Księga czarownic: sezon 1, odcinek 5 i 6 – recenzja
Księga czarownic trwa dalej, a Diana i Matthew muszą mierzyć się z coraz poważniejszymi problemami. Czy dwa kolejne odcinki utrzymują poziom?
Księga czarownic trwa dalej, a Diana i Matthew muszą mierzyć się z coraz poważniejszymi problemami. Czy dwa kolejne odcinki utrzymują poziom?
A Discovery of Witches zapowiedziała się naprawdę dobrze, jako świetnie zrealizowane fantasy okraszone nutą romantyzmu i mroku. Odcinek numer cztery zakończył się tak naprawdę w punkcie zwrotnym, gdy Matthew opuścił Dianę, ona sama odkryła, że nie panuje nad drzemiącymi w niej mocami, a magia jaką dysponuje czasem ją przerasta. Dwa kolejne odcinki dalej orbitują głównie wokół tego tematu – kobieta wciąż pozostaje w fazie zaprzeczenia, ale jednocześnie trochę nieśmiało bada swoje umiejętności i powoli otwiera się na ich świadome używanie. Mam jednak lekkie wrażenie, że trwa to już trochę za długo, tym bardziej, że za dwa odcinki zastanie nas koniec sezonu.
Jednym z najlepiej zapowiadających się wątków bieżących odcinków jest wątek porwania Diany – w odcinku numer 5. otrzymaliśmy fajny, zaskakujący cliffhanger i wywrócenie sielankowego życia zakochanych do góry nogami. Dawało to duże pole do manewru jeśli chodzi o wprowadzenie kolejnych elementów napięcia i akcji. Być może z powodu zawyżonych oczekiwań czuję trochę niedosyt jeśli chodzi o tę sekwencję – Matthew przecież dotarł do ruin zamku w ciągu kolejnej chwili i jak gdyby nigdy nic odbił Dianę z rąk Gerberta, nie wchodząc z nim nawet w bezpośrednią konfrontację. Liczyłam, że właśnie ten motyw z porwaniem będzie jednym z najistotniejszych punktów serialu. Niestety, tutaj też wszystko skończyło się zdecydowanie za szybko i wygląda na to, że na kulminację trzeba będzie jeszcze poczekać. Szkoda, bo zapowiadało się naprawdę dobrze, a tak naprawdę przez szybkie ucięcie wątku nie zdążyliśmy nawet poczuć odpowiedniego nastroju zagrożenia.
Trochę też niecierpliwię się już w czekaniu na to, aż Diana posiądzie pełnię swoich mocy – na razie wciąż jest damą w opresji i nadal jakoś nie pasuje mi to do postaci, za jaką uznałam ją na samym początku sezonu. Clairmont nic tylko ratuje ją z sytuacji podbramkowych, a niektóre sceny są zdecydowanie przesadzone – Dianę przenosi się z miejsca nad miejsce, jak gdyby była niepewnie stawiającym kroki dzieckiem. Nad jej głową rozpostarł się parasol bezpieczeństwa i w jego cieniu postać zdecydowanie traci na wyrazistości. Na tę chwilę bohaterka nadal nie podejmuje samodzielnych decyzji, a jedyne jej postawienie na swoim widzimy wtedy, gdy pyskuje matce ukochanego. Czekam więc i czekam na to, aż pokaże swoją potężną osobowość magiczną – póki co tylko się o tym mówi, ale jakoś nikt nie kwapi się, by pokazać bohaterkę w działaniu, nieustannie we wszystkim oferując jej wyręczenie.
Nie da się jednak nie zauważyć, że Diana dostała poważną lekcję w konfrontacji z Satu, którą przegrała z kretesem. Przykro było patrzeć, jak nowa bohaterka miota nią na lewo i prawo niczym bezwładną kukłą. Mam nadzieję, że właśnie to było momentem przełomowym jeśli chodzi o samą psychikę Diany – takim przysłowiowym kopniakiem do działania, który może w końcu rozpędzić akcję do przodu. Zapowiedzią tego mogą być też słowa wypowiedziane przez kobietę do Clairmonta - że chce sama rozprawić się z czarownicą. Mam nadzieję, że to nie tylko puste deklaracje i że w kolejnych odcinkach rzeczywiście pokaże na co ją stać.
Dwa kolejne odcinki A Discovery of Witches trochę zagubiły początkową pewność sezonu – momentami trudno stanowczo orzec, do czego zmierza cała historia, bo na tym etapie wątki zaczynają się nieco plątać. Walczy się i o miłość i o równość i jednocześnie z całą tradycją świata magicznego – ciężar fabularny jest przekładany z jednego wątku na drugi, przez co czasem trudno skupić się w pełni na jednej sprawie i poczuć realne zagrożenie, jakie wisi nad bohaterami. Epizody nieco tracą na jakości także w kwestii realizacji – na pierwszy plan wchodzą bowiem coraz poważniejsze czary, a tym samym i poważniejsze efekty specjalne. Sceny latania niestety wyglądają sztucznie, w momentach, gdy Diana jest odbijana od ścian niczym piłka widać wyraźnie, że „poważne upadki” są asekurowane i tym samym mniej wiarygodne, a wklejony w kadr helikopter budzi lekki śmiech, ponieważ jego śmigła kręcą się tak wolno, że niemożliwym jest, by machina w ogóle utrzymała się w powietrzu...
Niemniej, całość wciąż ogląda się naprawdę dobrze, stąd też nie odejmuje gwiazdki od oceny wyjściowej - historia angażuje, a seans przemija nie wiadomo kiedy. Moje uwagi, które dostrzegam po porównaniu bieżących epizodów z tym, co zaproponowano nam na początku, to raczej drobnostki - nie warunkują całego odbioru, a serial dalej dostarcza dużej frajdy. Nie zaprzeczę jednak, że na tym etapie trudno mi przewidzieć, na czym skupią się kolejne odcinki - wciąż czuć, że głównym problemem jest tu przede wszystkim trudna miłość zakochanych, a widmo zapowiedzianej wojny między magicznymi rasami jest na razie tak odległe, że trudno się nawet tą wizją szczególnie przejąć. Czekam na to, co będzie dalej - mam nadzieję, że twórcy nie obniżą poziomu, oferując dobre zamknięcie sezonu. I że w kolejnych odcinkach będzie mimo wszystko trochę zgrabniej i pewniej.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat