Kto zabił Sarę? to tegoroczny serial meksykański przepełniony wątkami kryminalnymi i opowiadany w pewnym sensie retrospektywnie (co z resztą sugeruje sam tytuł produkcji). Już w pierwszym odcinku jesteśmy świadkami kluczowego wydarzenia – zabójstwa młodej dziewczyny, Sary. Żeby było ciekawiej, wszystko wygląda pozornie jak nieszczęśliwy wypadek – oto grupa (wstawionych już nieco) znajomych śmiga motorówką po jeziorze, tańcząc, śpiewając i korzystając z życia. W pewnym momencie pojawia się pomysł lotu za łódką na spadochronie. To właśnie Sara postanawia, że skorzysta z tej atrakcji jako pierwsza. Wszystko idzie dobrze, dziewczyna unosi się już hen pod chmurami, a pozostali na pokładzie motorówki podkręcają tempo, by dostarczyć jej jeszcze lepszych wrażeń. Świetna zabawa błyskawicznie obraca się w tragedię, gdy linki spadochronu kolejno zaczynają pękać. Sara nie ma żadnych szans na ratunek i ostatecznie spada do wody z ogromnej wysokości, ginąc w zasadzie na miejscu. Pozostawieni w głębokim szoku koledzy i brat dziewczyny nie przypuszczają nawet, że dramatyczny wypadek ma drugie dno, a linki spadochronu celowo zostały wcześniej przecięte. Pierwszy odcinek produkcji, mimo dość intensywnej akcji w scenie otwierającej, pozostawia po sobie mieszane uczucia, czego przyczyną są moim zdaniem kiepskiej jakości efekty specjalne – gdy Sara unosi się wysoko ze spadochronem, obraz prezentuje się trochę sztucznie i wyraźnie widać, że mamy tu do czynienia z produkcją raczej tanią, co czasem jest nieprzyjemne w odbiorze. Na szczęście później już trzymamy się ziemi i nie rzuca się to w oczy jakoś mocno – co prawda sytuacji dramatycznych będzie tu jeszcze cała masa, ale są już rozgrywane bardziej realistycznie. Warto wspomnieć, że sezon składa się tylko z ośmiu odcinków – fakt ich niewielkiej liczby potęguje wrażenie, że w serialu nieustannie coś się dzieje; każdy z epizodów dosłownie naszpikowany jest momentami kulminacyjnymi czy twistami. Nie ma tu mowy o dłużyznach czy nudzie – akcja toczy się na bardzo wysokich obrotach od samego początku aż do końca sezonu. Ma to zarówno swoje plusy, jak i minusy. Choć tytuł produkcji i główny wątek fabuły dotyczy Sary (Ximena Lamadrid), tak naprawdę głównym bohaterem serialu jest jej starszy brat, Alex (Manolo Cardona), który został uznany za winnego wypadku i skazany na 30 lat więzienia. Gdy po zmianie wyroku opuszcza więzienie po 18 latach, przysięga sobie, że odnajdzie winnego i pomści śmierć swojej siostry. Całą przygodę z serialem śledzimy zatem przede wszystkim z perspektywy Alexa – to właśnie on stanowi łącznik z wszystkimi innymi postaciami, które przewijają się przez ekran. A jest ich tu naprawdę dużo – twórcy stworzyli całą gamę wyrazistych postaci, z których każda w jakimś stopniu liczy się dla fabuły. Poza Alexem warto przywołać chłopaka Sary, Rodolfa (Alejandro Nones) i jego młodszego brata, Jose Marię (Eugenio Siller). Na pierwszy plan wysuwa się także ich młodsza siostra Elisa (Carolina Miranda), a także rodzice, przede wszystkim ojciec Cesar (Ginés García Millán), obrzydliwie bogaty właściciel kasyna (które swoją drogą stanowi również mafijne zagłębie handlu ludźmi i tym samym drugie dno całego serialu). Każdy z bohaterów w pewnym sensie jest zamieszany w śmierć Sary, a my wraz z Alexem będziemy kroczek po kroczku odkrywać niewygodną prawdę, wystawiając na próbę wszystkie relacje, jakie mężczyzna zbudował ze znajomymi przez całe życie. Biorąc pod uwagę postacie, w serialu jest naprawdę różnorodnie – rozmaite charaktery fajnie ze sobą współgrają, tworząc spójną całość i dodając rumieńców opowieści. Forma serialu nie jest nowatorska – opowiadanie historii przy pomocy retrospekcji i próba dojścia po nitce do kłębka to nic nowego, jeśli chodzi o kino i telewizję, tym bardziej w gatunku kryminalnym. Serial tak naprawdę broni się przede wszystkim szybkim tempem opowieści, bo same zwroty akcji czasem wydają się przewidywalne i schematyczne. Twórcy używają znanych zmyłek, praktycznie podtykając nam zabójcę Sary pod nos, by za chwilę „zaskoczyć” widza informacją, że to jednak nie on – na te chwyty trudno się nabrać, przez co niektóre twisty fabularne wydawać się mogą zbyt oczywiste. W serialu udało się jednak zachować równowagę w osi czasu – retrospekcji jest w zasadzie tyle samo co akcji współczesnej, a w dodatku obydwie płaszczyzny czasowe, choć zupełnie różne od siebie, są w podobnym stopniu wciągające i równie ważne dla fabuły. Przedstawiana w beztroskich żółtych barwach przeszłość to odkrywanie nowych informacji o kolejnych postaciach i dopełnianie ich obecnego obrazu, teraźniejszość to przede wszystkim rasowe wątki kryminalne, pościgi, porwania, przemoc i seks. Produkcja jest zdecydowanie skrojona pod dorosłego widza, na ekranie odgrywają się co jakiś czas mocne sceny. Czasem nawet mam wrażenie, że jest ich tu aż nadto (szczególnie tych erotycznych – w zasadzie w każdym odcinku ktoś idzie z kimś do łóżka; w pewnym momencie pojawia się uczucie nieprzyjemnego przesytu tymi treściami, a nawet wrażenie taniej telenoweli). Choć sama historia upływa szybko, produkcja ma sporo niedociągnięć – twórcom nie udaje się uniknąć niepotrzebnego patosu i niektóre sceny wydają się niepotrzebnie nadmuchane. W odcinkach, zwłaszcza tych pierwszych, bardzo rzuca się w uszy natrętna muzyka, którą podkłada się dosłownie w co drugiej scenie – zupełnie tak, jakby ilustrowanie dźwiękami tego, co się dzieje, miało wywołać jeszcze więcej emocji (jak można przypuszczać, efekt jest zgoła odwrotny i wypada to po prostu tanio). Niektóre wątki są dość naciągane i trzeba mocno przymykać oko na to, co się dzieje, często odkładając na bok logikę – dobrym tego przykładem jest już sam Alex, który po wyjściu z więzienia (gdzie – przypomnijmy – spędził większość swojego młodzieńczego życia) okazuje się specjalistą od aplikacji szpiegowskich i hakerem lepszym niż najtęższe mózgi w kraju. Nierówności występują też w samej obsadzie, mamy tu bowiem aktorów grających naprawdę dobrze (na prowadzenie wysuwa się Gines Garcia Millan wcielający się w Cesara), jak i straszne klocki drewna, na które aż nie idzie patrzeć (mam na myśli przede wszystkim Nonesa, odtwórcę roli Rodolfa, który jest dla mnie castingowym nieporozumieniem). Ostatecznie, choć sama historia toczy się ciekawie i potrafi zatrzymać przy ekranie, serial nie pozostawia po sobie wyjątkowego czy oryginalnego wrażenia. Ot, wypełniacz wolnego czasu, przy którym można niezobowiązująco pochrupać przekąski. Kto zabił Sarę? to produkcja raczej prosta, technicznie dość przeciętna –  taka, przy której nie trzeba za dużo myśleć. Historia toczy się wartko, a wątki detektywistyczne wciągają, jednak to tyle – mimo kilku poważnych tematów, które tutaj liźnięto, to wciąż przede wszystkim typowy dreszczowiec, który ma po prostu trzymać w napięciu i który nie wymaga od widza emocjonalnego zaangażowania. Bez większych oczekiwań można się tym nawet zainteresować, choćby po to, by poznać odpowiedź na tytułowe pytanie (choć w pierwszym sezonie jeszcze jej nie poznajemy). Ode mnie 6/10.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj