Gdy film jeszcze na etapie produkcji reklamowany jest jako „polski Bond” czy „polscy Szybcy i Wściekli” to z góry wiadomo, że dobrze nie będzie. No ale jeśli za kamerą staje Władysław Pasikowski, który potrafi tworzyć kino akcji trzymające widza na skraju fotela, to nie może być źle? W końcu Jack Strong, Pokłosie czy nawet Pitbull. Ostatni pies do najgorszych nie należały. Nie były może obrazami doskonałymi, ale dobrze się je oglądało. Niestety, w Kurier próżno szukać klimatu innych filmów Pasikowskiego. Trudno wyczuć, że to w ogóle wyreżyserowana przez niego produkcja. Brak w niej jego charakterystycznego klimatu. Dialogi są sztuczne, pompatyczne i wygładzone. Bohaterowie nawet w chwilach uniesień emocjonalnych nie przeklinają, co u tego reżysera jest nowością. Gdy Jack Strong zaczynał się sceną w tortur, wyznaczało to pewien kierunek filmu. W Kurierze mamy do czynienia raczej z zagubionym rozdziałem Czasu Honoru niż kinem akcji osadzonym pod koniec II wojny światowej. Duży wpływ miał na to niewysoki budżet produkcji, przez co reżyser pewnie musiał iść na wiele ustępstw. Londyn to raptem pokazanie trzech zamkniętych pomieszczeń nagranych gdzieś w polskim studio bez wychodzenia na ulice, bo to już wiązałoby się z ogromnymi kosztami. Problemem może być to, że ten film został bardzo ugrzeczniony i ma raczej stanowić skróconą lekcję historii dla uczniów szkół podstawowych czy licealnych, które tłumnie na ten film się wybiorą w ramach zajęć. Przez co cała opowieść jest mdła. Obserwujemy desperacka drogę Jana Nowaka Jeziorańskiego z Londynu do Warszawy w celu przekazania ważnych informacji generałowi Borowi, ale nie ma w tym żadnych emocji. Zero szaleństwa. Ani razu widz nie czuje zagrożenia, jakie czyha na tego bohatera. Niby ścigają go Niemcy, ale jest to przedstawiane w taki teatralny sposób, że emocje są żadne. Tytułowy Kurier ściga się z czasem, tyle że reżyser nawet nie pokwapił się, by ten upływ czasu był gdziekolwiek widoczny. Brak chociażby dat widocznych na ekranie, by młodzież mogła to wszystko zapamiętać. Przez to można odnieść wrażenie, że będzie miało większego znaczenia to, czy wiadomość dotrze do sztabu za tydzień czy za miesiąc. Philippe Tłokiński stara się, jak może, by tchnąć w graną przez siebie postać trochę życia. Nie można powiedzieć, że jest to aktor bez talentu. Niestety, scenariusz skutecznie uniemożliwia mu pokazanie wachlarza swoich możliwości. Szpieg, w jakiego przyszło mu się wcielić, nie ma szczęścia z kobietami, z gadżetów ma tylko pędzel do golenia z mikrofilmem w środku, a i zabijać też nie za bardzo potrafi. Generalnie bardziej przypomina przypadkowego oficera, któremu powierzono misję przekazania tajnych informacji niż jakiegoś superszpiega. W obsadzie znajdziemy takie szacowne nazwiska jak Baka, Frycz, Pazura, Królikowski, Zamachowski czy Woronowicz, tyle że odgrywają oni jedynie role epizodyczne. Co nie jest koniecznie zarzutem, bo na pierwszy plan wybiją się młodsi mniej znani aktorzy jak Nico Rogner, Julie Engelbrecht czy Martina Butzke. Kurier pomimo pokładanych w nim nadziei jest filmem średnim. Niczym nie wyróżniającym się na tle ostatnio powstałych filmów wojennych. Szkoda, bo możliwości były ogromne, a dostaliśmy kolejną pompatyczną produkcję, która nie wzbudzi oczekiwanych emocji ani dyskusji społecznej o to, czy powstanie warszawskie było potrzebne, czy nie. Jedyne, co ten film utrwala, to fakt, że alianci sprzedali nas Sowietom i bez skrupułów zastąpili jednego okupanta innym.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj