Gatunek ten od dłuższego już czasu przeżywa kryzys. Udanych i wartych zapamiętania filmów w ostatnich latach było niewiele. Jeśli dodatkowo wykluczymy wszelkie obrazy związane z kosmitami i inwazją tychże na Ziemię, to okaże się, że te naprawdę wartościowe można policzyć na palcach jednej ręki. Miłośnicy sci-fi nie mieli więc zbyt wielu powodów do radości. Całe szczęście, że raz na jakiś czas trafi się utalentowany reżyser, który potrafi dostarczyć widzom rozrywki na naprawdę wysokim poziomie, jednocześnie nie obrażając jego inteligencji.

[image-browser playlist="597818" suggest=""]
©2012 Monolith Films.

Motyw podróży w czasie poruszano już w kinie niejednokrotnie. Za każdym razem filmowcy mają jednak problem z logicznym ukazaniem tego zjawiska oraz jego następstw. Ciężko mieć o to do nich pretensję, w końcu nikt tak naprawdę nie wie, jakie zasady rządziłyby przemieszczaniu się po linii czasowej, gdyby w ogóle było to możliwe. Uwzględnienie wszelkich paradoksów z tym związanych jest raczej zadaniem niewykonalnym, a już na pewno wymagającym niezwykłej wyobraźni. Nie zamierzam nikogo okłamywać, że "Looper" jest pod tym względem wyjątkiem, bo jeśli poddać go głębszej analizie to pewne błędy są jak najbardziej zauważalne. Niemniej jednak, jak na obraz podejmujący taką tematykę, jest bardzo spójny i przemyślany, a to w zupełności wystarcza, by opowiedzieć świetną historię.

W niedalekiej przyszłości podróże w czasie są już możliwe, ale prawnie zakazane. Korzystają z nich jedynie najwięksi mafiozi. Metody śledcze są tak rozwinięte, że morderstwo nikomu nie ujdzie bezkarnie. Gangsterzy wysyłają więc niewygodną osobę 30 lat w przeszłość, gdzie tzw. looperzy ją zabijają i pozbywają się zwłok. Sposób szybki, łatwy i nie pozostawiający żadnych dowodów. A w dodatku dochodowy, bowiem Joe na wynagrodzenie za swoje usługi narzekać nie może. W pełni korzysta z życia, jeżdżąc drogimi samochodami, sypiając z przygodnie poznanymi kobietami i odurzając się zakrapianym do oczu narkotykiem. Sielanka kończy się jednak w chwili, gdy kolejnym zleceniem okazuje się wysłany z przyszłości... on sam. Joe, nie jest w ciemię bity i nawet pomimo podeszłego już wieku, nie zamierza dać się zabić, obezwładnia więc swoją młodszą wersję i ucieka. Looper musi naprawić swój błąd, nim zrobią to jego pracodawcy, tylko czy tak łatwo pociągnąć za spust, kiedy spogląda się w oczy samemu sobie?

[image-browser playlist="597819" suggest=""]
©2012 Monolith Films.

Właśnie takie filmy chcę oglądać - wciągające, wyważone i najzwyczajniej w świecie dobrze zrealizowane. Dzieło Johnsona to sci-fi w starym dobrym stylu, gdzie przede wszystkim liczy się historia i bohaterowie, a nie audiowizualne fajerwerki. To nie jest ten rodzaj kina, w którym na każdym kroku coś wybucha, kule świszczą, a trup ściele się gęsto. Oczywiście na brak akcji narzekać nie można, ale tutaj każda tego typu scena czemuś służy i jest w pełni uzasadniona fabularnie. W ten sposób widz nie jest przytłoczony i znużony nadmiarem ciągłych pościgów i strzelanin, zamiast tego całkowicie angażuje się w ekranowe wydarzenia, a każda kolejna taka sekwencja staje się nie lada doświadczeniem na długo zapadającym w pamięci.

Reżyserowi należą się zresztą ogromne słowa uznania, bowiem wykazał się ogromnym wyczuciem przy kręceniu scen akcji. Choć ujęcia często są długie, a szybki i chaotyczny montaż nie istnieje, to zdjęciom dynamiki odmówić nie można. Przy czym nie ma momentów, w których zastanawiamy się kto kogo czym i dlaczego. W "Looperze" wszystko jest klarowne. A więc jednak się da, wystarczy tylko chcieć, o czym zdaje się zapominać większość dzisiejszych twórców.

[image-browser playlist="597820" suggest=""]
©2012 Monolith Films.

Produkcja bardzo dobrze wypada pod względem aktorskim. Prawdę powiedziawszy obawiałem się, że Joseph Gordon-Levitt nieszczególnie poradzi sobie w tytułowej roli. Jakoś nie wyobrażałem go sobie w roli twardziela i zimnokrwistego zabójcy, więc zaskoczenie, że udało mu się stworzyć tak wyrazistą kreację było tym większe. W dodatku aktor z powodzeniem naśladuje mimikę Willisa, dlatego bez trudu przyjdzie nam uwierzyć, że wciela się w młodszą wersję postaci granej przez Bruce'a. A skoro już jesteśmy przy tej ikonie kina akcji, to chyba po raz pierwszy od dłuższego czasu nie leci on na autopilocie i poza standardowym wachlarzem kilku grymasów twarzy pokazuje coś więcej, nadając swojemu bohaterowi odrobiny charakteru. Zastrzeżeń nie mam również do Emily Blunt, którą zawsze oglądało mi się z wielką przyjemnością i "Looper" pod tym względem się nie wyłąmuje. Bardzo dobra rola, chociaż szkoda, że jej Sara pojawia się gdzieś dopiero w połowie filmu. Moim osobistym faworytem jest jednak Pierce Gagnon - dzieciak w moim odczuciu zagrał fenomenalnie i pomimo bardzo młodego wieku zdołał pokazać kompletny asortyment emocji od radości poprzez złość i przerażenie. Coś czuję, że rośnie nam kolejna mała gwiazda.

O filmie Johnsona można by naprawdę długo pisać, bo jest to kino, jakiego się obecnie praktycznie nie robi, a którego tak bardzo w obecnych czasach brakuje. To staroszkolne sci-fi w najlepszym wydaniu, które w trakcie seansu potrafi kilkakrotnie zaskoczyć. Jeśli myślicie, że motywem przewodnim są tu wyłącznie podróże w czasie, to możecie się zdziwić. W pewnym momencie film obiera zupełnie inny kierunek, co zresztą wychodzi mu tylko na dobre. Element, który początkowo wydaje się zupełnie nieistotny, z czasem nabiera ogromnego znaczenia zmieniając "Loopera" w obraz mogący przywodzić na myśl takie klasyki jak "Carrie" czy "Scanners".

[image-browser playlist="597821" suggest=""]
©2012 Monolith Films.

Jeśli chodzi o wady, to ja osobiście przyczepiłbym się jedynie do dwóch rzeczy. Pierwszą z nich będzie daremna charakteryzacja Gordona-Levitta. Wiele mówiło się o upodobnieniu go do Willisa, ale według mnie efektów po prostu nie widać. Zmiany są tak subtelne, że równie dobrze mogłoby ich nie być. Druga sprawa to dysonans świata przedstawionego. Z jednej strony mamy pojazdy z napędem anty-grawitacyjnym i inne zdobycze nowoczesnej techniki, z drugiej elementy żywcem wyciągnięte z poprzedniej epoki, które zdają się tu średnio pasować. Aczkolwiek mógł to być zabieg celowy, mający podkreślić ogólny brud świata przedstawionego i degrengoladę społeczeństwa, które w filmie są dość wyraźnie zarysowane.

Nie wiem, czy omawiany tytuł stanie się klasykiem wymienianym jednym tchem obok żelaznych przedstawicieli gatunku, bo o tym przekonamy się dopiero z czasem. Wiem natomiast, że jest to wyśmienite kino rozrywkowe do wielokrotnego użytku, które na długo pozostaje w pamięci. Film może nie przeciera nowych szlaków, ale nie brakuje w nim świetnych i oryginalnych pomysłów, które w połączeniu z bezbłędną realizacją stanowią o jego wyjątkowości. A już sceny z udziałem duetu Levitt-Willis, choć w większości oparte na pojedynkach słownych, to drobny majstersztyk, gdzie chemia między aktorami osiąga najwyższy pułap. Zabawne, emocjonujące i trzymające w napięciu kino, którego nie docenią chyba tylko najwięksi malkontenci, ale to już ich strata. Bezapelacyjnie ścisła czołówka, jeśli chodzi o rok 2012.

Ocena: 9/10

[image-browser playlist="597822" suggest=""]

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj