No wreszcie - chce się krzyknąć, oglądając finałowy odcinek pierwszego sezonu. W końcu "Krzyk" pokazał to, czego oczekiwaliśmy od niego od początku - dał nam prawdziwe emocje! I krew! Dużo krwi.
Tego właśnie oczekuje się od slashera - aby zabójca był rzeczywiście przerażający, by trop podejrzeń mógł paść na każdego z bohaterów i aby morderca przechytrzył protagonistów, ciągle był o krok przed nimi. Wtedy, gdy rzeczywiście uda im się przeżyć, naprawdę się z tego cieszymy. I wtedy rzeczywiście zależy na tym, którego faceta wybierze blondynka i czy inni bohaterowie odkryją zagadki swojej przeszłości, tak jak chcieli twórcy, wkładając zdania werbalizujące tę zasadę w pierwszym odcinku serialu "
Scream".
Finał dał nam wreszcie jakieś emocje i w zasadzie cały był przepełniony szybką akcją oraz niezłymi zwrotami. Dodatkowo skrupulatnie rzucał podejrzenia na każdą z postaci - nigdy nie było w pełni wiadomo, komu można prawdziwie zaufać. Złapałem się na tym, że w scenie, w której Emma mówi Kieranowi o śmierci ojca i nie odbiera mu pistoletu, pomyślałem sobie, że ten zaraz z zimną krwią zastrzeli Noah. To byłaby fajna scena, godna filmowej serii.
Ładnie wrócono także do tradycji filmowego „Krzyku” - biały telefon stacjonarny dzwoni w kuchni, finałowa akcja zawiązuje się nad jeziorem, bohaterowie przywiązani są do krzeseł, a zabójca oczywiście wraca z martwych. Do tego trup wreszcie ścieli się gęsto, a zagrania zabójcy stają się bardziej pomysłowe (lodówka!). Samo rozwiązanie zagadki tożsamości zabójcy jest niezłe, w sumie rzeczywiście nie w pełni spodziewane, bo twórcy skrzętnie pomijali tę postać, rzucając podejrzenia na innych. Obyło się bez szoku i niedowierzania, raczej z pozytywnym pokiwaniem głową. Takie rozwiązanie ma sens. Atutem jest także podwójne rozwiązanie zagadki. Ciekawe tylko, jak twórcy rozwiną tę koncepcję w nowym sezonie. Mają jeszcze trochę czasu, więc liczę na to, że dopracują kolejne odcinki, tak jak to miało miejsce w finale.
[video-browser playlist="747698" suggest=""]
Dzięki szybkiemu tempu akcji nie przeszkadzało też drewniane aktorstwo. Odtwórcy głównych ról mimo kilkutygodniowego stażu w produkcji nie nauczyli się zbyt wiele i nadal niewiarygodnie artykułują niektóre emocje. To sprawia, że od strony aktorskiej to chyba najsłabszy serial MTV. Na szczęście finał pokazał, że format ma rację bytu, więc miejmy nadzieję, że przerwa sprawi, iż wszyscy solidnie się podszkolą.
Czytaj również: „Scream” – będzie 2. sezon
Wszystko wskazuje bowiem na to, że druga seria „
Scream” dotyczyć będzie tych samych bohaterów. Ostatecznie jestem ciekaw, co twórcy zaserwują w nowych odcinkach. Z perspektywy pierwszego sezonu na pewno można im poradzić, aby nie rozwlekali zanadto akcji, tylko utrzymywali tempo takie jak w finale. Krótszy, intensywniejszy serial jest zawsze lepszy niż ten niepotrzebnie przedłużany. W obecnej formie produkcja wygląda nieco tak, jakby ktoś ze scenariusza filmu na siłę chciał utworzyć serial. Za dużo w tym wszystkim
fillerów, niepotrzebnych wypełniaczy. W zasadzie, gdyby serial składał się z trzech odcinków - pierwszego, jednego ze środkowych i ostatniego - byłby świetny. A tak, na dobre momenty trzeba czekać zbyt długo. Na dodatek w tym czasie bohaterowie zaczynają nas nieco do siebie zrażać, więc tym mniej chętnie wraca się do serialu. Fani „Krzyku” powinni być jednak zadowoleni z finału, dlatego sądzę, że można im spokojnie zaproponować obejrzenie odcinków premierowego i ostatniego - powinni być wtedy zadowoleni. No, może dorzuciłbym jeszcze szokującą, krwawą śmierć jednego z bohaterów w odcinku siódmym. To był jeden z mocniejszych punktów produkcji. Sam finał zaś jest na szkolną piątkę.
Ocena sezonu jako całości: 6,5/10
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h