło by go nawet nie być. Ponadto przeszkadza momentami nadmierna cukierkowość, choć na szczęście nie ma jej aż tak dużo, a scena z wylatującymi motylkami z szafy stanowi w zasadzie wyjątek. Oby tylko nie pokuszono się o pójście o krok dalej i pokazanie różowych jednorożców, albo czegoś w ten deseń. Przez takie zagrywki serial mógłby popaść w przesadę. Kevin (Probably) Saves the World zapowiadał się intrygująco i niewątpliwie oryginalnie, jednakże wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Jako komedia wypada niespecjalnie, jako dramat niewiele lepiej, jednak trzeba pamiętać, że to jedynie pilot i serial może się po prostu rozkręcić. Na korzyść produkcji może działać potencjał głównej historii, gdyż kilka rzeczy zapowiada się ciekawie. Jaki trening czeka Kevina, w jaki sposób będzie poszukiwał pozostałych prawych ludzi i przede wszystkim, co stanie się po ich zebraniu? Niemożliwe, że głównym celem opowieści jest tylko grupowy „przytulas”. Musi mieć ona w sobie więcej złożoności, inaczej byłoby to ogromne rozczarowanie. Dlatego mimo że pilot można ocenić jako średni, serialu po zaledwie jednym odcinku nie należy jeszcze skreślać. Tylko czy jest to materiał na wieloodcinkową produkcję? Przekonamy się za kilka tygodni.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj