Najnowsza recenzja redakcji
Studio Ryu ga Gotoku wyznaczyło sobie trudny cel, jakim było stworzenia nowej marki na kanwie tego, co już znamy od kilkunastu lat. Nowa gra, jak sami mówili, będzie rozgrywała się w tym samym uniwersum co serii Yakuza, w tym samym świecie i będzie wykorzystywała ten sam silnik i rdzeń mechaniki. Brzmi jak klon przygód Kiryu. Błąd. Judgment, chociaż ma wiele wspólnego z Yakuzą, stawia na własną tożsamość i indywidualność. Pomimo dość wysoko postawionej poprzeczki, zarówno przez samych twórców, jak i w związku z oczekiwaniami graczy, Judgment radzi sobie doskonale, stając w czołówce najlepszych gier studia Ryu ga Gotoku.
Prawnikiem byłem
Bohaterem gry jest Yagami Takayuki, świetny prawnik z protektoratem jednego z wysoko postawionych członków Yakuzy. Młokos doskonale radzi sobie w sądzie. Potrafi dotrzeć do świadków i materiałów dowodowych, których istnienia nikt innych by nie przypuszczał. Dzięki temu udaje mu się oczyścić z zarzutów jednego z mężczyzn oskarżonego o zabójstwo. Po tym wyczynie staje się sławą, bryluje w mediach, kancelaria, w której pracuje, otrzymuje intratne zlecenia. Klienci walą drzwiami i oknami.
Największy sukces „Taka” jest równocześnie jego największym brzemieniem, które doprowadza do tego, że zrzuca prawniczą togę i się przebranżawia. Okazuje się, że mężczyzna, którego uwolnił, dokonuje kolejnego mordu na młodej kobiecie.
Yagami nie może sobie wybaczyć, że dopuścił do tego. W głowie ma mętlik. Doskonale wie, że gdyby się tak nie starał, że gdyby był mniej dociekliwy, to mężczyzna nie wyszedłby z sądu wolno. Gniłby za kratami, a kolejna kobieta – jego ofiara – żyłaby nadal. Ta myśl nie opuszcza go i nieustannie strofuje.
Chęć pomocy innym jest jednak silniejsza od niego samego. Postanawia założyć agencję detektywistyczną i wykorzystać swe umiejętności. Wspólnie z przyjacielem, byłym Yakuzą, nie narzekają na brak zleceń, zarówno tych błahych, jak śledzenie zdradzającego męża, ale i tych poważnych. Właśnie jedno z nich pakuje duet w tarapaty. Kłopoty, które sprowadzają na partnerów Yakuzę i tajemniczego mordercę tychże, a w tle rozgrywa się walką o polityczne wpływy w mafijnym świecie. Yagami Takayuki oprócz głowy na karku ma także doskonałą sprawność fizyczną i umiejętności walki wręcz. Ze wszystkich tych atutów przyjdzie mu korzystać. Sam zresztą wyznaje wiarę, że gdzie głową nie można, tam nogami się wejdzie.
Lepsza Yakuza
W tym miejscu mogę napisać, że dalej jest to już Yakuza, a konkretnie schematy, które z serii znamy doskonale. I jest to całkowita prawda, ale gra oferuje coś więcej. Coś więcej, przez co nazywanie jej kolejną grą z serii jest krzywdzące.
Przemierzając dzielnicę Kamurocho, natkniemy się na różnego rodzaju opryszków, którzy chcą nam uprzykrzyć życie. Zupełnie jak w słynnym cyklu studia Ryu ga Gotoku, rozprawiając się z nimi, zdobywamy punkty doświadczenia oraz czasami także walutę do wykorzystania na zakupy w lokalnych sklepach. Z rzezimieszkami można walczyć, ale można także przed nimi uciekać, jeśli nie mamy ochotę na kolejną potyczkę.
Jeśli zdecydujemy się stanąć z nimi twarzą w twarz, możemy wybrać jeden z dwóch stylów walki: pierwszy polecany jest do rozprawiania się z grupami, drugi do walki 1 na 1. Style zmieniamy w trakcie pojedynku. Ponadto możemy chwytać przedmioty i nimi łomotać stojących nam na drodze opryszków. Zasadniczo walka nie różni się niczym od tej z Yakuzy. Jest perfekcyjna i co tu więcej mówić. Schemat przycisków jest identyczny, więc weterani poczują się jak ryba w wodzie. Są oczywiście nowe ruchy, bo studio nie chce małpować swoich poprzednich gier. Yagami potrafi wykorzystywać hopki, ściany i przeszkody do tego, aby lawirować między przeciwnikami i wyprowadzać efektownie wyglądające ciosy.
Niekiedy podczas bójek towarzyszą nam kompanii. Wtedy pojawiają się wyjątkowe specjalne zagrywki, po których aktywowaniu oglądamy ciekawą animację z udziałem bohatera i kompanów. Oczywiście kończy się to boleśnie dla tych, którzy stanęli im na drodze, a wszystko do odbywa się w tętniącej życiem dzielnicy, którą przemierzamy zarówno za dnia, jak i w nocy.
W ramach ciekawostki napiszę, że podczas bójek trzeba uważać na wałęsających się policjantów, którzy podejmą interwencję i wsadzą nas do więzienia.
Nie wszystko złoto...
Nie wszystko złoto, co się świeci - rzecz stare porzekadło, które ma przełożenie na Judgment. Gra w ogólnym całokształcie prezentuje się znakomicie, ale są elementy, które frustrują albo z biegiem czasu są męczące. Zaliczyłbym do tego sekwencje polegające na śledzeniu konkretnych osób. Nie ma znaczenie czy dotyczą one zadania pobocznego, czy może głównych misji. Sekwencje te polegają na łażeniu za celem i chowaniu się za przeszkodami tak, aby ten nie zorientował się, że jest obserwowany. Czasami trwa to kilka minut, czasami kilkanaście.
Z początku wydawało mi się to fajnym motywem i tak nawet było, ale z czasem zbyt często i zbyt długo trwały takie zadania, że czułem się zmęczony nimi.
Druga kwestia, która mogłaby być lepiej przemyślana, dotyczy obserwowania miejsc zbrodni i szukania śladów, które policja mogła przeoczyć. Na papierze wygląda to tak, że będąc np. w wąskiej alejce, musimy odnaleźć dowody zbrodni. Kamera przełącza się z TPP w FPP i szukamy. W praktyce nie wiemy, czego szukamy ani też gdzie tego szukać. Czynność tę wykonujemy na czuja. Prezentuje się to w następujący sposób: w widoku FPP klikamy przyciskiem odpowiedzialnym za interakcję, gdzie popadnie i mamy nadzieje, że uda się i trafimy w punkt, który popchnie akcję do przodu.
Trzecią bolączką gry są opcje dialogowe. Takie w Judgment występują i gra ostrzega nas, że nie wszystkie są właściwe. Problem polega na tym, że nawet jak te niewłaściwe wybierzemy, to nic się nie dzieje, poza tym, że dostaniemy mniej punktów doświadczenia. Głupota. Skoro gra nas ostrzega, to niech będą z tego jakieś konsekwencje inne niż zaskoczona mina naszego rozmówcy oraz brak XP.
Pomimo tych wad, które nie są jakieś szczególnie frustrujące, Judgment to doskonała produkcja dla każdego gracza, a w szczególności fanów serii Yakuza. Tytuł ma wiele wspólnego z serią, od której próbuje się odciąć i robi to całkiem udanie, zyskując własną tożsamość. Nowa marka studia ma niesamowitą szansę stać się tym, czym przez lata były przygody Kiriu, a eliminując te mniejsze problemy, może być serią wyjątkową. Fabularny spisek, intryga i ciekawy bohater sprawiają, że gra jest zdecydowanie ciekawsza od poprzednich gier tego studia.
PLUSY:
+ świetny bohater,
+ znakomita fabuła,
+ doskonałe udźwiękowienie,
+ klimatyczne Kamurocho,
+ jak zawsze bardzo dobra oprawa graficzna.
MINUSY:
- nowości nie do końca zagrały,
- sporadyczne, bardzo nieliczne spadki płynności.