Kung Fu to nowy serial akcji inspirowany kultową produkcją z lat 70. Czy warto obejrzeć?
Kung Fu to serial dość dobrze skupiony na fabule, której centrum stanowi główny wątek rozpisany na cały sezon. Mamy więc pokrótce przedstawioną ekspozycję Nicky i tego, dlaczego znalazła się w klasztorze Shaolin oraz jest pokazany czarny charakter i zarazem główny fabularny cel tego sezonu lub całego serialu. To od razu pokazuje ciut większe ambicje twórców, którym bardziej zależy na opowieści niż na robieniu z Nicky superbohaterki spuszczającej łomot losowym zbirom. Takie ryzyko w tym drzemało, więc dobrze, że nie poszli w tym kierunku. Dzięki sprawnemu rozłożeniu wątków mamy angażującą historię, która ma sens i znaczenie.
Jednym z ciekawszych elementów pilota jest powiązanie interesującej historii z ciekawym aspektem kulturowym. Mamy bowiem w centrum rodzinę pochodzenia azjatyckiego, więc w tym aspekcie pojawiają różne kwestie związane z tradycjami, językiem czy kulturą, które dodają temu smaku. Pokazując życie i trudności takiej rodziny, twórcy nie popadają w ckliwości czy moralizatorski ton, bo czuć, że jest to pokazywane ciekawe i zgodne z oczekiwaniami. Choćby wątek tego, że policja niczego nie zrobi w dzielnicy opanowanej przez chińską triadę. Ten wątek też dobrze napędza historię pod kątem relacji rodzinnych, a nie jak często to bywa w serialach telewizji The CW, na romansach. Wątków romantycznych nie ma żadnych, a twórcy starają się wręcz walczyć ze stereotypami i pokazywać wszystko troszkę inaczej, dodając temu świeżości. Tak na przykład specem od komputerów i hakerką jest siostra głównej bohaterki o aparycji modelki, a nie - jak kiedyś pokazywano w popkulturze - Azjata w okularach.
Nick Shen w wykonaniu Olivii Liang jest postacią wzbudzającą zainteresowanie, choć pierwszy odcinek nie poświęca dużo czasu na rozbudowanie jej charakteru i osobowości. Wiemy, że wzbudza także sympatię, rzuca się do walki bez chwili wahania, a aktorka stara się pokazać ją z różnej perspektywy jako twardą wojowniczkę, siostrę z wyrzutami sumienia czy kochającą córkę. Nie da się też ukryć, że w ostatnich latach etatowy filmowy tata Tzi Ma dalej pokazuje, dlaczego jego osoba wzbudza tyle pozytywnych emocji w tym wszystkim. Na razie niewiele można powiedzieć o pozostałych bohaterów, którzy są poprawni. To wbrew pozorom zaleta, gdy w nowym serialu nie ma kogoś irytującego.
Oczywiście fundamentem
Kung Fu mają być sceny walk, których autorem jest Brett Chen, choreograf popularnego
Wojownika. Zdecydowanie widać jego rękę i oko w tych pojedynkach, bo ma to wszystko jego charakterystyczny styl. W jakimś stopniu problemem jest Olivia Liang i producenci, ponieważ doskonale widzimy, w których scenach aktorka sama wykonuje ciosy, a kiedy zaczynają się triki, by ukryć fakt, że to właśnie kaskaderka, nie Olivia. To zaburza rytm walki i winni są temu producenci, którzy nie chcą ryzykować jej zdrowiem, bo ewentualna kontuzja głównej gwiazdy oznacza opóźnienie w pracach, które i tak długo trwają przez pandemię koronawirusa. Sama Liang jak wiele aktorek długo trenowała taniec, więc fizycznie jest zdolna do tego, by wiarygodnie wykonywać choreografię na ekranie. Jednak nawet w tym aspekcie pojawiają się zgrzyty realizacyjne oraz fizyczne ograniczenia. Weźmy za przykład bójkę pod sklepem z dwoma zbirami, która choć jest kręcona na jednym ujęciu, wypada sztucznie z uwagi na wolne, wypracowane do granic możliwości tempo zadawania ciosów przez pannę Liang. Widać, jak przeciwnik czeka wieczność, by odpowiednio zareagować, więc choć walka jest nakręcona z najlepszą możliwą pracą kamery, w tym aspekcie pojawiają się zgrzyty pilota
Kung Fu. Pozostałe trochę zbytnio trapione są przez montaż, ale nie popada to w skrajności, które nie pozwalają mimo wszystko czerpać przyjemności z tego aspektu serialu. To w dużej mierze efekt
Wojownika, bo Brett Chen postawił tam wysoko poprzeczkę, byśmy oczekiwali odpowiedniego charakteru i choreograficznych szaleństw, ale zarazem Chen musi pracować tutaj z tym, co ma, a choć Liang fizycznie powinna być zdolna do wielu rzeczy, przez łączenie jej pracy z pracą kaskaderki, wypada to po prostu poprawnie, bez efektu wow. Nie ma on tutaj osoby z umiejętnościami w sztukach walki i to niestety widać. To wszystko zmusza do wniosku, że twórcy powinni tutaj obsadzić kogoś, kto trenuje sztuki walki, bo sam pilot pokazuje, że pod kątem aktorskim serial wymaga bardzo niewiele od głównej bohaterki.
Kung Fu w pierwszym odcinku wypada nieźle. Jest interesująca historia z elementem mitycznym, sympatyczna główna bohaterka i trochę akcji. To, czego moglibyśmy oczekiwać, ale zarazem czuć, że daleko jest do wykorzystania budowanego potencjału. Może w kolejnych odcinkach?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h