"Scream" kontynuuje grę pomiędzy mordercą a Emmą, która przez jej matkę stała się jego celem. W tej chwili wszystko tutaj idzie utartym i oczekiwanym szlakiem. Dobre jest to, w jaki sposób bohaterka zostaje postawiona przed faktem, jak ważna jest jej rola w całym misternym planie zabójcy. Doskonale wiemy, dlaczego Emma postawiła na Brooke, bo była pewna, że zdąży na posterunek i jej druga przyjaciółka będzie bezpieczna. W sumie tutaj pojawia się zgrzyt, bo rozumiem, że spora część gliniarzy pojechała na akcję, ale żeby nagle cały posterunek był wymarłym miejscem? Czemu nikt nie pilnował dziewczyny i po prostu pozwolono jej odejść? Wiele rzeczy w tym miejscu za bardzo razi, abym mógł być usatysfakcjonowany.
W wątku ofiary odcinka twórcy pokazują po raz pierwszy, jak telewizyjny slasher powinien działać. Przez te 3 odcinki obserwowaliśmy dziewczynę, która wzbudzała sympatię, a jej budujące się uczucie do Noah jest w stanie wywołać emocje. I to jest jedyny element tego odcinka związany z ofiarą, który działa. Ta śmierć dla widza ma znaczenie i sens. Doskonale nam też udowadnia, że Noah nie może być mordercą, chociaż mimo wszystko był moim faworytem. Chyba że... nie działa sam? Opcji jest wiele.
[video-browser playlist="727502" suggest=""]
Najmniej ciekawym wątkiem jest ten dotyczący Jake'a i Willa, którzy na razie nie wnoszą nic ciekawego. Obie postacie są nudne, za bardzo stereotypowe, a twórcy nie potrafią nawet pobawić się tym schematem ani rozśmieszyć widza. Nie jest to interesujące, więc pozostaje liczyć, że któryś z nich zaraz stanie się kolejną ofiarą. Zresztą to samo można powiedzieć o Brooke, której schadzki z nauczycielem to powtórka z rozrywki. W tym przypadku twórcy pokazują, że nie mają ciekawego pomysłu.
Zobacz również: „Scream” – będzie 2. sezon
"Scream" mimo wszystko rozwija się dobrym tempem, a całość ogląda się całkiem nieźle. Czuć jednak niedopracowania niektórych wątków i widać, że twórcy nie wykorzystują pełni potencjału tego gatunku.