Loxley to kombinator, o czym wiadomo praktycznie od pierwszego odcinka, gdy się pojawił. Nie dziwi więc fakt, że próbuje wrobić Selfridge'a w konsekwencje swoich machlojek. To buduje otoczkę skandalu wokół sklepu, która nadaje wartości wszystkim wydarzeniom, bo stawka oraz napięcie rośnie wprost proporcjonalnie do niechęci wobec tytułowego bohatera. W tym wszystkim ważną rolę odgrywają May oraz Edwards, którzy pierwotnie działali na szkodę Harry'ego, ale ostatecznie chcą zadośćuczynić. Przez trzy odcinki udaje się znakomicie prowadzić ten wątek, aczkolwiek nie oferując jednoznacznego kierunku, w którym będzie się kierować do wielkiego finału. Konflikt Harry'ego z Loxleyem jest otwartą wojną (scena w domu Selfridge'a, gdzie prawie dochodzi do bójki) i musi on zakończyć się z hukiem.

Agnes od początku serialu wzbudzała sympatię, a jej historię oglądało się najprzyjemniej. Twórcy nadal ciągną wątek trójkąta miłosnego, który jest najsłabszym motywem trzeciego sezonu z uwagi na kompletnie niewiarygodne uczucie względem Victora. Fakt, że Agnes mogła coś czuć do Henriego, jest zrozumiały, ale trudno uwierzyć w to, iż po pięciu latach nagle w tak krótkim czasie dochodzi do zaręczyn. Z Agnes związana jest cała historia LeClerca i jego kłopotów z prawem, która jednocześnie ma kolosalny wpływ na jej związek z Corleano. Twórcom udaje się poprawnie wyjaśnić wszystkie perypetie Henriego, nie robiąc z niego niepotrzebnie szpiega. Happy end jest czymś, co cechuje Mr. Selfridge - i to działa w tym serialu. Tylko czy będzie on związany ze szczęściem Agnes? Na pewno połowicznie tak, bo w końcu po wielu emocjach z zaginięciem George'a chłopak powraca z frontu. Wszystko rozgrywać się będzie pomiędzy Henrim i Victorem, a zwycięzca zdobędzie Agnes. Nie zdziwię się, gdyby twórcy postanowili pójść za wyzwoleniem panny Towler, która ostatecznie zdecyduje się podążać za karierą. Za tą drogą rozwoju stoi jej rozmowa z dziennikarką z dziewiątego odcinka, która wyraźnie jest dla niej inspirująca.

Historia miłosna panny Mardle i młodego Belga jest zbyt przewidywalna i banalna. Wszystko rozgrywa się zgodnie z oczekiwaniami, łącznie z reakcją pana Grove'a. Niby jest sympatycznie, są w tym emocje, ale ta infantylność trochę razi. Na plus wypada zaznaczenie, że pomimo związków panny Marddle i pana Grove oni cały czas do siebie coś czują. Szczególnie widocznie jest to w scenie wyjawienia przez pana Grove'a narodzin syna.

Żaden serial nie angażuje takiej aktorki jak Polly Walker do ról cnotliwych dziewek. Można było spodziewać się, że Delphine Day okaże się zołzą najwyższej klasy, gdyż każdy z trzech recenzowanych odcinków pokazywał nam jej manipulacje i dwuznaczne zachowania. Dlatego też finałowa scena pomiędzy nią a May, która wyczuwa jej zamiary, sprawdza się tak fantastycznie. Tym jednym zachowaniem lady Loxley nadrabia swoje grzechy związane ze spiskiem lorda. Kluczowa jest jednak rozmowa Harry'ego z Delphine, która ostatecznie musi nam udowodnić, czy zmienił się i w istocie porzucił dawny tryb życia pełny kochanek. Jego przemiana cieszy, bo teraz Selfridge staje się postacią ciekawszą. Przypuszczam, że ważnym elementem w tym miejscu jest jego wyprawa do Niemiec. Niepotrzebny jest tutaj wątek problemów zdrowotnych Rose, bo psuje pozytywną otoczkę wytworzoną przez decyzję Harry'ego.

Mr. Selfridge w trzech odcinkach rzetelnie i solidnie rozwija wątki, dostarczając niezłej rozrywki. Dzieje się dużo, momentami jest zabawnie i nie można narzekać na nudę. Serial ma w sobie coś tak przyjemnego, że ogląda się go z nieskrywaną radością.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj