Tajemnica, zabójstwo i absurdy
Gdyby gra w całości trzymała się tylko tego wątku, mielibyśmy znakomitą produkcję, która od początku do samego końca trzyma w napięciu graczy. SEGA jednak postanowiła zrobić coś, co zarówno mi, jak i pewnie wielu z Was, nie przypadnie do gustu. Mianowicie wplotła w opowieść absurdy, które mogły bawić w cyklu Yakuza, ale zupełnie nie pasują do mrocznej i detektywistycznej produkcji, będącej duchowym spadkobiercą wymienionej serii. Można to porównać do serialowej fabuły w dobrym detektywistycznym proceduralu, który po kilku odcinkach zaczyna nużyć i niepotrzebnie wydłużać się, rozciągając historię do granic jej możliwości. Jakby twórcy mieli pomysł na jeden sezon, a nieoczekiwanie dostali zamówienie na trzy. To jest też widoczne przy czasie spędzonym w poszczególnych rozdziałach gry. Do tego dochodzą również – w mojej ocenie – zupełnie niepotrzebne w tej serii misje poboczne rodem z Yakuzy (patrz: szukanie UFO, rozwiązanie zagadki poruszających się manekinów czy uczenie tańca szkolnego zespołu cheerleaderek). To zadania, które nie są odpowiednim zajęciem dla poważnego detektywa, który ma do rozwiązania poważną tajemnicę. Pal licho, jak są to opowiastki opcjonalne i możemy puścić je w niepamięć, ale niekiedy tak nie jest i musimy zająć się takimi pierdołami, które odciągają nas od rzeczywistej roboty! Nie bronię tutaj wątku fabularnego, bo aż taki super to on wcale nie jest. Próbuję jednak wskazać na głębokie różnice dzielące to, nad czym powinniśmy się skupić, od tego, czym się w grze faktycznie zajmujemy. W nowym Judgmencie znajdziemy wiele uproszczeń, jak chociażby minigrę z ujawnianiem dowodów. Nie trzeba się tutaj wysilać i wczytywać się w rozmowę bohatera z postaciami, aby rozwiązać problem, wystarczy przeklikać listę dokumentów, aż trafi się na ten właściwy. Ujawnienie komuś dowodów niezwiązanych z problemem nie rodzi żadnych konsekwencji. Nie czuć ciężaru odpowiedzialności. Zwyczajnie wyrzucamy wszystko, co mamy i z pewnością na coś natrafimy. Takie trochę błądzenie po omacku, ale tak to już jest w tej grze. Mam też nieodparte wrażenie, że studio postanowiło nieco umniejszyć rolę towarzysza naszego detektywa. Ten dopiero daje się poznać w Lost Judgment gdzieś w 5-6 rozdziale gry. Nie przypominam sobie, żeby pojawiał się on w znaczącej roli w poprzedniczce. Próbuję znaleźć dla tego usprawiedliwienie i jedyne, co przychodzi mi do głowy, to fabularny dodatek poświęcony Kaito. Ten, jak wiemy, został przez wydawcę zapowiedziany.Mechanika robi różnicę
To, do czego jednak nie można się w żaden sposób przyczepić, to oczywiście mechanika rozgrywki. Miło, szczególnie po Like a Dragon, powrócić do rozgrywki w stylu beat’em up. Jak wiemy, seria Yakuza przeszła na turowe pojedynki, a to, co było do niedawna w Yakuzie, ma być widoczne jedynie w Jugdment (jeśli cykl będzie kontynuowany). To stare, dobre czasy ulicznej bitki w czasie rzeczywistym. W dodatku bardziej płynne niż wcześniej. "Tak" jest znacznie szybszym fighterem niż Kiryu kiedykolwiek był, a dzięki całej gamie ulepszeń ruchów do wyboru i mnóstwu ataków specjalnych, walki wydają się bardziej złożone niż kiedykolwiek. Kiryu umiał się bić, ale Yagami robi to z gracją, nie z brutalną siłą. Spory wachlarz umiejętności i dość rozbudowane drzewko nowych zagrywek w obrębie trzech stylów walki, to całkiem pokaźna liczba ruchów do opanowania, na które patrzy się z największą przyjemnością. Walka zresztą niekoniecznie dla "Taka" musi być najważniejsza, w końcu to detektyw, a takim jak on powinno zależeć na tym, aby jak najdłużej pozostać w ukryciu. Na pochwałę zasługuje również fakt, że gra ukazała się globalnie na rynku, a nie, jak to bywało w przypadku Yakuzy oraz pierwszego Judgment, rok po premierze w Kraju Kwitnącej Wiśni. To zdecydowanie przemawia do fanów i warto to podkreślić. Recenzowane wydanie na PS5 to piękno samo w sobie. Gra wygląda znakomicie pod względem graficznym. Widać tutaj mnóstwo pracy włożonej w to, abyśmy otrzymali taki, a nie inny efekt. Kolory są żywsze i jaśniejsze, a poziom szczegółowości to coś, co warto pochwalić, zaczynając od linii i zmarszczek na twarzach postaci. Produkcja oferuje dwa tryby jakości, ten ukierunkowany na grafikę oraz drugi: na płynność rozgrywki. Zarówno tu, jak i tam gra się dobrze i nie zauważyłem, żeby tytuł zwalniał w trakcie potyczek z większą liczbą wrogów na ekranie. W kwestii dialogów możemy wybrać oryginalny (polecam!) oraz angielski, równie dobry co japoński.Jest dobrze, ale nie idealnie
Zasadniczym pytaniem, na które trzeba sobie odpowiedzieć, brzmi: czy w warto grać w Lost Judgment bez znajomości poprzedniczki? Odpowiedź jest twierdząca. Oczywiście, że tak! Fabularnie wprawdzie stracimy, ale dzięki wprowadzeniu do gry, które stanowi przypomnienie wydarzeń ukazanych w poprzedniej części, poznamy bohaterów oraz ich przeszłość. Sama zaś gra jest tylko dobra, bez fajerwerków i wodotrysków. Spodziewałem się, że mroczna historia będzie bardziej wyeksponowana. Tak wiem, wątek szkoły ma tu duże znaczenie dla opowieści, ale rozmienianie go na drobne i skupianie się na problemach młodzieży nie przemawiają do mnie. PLUSY: + grafika; + mechanika gry; + nowy styl walki bohatera; + nowe gadżety ułatwiające pracę detektywa; + mnóstwo minigier automatowych z portfolio SEGI. MINUSY: - umiarkowany wątek fabularny; - rozwadnianie historii; - absurdalne misje poboczne, uliczne zadania.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj