Londyn, lata 60-te XX wieku. Czas gangsterskiej dominacji bliźniaków Kray. Ronald i Reginald owijają sobie wokół palca nie tylko miasto, ale również zagraniczne mafie. Ich potęga narasta, a nazwisko rozbrzmiewa w drżącym głosie wszystkich mieszkańców Wysp. Tak wygląda sytuacja fabularna, w którą wkracza widz, zabierający się za najnowszy film Briana Helgelanda – Legend.
Za tytułową legendę na ekranie robi Tom Hardy – aktor wciela się w obydwu braci i robi to z najwyższą klasą. Potrafi odwzorować zarówno nonszalanckiego i niebezpiecznego Reggiego, jak i zagubionego Ronniego, który nie jest w pełni sił psychicznych. Mimo więzów krwi i podobieństw wizualnych, bracia są różni od siebie w każdym calu – podwójna rola Hardy’ego dodatkowo uwypukla ten ważny dla fabuły aspekt. To właśnie te różnice zaważą na późniejszych losach imperium gangsterskiego, a o tym właśnie traktuje film.
Fakt, iż nie poznajemy genezy przedstawionej nam tu rodzinnej mafii, sprawia, że nasza ciekawość nie zostaje w pełni zaspokojona. Musimy przyjąć do wiadomości, że Londyn rzeczywiście był przed półwieczem we władaniu lokalnych braci gangsterów, jednak o tym, jak do tego doszło, nie mówi się ani słowa. Całą uwagę poświęcono bowiem procesowi ich degradacji – dowiadujemy się w jaki sposób bliźniacy spadli z piedestału do rynsztoku i w czym szukać przyczyn ich porażki. W pewnym momencie dochodzimy do wniosku, że tak naprawdę wszystko sprowadza się do postaci Frances, młodej żony Reggiego (Emily Browning). Od chwili, gdy pojawia się w życiu braci, staje się piątym kołem u wozu (zwłaszcza dla Ronniego, który przyjmuje odtąd pozę zazdrosnego i naburmuszonego szwagra). Wkraczając między zżytych bliźniaków działających w myśl wspólnej idei, doprowadza do licznych kłótni i nieporozumień, które w efekcie końcowym rozbijają mafię w jej zalążku – na płaszczyźnie porozumienia braci. Rola Frances w upadku legendy, jaką byli bracia Kray, zostaje dodatkowo podkreślona - uczyniono z niej narratora całej opowieści. Mimo tego, że pozostaje ona postacią dość mdłą, kluczowej roli dla całej opowieści odmówić jej nie można.
Legend to bez wątpienia historia wielowątkowa – i niestety niekoniecznie jest to dla niej dobre. Chwytając się przeróżnych płaszczyzn i relacji między poszczególnymi postaciami, reżyser zatraca istotę gatunku – w efekcie końcowym nie jesteśmy przekonani o tym, że to, co właśnie obejrzeliśmy, to film stricte gangsterski (a na taki pretendował). Okraszenie go dużą dawką czarnego humoru i wartką akcją, owszem, przyjmuje się całkiem dobrze, jednak cały wątek miłosny, jaki narasta w fabule za sprawą Frances, wprowadza szereg zawirowań. W efekcie końcowym uzyskujemy bardzo dynamiczny obraz, próbujący w dwóch godzinach pokazać nam absolutnie wszystko – a jako, że jest to niemożliwe, dostajemy kilka wątków liźniętych bardzo powierzchownie. Od strony technicznej natomiast bez zarzutów – dbałość o wszelkie szczegóły i szczególiki przekłada się na estetyczne kadry, a cały Londyn zyskuje wizerunek gangsterskiego miasta celebrytów i przepychu. Patrzy się na to naprawdę dobrze.
Gdyby nie rola Toma Hardy’ego, Legend prawdopodobnie byłby obrazem ledwie przeciętnym. To właśnie gra aktorska wynosi go szczebelek wyżej. Wydanie DVD zawiera zwiastun samego filmu, a także kilka zapowiedzi - kinowych oraz DVD. Poza tym, w ruchomym menu mamy standardowy wybór lektora bądź napisów, a także wybór scen. Całość jest zwyczajnie dobra w swojej przyzwoitości – dla głównych kreacji oraz ładnych kadrów warto po nią sięgnąć.