Bloober Team odświeża swoje dawne produkcje i dorzuca coś nowego – spoiwo łączące obie historię, będące nową opowieścią wyjaśniającą wszelkie niedomówienia.
Bloober Team długo trzymało graczy w niepewności, czym tak naprawdę będzie nowe Layers of Fear. Trzecia część? Remake? Reboot? Na odpowiedź trzeba było czekać dość długo, ale ostatecznie dowiedzieliśmy się, że będzie to zbiorcze wydanie zawierające poprzednie części. Twórcy jednak nie chcieli, by przypięto im łatkę osób sprzedających drugi raz to samo, dlatego też napisali nową historię: krótki wątek, który spina wszystko w całość. To opowieść o pisarce uwięzionej w latarni morskiej.
Nowe Layers of Fear jest ulepszoną wersją trzech poprzednich gier: Layers of Fear, Layers of Fear Inheritance, Layers of Fear 2, które przygotowane zostały na silniku graficznym Unreal Engine 5. Mechanika została również uwspółcześniona, dodano pewne opcje graficzne – HDR czy ray tracing. Nowości nie kończą się jednak wyłącznie na oprawie. Mamy tu również wspomnianą już dodatkową historię. Opowieść The Final Note rzuca znacznie więcej światła na wątek obłąkanego malarza, bohatera pierwszej części. Tym razem przedstawiona jest ona z perspektywy jego żony. Tej, jak wiemy, poświęcony jest spory kawałek opowieści, a The Final Note przynosi odpowiedzi na wiele pytań, które padły w LoF, a nigdy nie doczekały się wyjaśnienia.
Grafika
8/10
Podobnie jak wcześniej, tak i tutaj możemy liczyć na kilka zakończeń w zależności od wyborów, jakich dokonamy. Gra nie daje nam wskazówek, w których miejscach dokonujemy wyboru, zatem nie wiemy, co i gdzie zrobiliśmy, że przypadło nam takie, a nie inne zakończenie. Ostatnia Nuta różni się także tym, że nie trzeba tyle zbierać, ile w poprzednich grach.
Historie przedstawione w grach zdecydowanie absorbują, jednak nie są to łatwe opowieści, a raczej próba wejścia w umysł osób, które targane są wewnętrznymi demonami, ostatecznie doprowadzającymi bohaterów na skraj szaleństwa. Tematyka jest trudna, bo ociera się o przemoc, używki i inne motywy, które kojarzą nam się z hulaszczym życiem artystów. Wszak każdy z bohaterów jest na swój sposób artystą (malarz, filmowiec, pisarka, muzyczka). Nie bez powodu to właśnie te postacie są bohaterami gier. Wszak dusza artysty zawsze była tylko rozumiana przez innego artystę.
Symulator chodzenia
Pod względem rozgrywki wszystkie te gry są spójne - to po prostu symulatory chodzenia. Bohaterowie przemieszczają się po korytarzach i pomieszczeniach, często wracając do tych samych miejsc kilkukrotnie. Chodzenie to urozmaicamy sobie, zbierając notatki i listy, które są głównym nośnikiem tła fabularnego. To dzięki nim poznajemy to, co tutaj się tak właściwie wydarzyło i co doprowadziło naszych bohaterów do mentalnego i fizycznego jestestwa właśnie w tym miejscu, gdzie się znajdują.
Od czasu do czasu przyjdzie nam przed czymś uciekać. Zjawą, potworem, którego możemy odstraszyć wiązką światła, a który tak naprawdę siedzi tylko w głowie bohaterów. Ucieczki te podnoszą nam poziom emocji poza skalę, bo ten – dzięki fenomenalnemu klimatowi – jest naprawdę wysoki. Gra oferuje również zagadki do rozwiązania. Głównie są to proste łamigłówki, które należy rozwiązać tylko w jednym pomieszczeniu. Nie trzeba biegać po całym domu czy latarni morskiej, by poszukać klucza do otwarcia drzwi. A nawet jeśli zaszłaby taka potrzeba, to lokacje nie są duże, więc i tak nie zajęłoby to wiele czasu.
Rozgrywka
6/10
Przejedzony LoF-em
W tegorocznym wydaniu LoF otrzymujemy naprawdę sporo zawartości za niewielką cenę. Z grubsza licząc, w pakiecie mamy kilka gier wraz z dodatkami, które nigdy wcześniej nie wyglądały tak świetnie, lecz tak naprawdę jest to ciągle to samo. O ile jeszcze przy pierwszej z gier – niezależnie od tego, którą jako pierwszą będziecie chcieli sobie odświeżyć – rozgrywka wydaje się super, symulator chodzenia wciąga, a artystyczna wizja twórców budzi ogromny podziw, o tyle przy uruchomieniu kolejnej i kolejnej gry zaczyna dopadać nas znużenie, bo jest to ciągle to samo. Ciężki i surrealistyczny klimat szybko zostaje zastąpiony chęcią skończenia w tym miejscu i być może wrócenia do tej przygody w przyszłości. Dlatego w przypadku Layers of Fear istotne jest dawkowanie. To produkcja zbyt dobra (acz powtarzalne produkcje), by przez nasze własne zniechęcenie i zmęczenie materiałem trafiła na półkę, gdzie już kłębi się stos innych gier z łątką „do ogrania na później”. A materiału do ogrania jest tutaj na około 14-15 godzin.
W moim przypadku zacząłem od części pierwszej – chyba najlepszej i najbardziej angażującej przygody. To była pierwsza i najlepsza odsłona LoF, więc mam do niej największy sentyment. Każda kolejna jest niestety słabsza. I tu wcale nie chodzi o to, że są to złe gry, po prostu pierwsza część zawiesiła poprzeczkę tak wysoko, że kolejnym nie udało się do jej poziomu dojść.
Layers of Fear to bardzo ładna, klimatyczna gra ze świetną muzyką Arkadiusza Reikowskiego, oferująca sporo zawartości w nowej aranżacji. Skłamałbym jednak, gdybym napisał, że jest to "must have". Jeżeli w swojej kolekcji macie już poprzednie odsłony i ograliście je w momencie, gdy debiutowały na rynku, to raczej możecie odpuścić sobie tę pozycję. Jeśli jednak nie mieliście kontaktu z tą serią, a chcielibyście nadrobić zaległości, to jest to idealna okazja.
Plusy:
+ świetny klimat;
+ doskonała grafika;
+ znakomite kompozycje muzyczne Reikowskiego;
+ dwie dodatkowe historie.
Minusy:
- tylko symulator chodzenia;
- nudzi na dłuższą metę.