Nie dzieje się zbyt wiele. Już wprowadzenie, w którym dowiadujemy się, że Watson sięgnęła po pudełko ze starymi, nierozwiązanymi sprawami Holmesa, zwiastuje raczej spokojną sprawę. Tym razem chodzi o niewyjaśnione morderstwo. Szybko jednak okazuje się, że głównym motywem jest skamielina miniaturowego tyranozaura będącego odkryciem wartym kilkadziesiąt milionów dolarów. Do tego przeszmuglowanym, bo najprawdopodobniej pochodzącym z Mongolii.
Akcja toczy się szybko, a krąg podejrzanych rośnie. W sprawę wplątany jest naukowiec, kustosz muzeum i przemytnik, który działa pod przykrywką firmy rozwożącej lody. Nie sprawa jest jednak najważniejsza, choć stanowi całkiem miłą ciekawostkę, szczególnie gdy w połowie odcinka pojawia się kolejne morderstwo powiązane ze skamieliną. Bardziej intrygujący od rozwiązania jest rozwój osobisty postaci Holmesa. Od kilku odcinków twórcy skupiają się właśnie na tym, a to pokazując jego relacje z Moriartym, a to z detektywem Bellem. Tym razem poruszają wątek bycia sponsorem Randy'ego. Sherlock nie jest skory do pomagania innym, szczególnie jeśli dotyczy to kwestii uzależnień i problemów personalnych. Woli skupiać się na rozwiązywaniu zagadek. A Randy ma wyraźny problem i oczekuje pomocy.
[video-browser playlist="634267" suggest=""]
Wątek dysonansu pomiędzy rozwiązaniem intrygującej sprawy sprzed lat (do tego - co zostaje podkreślone - Holmes wziął ją, będąc uzależnionym) a pomocą swojemu podopiecznemu mocno wpływa na Sherlocka. Jak jednak widać - bohater się zmienia. Postanawia pomóc młodemu, porozmawiać z nim na swój specyficzny sposób. Chodzi z nim na spotkania i zaczyna się angażować w jego wyjście z uzależnienia. Jest to dobry krok naprzód, aby pokazać, jak pod wpływem Watson i innych postaci zmienia się także Holmes. Mimo że są to jedynie krótkie momenty, dobitnie pokazują, iż Sherlock stale się rozwija.
Czternasty odcinek Elementary zwalnia tempo. Podobny motyw zastosowano już w pierwszym sezonie, gdzie w połowie serii otrzymaliśmy kilka motywów związanych z wątkiem głównym, a potem długo toczyły się zwyczajne sprawy. W drugim sezonie mieliśmy już rewelacyjne odcinki rodzinne, gdzie liczyły się relacje pomiędzy Sherlockiem a Mycroftem. Prawdziwa bomba nastąpiła w dwunastym odcinku, zaś dwa kolejne to wyraźne zwolnienie tempa i skupienie się na Sherlocku oraz jego relacji z otoczeniem. Podobnie jak Marcin Wójcik przy okazji recenzji poprzedniego odcinka, mam pewne wątpliwości, czy idzie to wszystko w dobrą stronę. Sezon drugi po znakomitym początku zdecydowanie zwolnił. Sprawy wydają się mniej ciekawe, a przecież to serial kryminalny. Również stawiam duży znak zapytania, czekając na to, jak wszystko się rozwinie. Miejmy nadzieję, że nie będziemy musieli czekać do końcowych dwóch odcinków, aby dostać kolejną bombę fabularną. Elementary zasługuje na o wiele ciekawsze sprawy, szczególnie że relacje Holmes-Watson również mocno zwolniły i niewiele się między bohaterami dzieje. Warto byłoby znów sięgnąć po sprawdzone elementy i pokazać Mycrofta lub, jeszcze lepiej, Irene. Może jakiś motyw zazdrości pomiędzy Joan a Moriarty? Byłoby ciekawie!