Trzeci odcinek serialu Loki zabrał widzów do końcówki XIX wieku, gdzie w końcu mogli poznać ważnego dla fabuły i długo wyczekiwanego Victora Timely'ego. Jak wypadł cały epizod?
W trzecim odcinku Lokiego sprawy w Agencji nie miały się dobrze, bo przycięcie Wrzeciona niewiele dało. Uroboros też nie był w stanie pomóc, więc bezradnie straszył, że wszyscy zginą. Ke Huy Quan w tej roli jest znakomity, a jego komentarze naprawdę bawią. Jednak komiczna postać powoduje, że podchodzimy do sytuacji na zbyt wielkim luzie. Ta stawka zostaje pomniejszona, a walka z czasem nie ma aż takiego znaczenia. Wrażenie to się pogłębia, gdy przenosimy się z bohaterami do przeszłości, w której można zapomnieć o wiszącym nad wszechświatem zagrożeniu.
Wszystkie drogi prowadziły do Victora Timely'ego, którego mieliśmy już okazję zobaczyć w scenie po napisach filmu Ant-Man i Osa: Kwantomania. Przenieśliśmy się do 1893 roku na Wystawę Światową w Chicago, gdzie zaprezentował swój wynalazek. Prototyp Tkalni Temporalnej i krótki wykład o energii i czasie przypominał o misji Lokiego i Mobiusa, którzy podobnie jak Renslayer próbowali się wtopić w tłum. To był dobry moment, aby wyjaśnić fabularne zawiłości i pojęcia, bo ten serial jest dość skomplikowany i czasem można się pogubić, w jaki sposób działają różne elementy tego świata. Mimo wszystko nie mogło zabraknąć dynamicznej akcji, gdy Victor rzucił się do ucieczki. Ze względu na muzykę miała ona charakter komediowy, ale sytuacja nabrała powagi, gdy pojawiła się żądna mordu Sylvie. Znowu trochę dziwi, jak słaby i bezradny wydaje się przy niej Loki, a przecież w poprzednim odcinku widzieliśmy, jak sobie sprytnie poradził, ścigając Brada. Ich konfrontacja nie odznaczała się widowiskowością, ale ich interakcje zawsze są pełne emocji.
Mimo że pogoń trwała, to znacznie więcej uwagi poświęcono wspólnym scenom Ravonny i Victora, aby nakreślić romantyczną naturę ich relacji. Jest to mocno zaskakujące. Podobnie jak w przypadku Lokiego i Sylvie, to emocje i uczucia dochodzą do głosu, gdy trzeba podjąć decyzje i działać. Tym razem Sylvie dała się przekonać, ale nie zrezygnowała z zemsty na Renslayer, z którą w tym odcinku spędziliśmy dużo czasu. Wciąż wokół niej jest mnóstwo tajemnic, a do tego pojawiły się kolejne pytania. Jaki sekret zna Panna Minutka? Chyba ciekawiej by było, gdyby widzom wyjawiono nową informację – moglibyśmy o niej myśleć przez kolejny tydzień, a nie teoretyzować, co to może być. Przez to epizod pozostawił lekki niedosyt.
W nowym odcinku większą rolę odegrała Panna Minutka, która może wyrosnąć na największego złoczyńcę serialu. Pokazała mroczniejsze oblicze, ujawniając swoje pochodzenie oraz niebezpieczne myśli napędzane zazdrością. Można też dostrzec ciekawą analogię między Tym, który Trwa a Tonym Starkiem. Obaj byli wynalazcami i mieli do czynienia z rozwijającą się sztuczną inteligencją. Różnica była taka, że wariant Kanga nie wyposażył Minutki w ciało, a Tony przekroczył tę granicę przy tworzeniu Ultrona. Na razie Panna Minutka wydaje się większym zagrożeniem dla wszechświata niż Victor, który po prostu jest ambitnym naukowcem, chcącym urzeczywistniać swoje pomysły. Czas pokaże, co z tego wyniknie.
Trzeci odcinek Lokiego wprowadził do fabuły Victora Timely'ego, czyli kluczową postać dla serialu, a może nawet całego MCU. Jonathan Majors to naprawdę wszechstronny aktor. Jego Victor nie przypominał ani Tego, który Trwa, ani Kanga z Ant-Mana 3, choć znowu mówił w specyficznym, powolnym stylu, który trochę ociera się o śmieszność. Nie jest wykluczone, że ma to coś wspólnego z jąkaniem się. Mimo wszystko bohater roztacza wokół siebie pewnego rodzaju aurę ważności i szacunku – nie jest kimś, kogo należy lekceważyć, choć nie budzi na pewno takiej grozy jak jego poprzednie warianty.
Serial Loki wciąż prezentuje wysoką jakość – CGI, scenografie i kostiumy imponowały podobnie jak muzyka. Czołówka w wersji retro zabrzmiała świetnie, nastrajając widzów na wydarzenia rozgrywające się pod koniec XIX wieku. Fabuła nie stoi w miejscu – odkrywa przed nami nowe informacje związane z Agencją Ochrony Czasoprzestrzeni. W rezultacie tym razem tytułowy bohater troszkę znalazł się w cieniu Victora. Nie zabrakło też fajnego nawiązania do Baldera Odważnego i pewnego rodzaju komentarza o spłycaniu postaci z nordyckiej mitologii. Teraz ciekawi, jak bohaterowie poradzą sobie z opanowaniem sytuacji w Agencji. Mimo wszystko nie jest to ten poziom emocji, który dostarczał pierwszy sezon, ale wciąż ma czas i duży potencjał, aby się rozkręcić.