Kres Cudów to opowiadanie ze zbioru Szpony i Kły, wydanego pod egidą samego Andrzeja Sapkowskiego, ale pisanego przez innych autorów. Kres Cudów to zawarte w antologii opowiadanie pióra Piotra Jedlińskiego, a w formie audiobooku, czytane przez Jacka Rozenka. Przyjrzyjmy się (czy też przysłuchajmy), jak wypada ta historia o Geralcie, Jaskrze i kresie cudów.
Choć, jak wspomniałem, kolejny tom opowieści o wiedźminie (czy też w wiedźmińskim uniwersum) nie wyszedł spod ręki samego Andrzej Sapkowski, od samego początku czuć w nim specyficzny klimat, za który tak wiele osób pokochało wiedźmiński świat. Klimat ten odnajdujemy również w Kresie Cudów i trzeba przyznać, że już od pierwszych akapitów. Brakuje co prawda nieco świeżości i nowego spojrzenia, ale nie można mieć wszystkiego. Nie można się również dziwić, że to właśnie autor tego opowiadania został laureatem konkursu Nowej Fantastyki, bo od jego opowieści ciężko się oderwać. Kres Cudów, mimo, że nie pozbawiony wad znów rozbudza apetyt na powrót do świata wiedźmina, czy to do książek, komiksów czy do gry.
Historia z pozoru nie jest skomplikowana, nie jest też specjalnie odkrywcza. Ot, po raz kolejny rozpoczyna się na krańcu świata (zresztą o tym, że już raz spotkali się na krańcu świata bohaterowie wspominają), w uroczej z pozoru wiosce pod nazwą Cuda Wianki, gdzie główną atrakcją jest targ różności i cudów, w większości tych nieprawdziwych. Uroczej ale nie spokojnej bowiem odbywający się tam targ ściąga wielu dziwaków, oszustów, kapłanów, czarodziei i całe mrowie innego tałatajstwa (a na dodatek zniknęły gdzieś wszystkie ptaki). Do takiej dziwacznej zbieraniny Geralt i Jaskier pasują jak ulał – wiedźmin znów jest burkliwy, Jaskra znów gonią rządni zemsty za cnotę siostry bracia. Znaczy się, nic nowego pod słońcem, jak mawiano w martwym już języku. Przynajmniej do czasu, bo wdawszy się w dysputę religijną, kończącą się, jak to zwykle przy takim dysputach bywa, srogim mordobiciem, Jaskier i Geralt zmuszeni są poznać niejaką Łowczynię, nieformalną protektorkę wsi. Łowczyni jest wredna, brzydka, zła i bardzo inteligentna, a na dodatek ma plan (jak się domyślamy, podstępny!). Na wyspie nieopodal wioski w ruinach starego kosztelu coś się zalęgło. Coś co Łowczyni chce dopaść, coś równie groźnego co legendarnego. Znów, choć nie chce to musi, Geralt zabiera się za łowy, niechętnie zabierając ze sobą Jaskra, i znów trzeba będzie podejmować decyzje, a każda z decyzji ma swoje konsekwencje. Taki to już klimat wiedźmina, takie to już przekleństwo Białego Wilka, które to autor świetnie wykorzystał, bo przecież nie raz i nie dwa Rzeźnik z Blavkien znajdował się w sytuacji, w której tak naprawdę wyjścia nie było.
Choć historię czyta się przyjemnie, to należy zwrócić uwagę na sam sposób jej podania, bo audiobook jest tu przygotowany na bardzo wysokim poziomie. Po pierwsze, sam Rozenek, którego wiele osób utożsamia już przez grę z głosem Geralta, daje z siebie wszystko, po drugie zaś efekty dźwiękowe zrealizowane są naprawdę świetnie i z dbałością o szczegóły. Dobrze zresztą, bo bez podobnej oprawy, cała historia byłaby uboższa i szczerze powiedziawszy nie wiem czy tak bardzo by mnie wciągnęła, czy tak bardzo zatęskniłbym za pięcioksięgiem i opowiadaniami. To właśnie nagranie sprawia, że ta wtórność, która mogłaby być cokolwiek irytująca, staje się po prostu powodem do nostalgii.
Kres cudów nigdy nie będzie konkurował z dziełami samego ASa, i nie powinien być do nich porównywany, bowiem sam w sobie jest arcyciekawym fanfikiem, który, dodatkowo nagrany jako audiobook sprawia sporo frajdy, i pozwala raz jeszcze zanurzyć się w wiedźmiński świat, powrócić do specyficznego stylu i postaci, do których zdążyliśmy się przyzwyczaić.