W najnowszym odcinku Koła czasu historię obserwowaliśmy z perspektywy Moiraine, która musiała mierzyć się z różnymi wyzwaniami w Białej Wieży, jednocześnie realizując swój plan. To sprawiło, że ten epizod wyróżnia się na tle pozostałych, w których każdemu głównemu bohaterowi poświęcano podobną ilość czasu. Oczywiście z wyjątkiem tego okresu, gdy Aes Sedai cierpiała z powodu rany i nie brała czynnego udziału w akcji. Ten odcinek przypomina formą rozdział z książki. Robert Jordan w swojej powieści właśnie w taki sposób przedstawiał wydarzenia, koncentrując się na wybranych postaciach. Możliwe, że właśnie taki efekt próbowali osiągnąć twórcy, jednocześnie umożliwiając lepsze poznanie Moiraine, która odgrywa kluczową rolę w historii. W rezultacie akcja mocno zwolniła, co do tej pory nie zdarzyło się w tym serialu.  Młodzi bohaterowie odsunęli się w cień, ale to nie znaczy, że wokół nich nie rozgrywały się ważne wydarzenia. Moiraine szybko zdiagnozowała przyczynę choroby trawiącej Mata. Problem tkwił w sztylecie z czerwonym rubinem, który zabrał z Shadar Logoth. Ten pewnego rodzaju „egzorcyzm” nawet ekscytował, bo wymagał od bohaterki sporego wysiłku. Potwierdziło się, że ten bohater jest wyjątkowy, skoro tak długo opierał się ciemności, mimo że wcale nie przenosi Jedynej Mocy. I to był najciekawszy wątek związany z pozostałymi głównymi bohaterami, których odsunięto w tym odcinku na bok. Ważnym elementem tego epizodu było wprowadzenie postaci Amyrlin, która stoi na czele Aes Sedai w Białej Wieży. Zobaczyliśmy dwa oblicza Siuan Sanche. Najpierw w pompatyczny sposób zaprezentowano ją na oficjalnym stanowisku, gdy przyprowadzono przed nią Moiraine, Liandrin i Alannę. Pokazano ją jako osobę budzącą szacunek i wyniosłą, z przygniatającą osobowością. Co ważne, nie dała się sprowokować Logainowi. Twórcy duży nacisk położyli na to, żeby podkreślić jej potęgę i pewnego rodzaju boskość, ponieważ Tron Amyrlin stoi nawet ponad królami. Trzeba oddać to, że wizualnie Komnata Wieży wyglądała obłędnie, dzięki doskonałej scenografii, fantastycznym efektom komputerowym i pracy kamery (ach, te koliste nawiązania). Majestat w pełnej krasie, który został podsycony jeszcze podniosłą muzyką w tle. Co najmniej jakby widzowie trafili do serialowego odpowiednika Watykanu. Uwadze nie powinny też umknąć piękne suknie, w tym niezwykła kreacja Amyrlin. W każdym razie twórcy nieco zbyt natarczywie próbowali zrobić wrażenie na widzach tym całym przepychem i epickością.
fot. Amazon Prime Video
+5 więcej
Ten zdobny strój Siuan dobrze podkreślał kontrast między pozycją w Białej Wieży a tym,jaką naprawdę jest osobą. Bohaterka nie straciła kontaktu z rzeczywistością i kieruje się rozsądkiem oraz mądrością. Pokazała to w spotkaniu z Egwene i buntowniczą Nynaeve, gdy już nie miała na sobie bogatej, odświętnej sukni. Okazało się też, że ukrywa romans z Moiraine. Twórcy rozwinęli ten motyw (zaczerpnięty z książek), co zaowocowało emocjonalną sceną, gdy jako Amyrlin skazała ją na wygnanie. Z całych sił starała się stłumić uczucia, co nawet lepiej ukazywało jej ludzką stronę. Warto też wspomnieć o retrospekcji, w której Siuan jako mała dziewczynka pomagała niepełnosprawnemu ojcu w połowie ryb (stąd te specyficzne rybackie porównania). To pokazuje, że nie trzeba być wysoko urodzonym, żeby zasiadać na Tronie Amyrlin, lecz posiadać odpowiednie cechy charakteru oraz talent do władania Jedyną Mocą. Można było odpuścić te sceny, ale z drugiej strony uwypukliło to, że pochodzenie nie definiuje ludzi, co jest ciekawą kwestią do rozwinięcia w przypadku Egwene i Nynaeve. Warto wspomnieć o Liandrin, która utrudnia życie Moiraine. Jest podstępna i zdradliwa. Kate Fleetwood gra ją naprawdę świetnie, dlatego jej postać jest tak wyrazista i budzi emocje. Po tym odcinku też nieco lepiej rozumiemy Aes Sedai, które są podzielone na Ajah. Biała Wieża to miejsce złożone z wieloma układami i przymierzami, gdzie nie ma pełnego zaufania między siostrami. A nieuwaga Moiraine zemściła się na niej, a mimo to udało jej się wdrożyć w życie swój plan, a stawką w tej grze jest los świata. Twórcy dobrze zarysowali, jak skomplikowaną instytucją jest Biała Wieża, a i tak można odczuć, że to tylko wierzchołek góry lodowej. Na tym etapie historii tyle informacji wystarczy. W końcowej fazie odcinka zobaczyliśmy, jak Moiraine zebrała całą „drużynę” pod Bramą, żeby kontynuować swoją misję. Z wielkiego miasta przenieśliśmy się na łono natury, a postacie raczej bez większych oporów zgodziły się podążać za Aes Sedai. Jasne, że ma to związek z przepowiednią, ich wyjątkowością we Wzorze oraz wydarzeniami, których doświadczyli do tej pory. Jednak to trochę za mało, żeby tak niemal bez szemrania wkraczać na Drogę, która przyprawia o gęsią skórkę. Wyłamał się z tego Mat, który postanowił nie iść śladami przyjaciół. Może wykazał się rozsądkiem, a może wyczuł mrok czający się na Drodze, który go sparaliżował. Ale ważne, że jako jedyny realnie zakwestionował tę podróż, co wydaje się racjonalną decyzją. Do grupy dołączył Loial, który ze swoim pozytywnym nastawieniem stanie się nawet ciekawszym towarzyszem bohaterów niż ponury i nudnawy Mat. Szósty odcinek Koła czasu miał filmowy rozmach, więc nawet jeśli historia nieco mniej angażowała, to przynajmniej wizualnie stanowiła ucztę dla oka. Emocji też nie zabrakło, choć wydaje się, że twórcy wywołują je nieco na siłę. Dobrze, że starają się, żeby w każdym epizodzie znalazły się wydarzenia lub miejsca, które urozmaicają fabułę i zapadają w pamięć, ale robią to troszkę zbyt nachalnie. Ważne, że historia idzie do przodu, nawet jeśli w tym odcinku zasiedzieliśmy się w Białej Wieży, a większość bohaterów pozostała w cieniu Moiraine. Zapowiada się ekscytujący dalszy ciąg przygody aż do Oka Świata!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj