Kevin (Probably) Saves the World w obu odcinkach mocno wchodzi na rejony tzw. procedurala (oparcie na sprawach pojedynczych odcinków), bo jakaś większa historia jest mocno zepchnięta w tło. Wiemy z pilota, że bohater ma pomagać ludziom, by zwiększać swoją energię duchową. Jest to dobry punkt wyjścia dla budowania wątków pobocznych, które pozwolą poznać bohatera oraz całą koncepcję. W tych odcinkach Kevin pomaga rodzinie, która prowadzi browar, oraz dziewczynie, która wychodzi za mąż. Obie historie są proste, pozytywne, bez szczególnie emocjonujących twistów, ale jednocześnie wszystko jest opowiedziane w sposób lekki i zwariowany. Jest to coś dziwacznego i niespotykanego w innych serialach, bo twórcy tworzą tutaj coś na wzór serialu Dotyk anioła. Mamy boską misję, mamy pomaganie ludziom, mamy też atmosferę działającą pozytywnie na widza. Twórcy jednak idą krok dalej i w głównej nie stawiają anioła, ale przeciętnego, fajtłapowatego faceta, który ma być jednocześnie przyczyną humoru w tych scenach. Tutaj jest właśnie problem, bo czasem jest to wszystko zbyt chaotyczne i niespójne. Jako komedia te wątki i zachowania są tak niedorzeczne i absurdalne, że raz bawią, raz irytują. Jako dramat jest zbyt lekko, mało poważnie i bez głębi emocjonalnej. Trudno do końca powiedzieć, co jest przyczyną, że nie do końca oba elementy się nie zgrywają. Prawdopodobnie jest to wina Kevina, który nie jest zbyt ciekawą i sympatyczną postacią. Jego specyfika powinna wzbudzać sympatię, bawić lub przynajmniej interesować, ale póki co Kevin jest obojętny podczas seansu. Tu nawet nie chodzi o aktora, który sprawdza się w odpowiednich scenach, ale bardziej o kwestię rozpisania tej postaci, której absurdalne zachowania czasem przekraczają granice zawieszenia niewiary. Kwestia lunatykowania czy ciągłego gadania do niewidzialnej osoby w miejscach publicznych dawno powinna zaowocować zainteresowaniem innych osób lub służb. Trudno do końca kupić tę konwencję, gdy nie wszystko potrafi dobrze zadziałać w odpowiednim czasie. Być może problemem są postacie, bo wszyscy łącznie z Kevinem wpisują się w określony schemat i na razie nie wychodzą ponad to. To tyczy się jego siostry, siostrzenicy, policjanta, kumpla, byłej dziewczyny i nawet jego anioła-mentorki. Przez trzy odcinki trudno powiedzieć, byśmy kogokolwiek poza Kevinem mogli choć w drobnym stopniu poznać czy polubić. W dobrych serialach to przeważnie jest kwestia wręcz pstryknięcia palcem. Trzy odcinki to minimum, by przedstawić bohaterów na tyle, by można było wyrobić sobie opinię, przemyślenia i poczuć coś, co może przyciągnąć do serialu, lub odepchnąć. Tutaj na razie nie ma nic poza obojętnością. Główny wątek mógłby wyrównać niedociągnięcia lub brak odpowiedniego kształtowania całej koncepcji, ale jest ona tak mocno zepchnięty w tło, że niewiele o nim można powiedzieć. Wiemy, że coś się stało i ktoś działa przeciwko boskim siłom. Wiemy też, że inni wysłannicy dali sobie spokój, więc został tylko Kevin i jego anioł. To trochę za mało, a szkoda, bo trzy odcinki to też minimum, by choć ogólnikowo, ale ciekawie zainteresować tą częścią serialu. A tak to trudno powiedzieć, czy jest w tym jakiś potencjał. Kevin (Probably) Saves the World jest serialem dziwnym. Na pewno jest lekko, przyjemnie i okazjonalnie zabawnie, ale jednocześnie czuć w tym chaos i brak klarownej równowagi pomiędzy dramaturgią, a lekkością opowieści. W całym serialu drzemie potencjał na pozytywną historię w stylu Dotyku anioła czy Autostrady do nieba, czyli czegoś lekkiego i bardzo pozytywnego. Na razie jednak wiele brakuje, by był to aż tak dobry serial.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj