Krypton miał wiele problemów w pierwszym sezonie, gdzie nieumiejętność scenarzystów w nadaniu sensu wydarzeniom stawała się bolesnym dowodem na brak wykorzystania potencjału tej historii. Piotr Piskozub wielokrotnie krytykował w końcówce sezonu różne rozwiązania, które wołały o pomstę do nieba. Niestety, ale drugi sezon popełnia znowu wiele podobnych błędów. Przede wszystkim cały sezon opiera się na osobistym rodzinnym konflikcie, który trudno tak naprawdę kupić, czyli Seg, Lyta kontra ich syn generał Zod. Wmawianie widzom ich wzajemnych uczuć, gdy w praktyce nie mają prawa ich czuć, jest niemałym absurdem. Działa to na zasadzie: jestem waszym synem, więc Seg i Lyta od razu wyrażają jakieś emocjonalne reakcje, choć go nie znają i nie mają prawa mieć żadnej więzi. Gdyby to nie był fundament tego sezonu, można byłoby przymknąć oko, ale tak to staje się czasem zbyt komiczne (jak sam fakt z poprzedniej serii, że Lyta wybrała generała, zamiast matki) - szczególnie, gdy twórcy z uporem maniaka piszą w dialogach sztuczne zwroty typu "synu", "ojcze" czy "matko". Kto tak mówi?! Historia wojny domowej na Kryptonie pomiędzy Elami, rebeliantami a generałem Zodem miała wielki potencjał. Jednak gdzieś po drodze został on za bardzo rozwodniony brakiem budżetu i decyzjami determinującymi banalny rozwój wątku. Twist z tym, że Nyssa dostarczyła wadliwe respiratory powietrza, był tak oczywisty, że zdziwienie tej postaci wydaje się niedorzeczne. Porwanie Lyty zostało przeprowadzone w sposób tak prostacki, że nie da się tego kupić. Zwłaszcza że w tej scenie świecące oko przeciwniczki dało się zauważyć na długo przed wystrzeleniem lasera. Zbyt dużo tego typu banałów, które za często obniżają jakość prezentowanej historii. Jednocześnie ma to swoje momenty: rozwój przyjaciela Sega, ciut mniej irytujący Adam czy wparowanie Doomsdaya do walki z rebeliantami, który dał widzom najbardziej brutalne i krwawe momenty tego serialu. Oczywiście obok tego mamy głupoty w postaci dzielnych żołnierzy, którzy bezmyślnie wybiegają zza ochrony przed laserami wprost na potwora... Zresztą ten sam nonsens jest powtórzony w końcowym starciu w śnieżnej scenerii. Od kiedy bitwy z bronią laserową mają sens, gdy wszyscy biegną na siebie i strzelają? W porządku, gdy byliśmy dziećmi i bawiliśmy się żołnierzykami, pewnie mogło tak wyglądać, ale... w serialu to jest nie do zaakceptowania. Czasem myślę, że twórcom brakuje odwagi, bo mają pomysły z wielkim potencjałem. Choćby śmierć Lyty na oczach całej planety to było coś wręcz szokującego i chwilę później kompletnie zniszczonego przez brednie o stworzeniu klona. Jednocześnie jednak mamy świetną postać Brainiaca, w którego doskonale wciela się charyzmatyczny Blake Ritson (fani Demonów da Vinci wiedzą, że jest to postać bardzo ciekawa!). Może jego wątek połączenia z Segiem nie został w pełni wyczerpany, ale każde pojawienie Brainiaca dawało temu serialowi wiele dobrego. Pojawiał się jakiś klimat, a sama postać koniec końców nie była efektem pisania banialuków w scenariuszu, jak pierwsze odcinki z jego "śmiercią" mogły sugerować. Obok tego mamy zaskakująco wręcz interesującą historię genezy Doomsdaya, który - z całym szacunkiem dla Batman v Superman - w tym serialu wygląda o wiele lepiej i jest postacią naprawdę z pazurem. Lobo natomiast to ktoś, kto może wywołać mieszane odczucia - z jednej strony czuć, że charakter komiksowej postaci jest obecny, ale z drugiej strony czasem coś zgrzyta w tym, jak mówi i jaki ma akcent. Tak jakby do końca nie pasuje do wyobrażeń komiksowego odpowiednika. Jednak z każdym jego pojawieniem się wiele zyskiwał i nie jest tak zły, jak mogło wskazywać pierwsze wrażenie. Wielkim problemem serialu Krypton jest oparcie fabuły w jakiejś części na wątkach romantycznych. Prym wiedzie tutaj ckliwa i popadającą w skrajność miłość Sega do Lyty, a końcowe wyjawienie Nyssy, że też go kocha było już niesmaczne i godne brazylijskiej telenoweli. Czasem można odnieść wrażenie, że twórcy nie czują umiaru, sądząc, że to miałoby być sercem serialu, a staje się jego zmorą. Zbyt często budują go złe, nielogiczne zachowania, które nawet w obliczu zaślepienia miłością nie mają żadnego sensu.  Krypton niestety nie kończy historii, którą twórcy sobie wymyślili. Wątek generała Zoda został zamknięty i przynajmniej tyle dobrego, ale kilka innych nie zostało dokończonych. Przez to też, biorąc pod uwagę jakość 2. sezonu, trudno go z czystym sumienie polecić. Ogląda się go lepiej, ma więcej dobrych momentów z potencjałem, ale nadal tyrady głupoty i absurdów są zbyt duże, by móc szczerze się tym cieszyć.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj