A Discovery of Witches zapowiedziała się naprawdę dobrze, jako świetnie zrealizowane fantasy okraszone nutą romantyzmu i mroku. Odcinek numer cztery zakończył się tak naprawdę w punkcie zwrotnym, gdy Matthew opuścił Dianę, ona sama odkryła, że nie panuje nad drzemiącymi w niej mocami, a magia jaką dysponuje czasem ją przerasta. Dwa kolejne odcinki dalej orbitują głównie wokół tego tematu – kobieta wciąż pozostaje w fazie zaprzeczenia, ale jednocześnie trochę nieśmiało bada swoje umiejętności i powoli otwiera się na ich świadome używanie. Mam jednak lekkie wrażenie, że trwa to już trochę za długo, tym bardziej, że za dwa odcinki zastanie nas koniec sezonu. Jednym z najlepiej zapowiadających się wątków bieżących odcinków jest wątek porwania Diany – w odcinku numer 5. otrzymaliśmy fajny, zaskakujący cliffhanger i wywrócenie sielankowego życia zakochanych do góry nogami. Dawało to duże pole do manewru jeśli chodzi o wprowadzenie kolejnych elementów napięcia i akcji. Być może z powodu zawyżonych oczekiwań czuję trochę niedosyt jeśli chodzi o tę sekwencję – Matthew przecież dotarł do ruin zamku w ciągu kolejnej chwili i jak gdyby nigdy nic odbił Dianę z rąk Gerberta, nie wchodząc z nim nawet w bezpośrednią konfrontację. Liczyłam, że właśnie ten motyw z porwaniem będzie jednym z najistotniejszych punktów serialu. Niestety, tutaj też wszystko skończyło się zdecydowanie za szybko i wygląda na to, że na kulminację trzeba będzie jeszcze poczekać. Szkoda, bo zapowiadało się naprawdę dobrze, a tak naprawdę przez szybkie ucięcie wątku nie zdążyliśmy nawet poczuć odpowiedniego nastroju zagrożenia. Trochę też niecierpliwię się już w czekaniu na to, aż Diana posiądzie pełnię swoich mocy – na razie wciąż jest damą w opresji i nadal jakoś nie pasuje mi to do postaci, za jaką uznałam ją na samym początku sezonu. Clairmont nic tylko ratuje ją z sytuacji podbramkowych, a niektóre sceny są zdecydowanie przesadzone – Dianę przenosi się z miejsca nad miejsce, jak gdyby była niepewnie stawiającym kroki dzieckiem. Nad jej głową rozpostarł się parasol bezpieczeństwa i w jego cieniu postać zdecydowanie traci na wyrazistości. Na tę chwilę bohaterka nadal nie podejmuje samodzielnych decyzji, a jedyne jej postawienie na swoim widzimy wtedy, gdy pyskuje matce ukochanego. Czekam więc i czekam na to, aż pokaże swoją potężną osobowość magiczną – póki co tylko się o tym mówi, ale jakoś nikt nie kwapi się, by pokazać bohaterkę w działaniu, nieustannie we wszystkim oferując jej wyręczenie.
fot. materiały prasowe
Nie da się jednak nie zauważyć, że Diana dostała poważną lekcję w konfrontacji z Satu, którą przegrała z kretesem. Przykro było patrzeć, jak nowa bohaterka miota nią na lewo i prawo niczym bezwładną kukłą. Mam nadzieję, że właśnie to było momentem przełomowym jeśli chodzi o samą psychikę Diany – takim przysłowiowym kopniakiem do działania, który może w końcu rozpędzić akcję do przodu. Zapowiedzią tego mogą być też słowa wypowiedziane przez kobietę do Clairmonta - że chce sama rozprawić się z czarownicą. Mam nadzieję, że to nie tylko puste deklaracje i że w kolejnych odcinkach rzeczywiście pokaże na co ją stać. Dwa kolejne odcinki A Discovery of Witches trochę zagubiły początkową pewność sezonu – momentami trudno stanowczo orzec, do czego zmierza cała historia, bo na tym etapie wątki zaczynają się nieco plątać. Walczy się i o miłość i o równość i jednocześnie z całą tradycją świata magicznego – ciężar fabularny jest przekładany z jednego wątku na drugi, przez co czasem trudno skupić się w pełni na jednej sprawie i poczuć realne zagrożenie, jakie wisi nad bohaterami. Epizody nieco tracą na jakości także w kwestii realizacji – na pierwszy plan wchodzą bowiem coraz poważniejsze czary, a tym samym i poważniejsze efekty specjalne. Sceny latania niestety wyglądają sztucznie, w momentach, gdy Diana jest odbijana od ścian niczym piłka widać wyraźnie, że „poważne upadki” są asekurowane i tym samym mniej wiarygodne, a wklejony w kadr helikopter budzi lekki śmiech, ponieważ jego śmigła kręcą się tak wolno, że niemożliwym jest, by machina w ogóle utrzymała się w powietrzu... Niemniej, całość wciąż ogląda się naprawdę dobrze, stąd też nie odejmuje gwiazdki od oceny wyjściowej - historia angażuje, a seans przemija nie wiadomo kiedy. Moje uwagi, które dostrzegam po porównaniu bieżących epizodów z tym, co zaproponowano nam na początku, to raczej drobnostki - nie warunkują całego odbioru, a serial dalej dostarcza dużej frajdy. Nie zaprzeczę jednak, że na tym etapie trudno mi przewidzieć, na czym skupią się kolejne odcinki - wciąż czuć, że głównym problemem jest tu przede wszystkim trudna miłość zakochanych, a widmo zapowiedzianej wojny między magicznymi rasami jest na razie tak odległe, że trudno się nawet tą wizją szczególnie przejąć. Czekam na to, co będzie dalej - mam nadzieję, że twórcy nie obniżą poziomu, oferując dobre zamknięcie sezonu. I że w kolejnych odcinkach będzie mimo wszystko trochę zgrabniej i pewniej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj