Pierwszy sezon meksykańskiego serialu Kto zabił Sarę? zakończył się cliffhangerem – po odnalezieniu szczątków ludzkich zakopanych we własnym ogródku Alex musi pogodzić się z faktem, że prawda o jego siostrze jest jeszcze bardziej zagmatwana, niż mógłby przypuszczać. Zaproponowany przez twórców zwrot wydarzeń rzeczywiście zaskakuje – przez cały pierwszy sezon Sara jawiła nam się wyłącznie jako ofiara, natomiast teraz na światło dzienne zaczynają wychodzić zupełnie nowe fakty na jej temat. Dowiadujemy się, że dziewczyna zmagała się z poważną chorobą psychiczną, a jej obraz, który zapamiętał Alex, to tylko jedna strona medalu. Pomysł na takie poprowadzenie akcji w nowej serii jest trafiony – od samego początku 2. sezonu czuć coś świeżego i nie ma się wrażenia powielania tych samych schematów, które ciągnięto w serii pierwszej. Paradoksalnie, choć Sara nie żyje, wcielająca się w nią Ximena Lamadrid ma tu do zagrania jeszcze więcej niż w serii numer jeden. Mamy okazję poznać dziewczynę w wielu retrospekcjach, które tym razem nie są tylko nostalgicznymi wspomnieniami jej brata, a rzeczywistymi doświadczeniami, jakie przeżyła. Obraz ofiary zostaje zastąpiony obrazem socjopatki – młoda aktorka ma duże pole do popisu i umiejętnie z niego korzysta. Jej Sara potrafi wywołać skrajne emocje nawet w scenach, w których niewiele mówi czy robi – postać jest trudna do rozgryzienia i przez cały sezon wzbudza nieufność. 2. sezon serialu częściej oddaje głos także pozostałym bohaterom. Rodolfo, Jose Maria, Elisa, Mariana czy Cesar mają dużo więcej do powiedzenia, przez co ich postaci poznajemy bliżej. Jeśli chodzi o budowanie charakterów, serial wypada całkiem przyzwoicie, a postacie są wielowymiarowe. Twórcy coraz chętniej odseparowują bohaterów od Alexa, pozwalając im na większą swobodę – mamy dzięki temu wgląd w ich prywatne relacje, co ostatecznie wychodzi im na dobre. Duża część fabuły skupia się tym razem na związku Chemy z jego partnerem, ale również na samej rodzinie Lazcano - jej wewnętrznych traumach, ranach i zrujnowanych relacjach, które coraz trudniej naprawić. Decyzja o wprowadzeniu do fabuły perspektywy innej niż Alexa okazuje się korzystna – bez jego obecności pozostali bohaterowie w dalszym ciągu są kompletni i samowystarczalni, a ich problemy czy doświadczenia równie ważne, jak misja brata Sary. Oczywiście, w dalszym ciągu szukamy odpowiedzi na kluczowe pytanie zadane w tytule, jednak teraz przyglądamy się sprawie z kilku różnych perspektyw. Tak jak to było ostatnio, także i tym razem w każdym odcinku mamy przynajmniej kilka zwrotów akcji, których zadaniem jest pozostawić widza w konsternacji, co wychodzi raz lepiej, raz gorzej... Nieco bardziej zauważalny jest też fakt, że twórcom brakowało czasem pomysłu na wypełnienie akcji bieżącej – skutkuje to powtarzaniem tych samych scen z innych punktów widzenia. Na pewnym etapie sezonu jest to wyraźnie nadużywane. Może i w nowej serii jest ciekawiej i bardziej różnorodnie, ale z drugiej strony namnożenie wątków i perspektyw sprawia, że do opowieści często wkrada się chaos i - niestety - trochę tania sensacja.  W 2. sezonie otrzymujemy wreszcie odpowiedź na nurtujące nas od samego początku tytułowe pytanie. A przynajmniej wszystko na to wskazywało do momentu, gdy pojawił się finałowy twist. Gdy już historia znajduje swego rodzaju zamknięcie (trochę naiwne, acz w pewnym sensie uzasadnione fabularnie), okazuje się, że w dalszym ciągu nie jest ono zgodne z prawdą. Finałowa rozmowa telefoniczna „prawdziwego zabójcy” jest już przesadą – nie tylko w swoim nieco żenującym brzmieniu (bo nie ma żadnej logiki w tym, by morderca rozmawiał w ten sposób ze swoim wspólnikiem – treść jest ułożona tak łopatologicznie, że aż uszy bolą od słuchania tego naciąganego monologu), ale też przez to, że Nicandro zwyczajnie nie pasuje na mordercę. Nie kupuję jego motywacji, ba, nawet ich dobrze nie znam – jest nadzieja, że trzecia seria (o ile w ogóle powstanie) dopowie to komiczne zakończenie, bo jak na razie zupełnie nie widzę sensu, dla którego to właśnie ten bohater miałby zabić Sarę. Jest to ewidentnie naciągane i stworzone tylko po to, by na sam koniec zaskoczyć widza – zabieg zupełnie niepotrzebny, wręcz niekorzystny dla całego serialu. Nie da się też nie zauważyć braku logiki w wątkach niektórych postaci – przykładem może być niezawodny dotąd Alex, który z jakichś powodów coraz częściej ma związane ręce i nie potrafi połączyć kropek, ale też Marifer, która podstępem chce ujawnić wszystkim całą prawdę (pytanie tylko: w jakim celu, biorąc pod uwagę znaczenie tej postaci dla wydarzeń). Nie rozumiem też rozwiązania wątku Chemy – twórcy pozbawili bohatera wszystkiego, na czym mu zależało, a następnie bez większego powodu wtrącili go do więzienia. Jest to dla mnie przedziwne i niczym nieuzasadnione – nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Jose Maria zwyczajnie przestał być scenarzystom potrzebny i należało podjąć stanowcze kroki, by odsunąć go gdzieś na bok. To, jak postąpiono z tą postacią, aż razi w oczy. Trudno doszukiwać się w tym jakiegoś głębszego celu. No i wreszcie – komediowo wręcz robi się także w samym wątku Sary, ponieważ 2. sezon ujawnia, że dziewczynę chciał zabić chyba każdy ze znanych nam bohaterów. Żeby jeszcze była to jakaś znacząca osoba, której śmierć mogłaby przynieść niezliczone korzyści pozostałym – mówimy jednak o przeciętnej nastolatce z przeciętnej rodziny, która popełniła w życiu parę głupot jak każdy. Im bardziej zastanawiam się nad głównym wątkiem tego serialu, tym mniej poważne wydaje mi się to wszystko. 2. sezon Kto zabił Sarę jest dużo bardziej wielowątkowy, zagmatwany i złożony niż seria numer jeden – niestety coraz bardziej pachnie to telenowelą kryminalną i coraz mniej przypomina thriller. Owszem: wiele wątków znajduje wyjaśnienie; wielu bohaterów zyskuje dodatkowe barwy, opowieść dość dobrze się klei i w dalszym ciągu potrafi przykuć widza do odbiornika. W paru miejscach jednak logika zupełnie kuleje, a część wątków jest mocno naciągana, chyba tylko dla budowania sensacji. Możemy doświadczyć paru cudów, dziwnych zbiegów okoliczności – wszystko to sprawia, że tutaj już nic nie wydaje się pewne. Jeśli serial doczeka się 3. sezonu, można się po nim spodziewać dosłownie wszystkiego – nie jestem przekonana, że to dobrze, bo już teraz twórcy są na cienkiej granicy przekombinowania. Po seansie 2. serii podtrzymuję 6/10, choć tym razem z minusem – choć nie ma nudy, a akcja dalej toczy się wartkim tempem, oko na głupotki fabularne trzeba przymykać coraz częściej i częściej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj