Już od wielu tygodni było wiadomo, że do obsady Legend dołączy Kid Flash – jedna z najsłabszych postaci serialu The Flash. Nudny i irytujący nie mniej niż jego serialowa siostra Wally West miał dostać drugie życie w Legendach podobnie jak wcześniej Malcom Merlin, Damien Darhk czy praktycznie cała ekipa Legend. I wygląda na to, że i tym razem przeniesienie bohatera z jednej serii do Legend było dobrym ruchem. Kid Flash nie przytłoczony innymi bohaterami z Barrym Allenem na czele wypada zdecydowanie lepiej na ekranie. Nagle okazuje się, że nie jest to ten sam szczeniak, na którego cały czas trzeba uważać, zdecydowanie jest mniej irytujący (no chyba że chodzi o innych bohaterów), a przy tym nagle wydaje się, że to naprawdę fajny gość. Jasne, widać tu trochę kalkę charakterologiczną oryginalnego Flasha, niemniej Legendy pokazują (po raz kolejny!), że choć to swoisty śmietnik dla wielu bohaterów Arrowerse, to właśnie tu najbardziej zyskują w oczach widzów. Tak przecież było z wspomnianym Damienem Darhkiem, który jest obecne jedną z moich ulubionych postaci. To w Legendach wykorzystano całkowicie jego potencjał, to tu zobaczyliśmy go w wielu postaciach – bezwzględnego psychopaty, który potrafi być bardzo dowcipny i ironiczny, a teraz jeszcze dostaliśmy go w wersji zakochanego w córce tatusia. I to wypadło naprawdę nieźle. Relacje Nory z Damienem są o wiele lepiej rozpisane i nakreślone, niż Olivera z Williamem. Są zdecydowanie bardziej przekonywujące. Przy tym zobaczyliśmy wiele naprawdę zabawnych scen (m.in. tę, w której Damien ma swoistą terapię ze zwłokami), a przede wszystkim Damiena Darhka w wersji z lat 60. To w pewnym sensie było wstrząsające przeżycie. Widok Darhka z długimi włosami może zapaść w pamięci na naprawdę długo. Naturalnie nie było tak całkiem różowo w ostatnich dwóch epizodach Legend. Zdecydowanie słabiej wypadł odcinek, w którym Legendy cofnęły się do czasów piratów. Gołym okiem widać było nawiązania do Wyspy skarbów czy Piratów z Karaibów. Miejscami było zabawnie, ale częściej jednak miało się ochotę krzyknąć - „Co wy robicie, nie macie z nim szans!”, co oczywiście tyczyło się starć z Damienem Darhkiem. Niemniej największą słabością był wątek miłosny pomiędzy Sarą a Avą. Jeśli wcześniej zarysowywano go w sposób delikatny i nienachalny, tak teraz postanowiono iść na całość i pokazać wszelkie umizgi między obiema paniami. I niestety robiono to dość nachalnie. Plusem całej sytuacji jest to, że między obiema bohaterkami wyczuwalna jest chemia, ale to właściwie wszystko, co można dobrego o tym wątku powiedzieć. Cieszy w tym wszystkim choćby chwilowy powrót Ripa Huntera. Tak jak kiedyś nie znosiłem tej postaci, tak teraz każde jego pojawienie się wnosi coś nowego do fabuły (jak choćby wykasowanie pliku związanego z Avą). To postać o dużym potencjale fabularnym, dlatego dobrze, że twórcy z niego nie rezygnują. Ważnym wydarzeniem była też kwestia samych totemów (bo to przecież o nie tak naprawdę teraz w Legendach chodzi), częściowe wyjaśnienie ich znaczenia oraz dowiedzenie się, dlaczego tyle anachronizmów czasowych powstało w ostatnim czasie. To pokazuje, że ciągłość fabuły cały czas jest zachowana, a każde zdarzenie ma swoje późniejsze uzasadnienie. W serialach Arrowerse to z reguły była rzadkość. Legendy (i tu pewnie się powtarzam), niezmiennie bawią konwencją, fabułą, humorem i fajnym rozpisaniem postaci. Wręcz chciałoby się, aby pozostałe seriale z Arrowerse trzymały podobny poziom, ale niestety, jeśli jeden serial prezentuje go na co najmniej przyzwoitym poziomie, to reszta zaczyna sięgać dna. Ot taka specyfika tego niedużego przecież uniwersum.
Źródło: Dean Buscher/The CW
+12 więcej
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj