Przynajmniej według norweskiego reżysera André Øvredala, który nakręcił jeden z ciekawszych filmów z gatunku mockumentary. Przeważnie obrazy utrzymane w tej konwencji to produkcje co najwyżej przeciętne, mające służyć za maszynkę do robienia pieniędzy przy niewielkim nakładzie finansowym. "Blair Witch Project", którego fanem bynajmniej nie jestem, był mimo wszystko czymś oryginalnym. Niestety wysyp podobnych obrazów, wzorowanych na wspomnianym tytule, tyle wspólnego ze świeżością, co kanapka ucznia, która przeleżała sobie przez wakacje w plecaku. Niewiele z tych filmów mogło pochwalić się interesującym pomysłem, odpowiednio dawkowanym napięciem, czy niesamowitym klimatem. "Łowca trolli" stanowi jeden z chlubnych wyjątków, który na dodatek posiada wszystkie wyżej wymienione cechy.
©2012 CDProjekt.
Grupa studentów w ramach zaliczenia postanawia nakręcić dokument o kłusownikach polujących na niedźwiedzie. W tym celu próbują przeprowadzić wywiad z niejakim Hansem, którego podejrzewają o nielegalne zmniejszanie populacji tychże stworzeń. Kiedy jednak mężczyzna odmawia udzielenia jakiegokolwiek komentarza, młodzi filmowcy postanawiają go śledzić. Odkrycie, jakiego dokonają wprawi ich w zdumienie, bowiem Hans nie jest żadnym kłusownikiem, ale licencjonowanym łowcą... trolli.
Ta norweska produkcja dostarczyła mi większej frajdy niż niejedno hollywoodzkie "dzieło". Oglądając "Łowcę trolli" człowiek zaczyna zastanawiać się, jak to możliwe, że praktycznie w każdym kraju można nakręcić świetny film, tylko nie w Polsce. Patrząc na budżet można dojść do wniosku, że nie jest on jakoś szczególnie wysoki, przynajmniej w kontekście rynku światowego, jednak sam obraz prezentuje poziom, jakiego nie powstydziłyby się najlepsze wytwórnie.
©2012 CDProjekt.
Na szczególną uwagę zasługuje tutaj design i wykonanie trolli. Każdy stwór posiada własne cechy charakterystyczne i różni się od pozostałych tak wyglądem jak i wielkością. Niektóre wzrostem tylko troszkę przewyższają człowieka, ale są też i takie, których rozmiary sięgają kilkadziesiąt metrów w górę, innymi słowy - giganty. Wszystkie zostały zaprojektowane z pomysłem, widać też ogrom pracy włożonej w powołanie komputerowych trolli do życia. Efekt końcowy, kiedy widzimy szalejące po lasach stworzenia potrafi zachwycić, zwłaszcza, jeśli będziemy pamiętać, że film nie powstał przecież za grube miliony.
Niesamowite wrażenie robią także krajobrazy. Skąpane w deszczu górzyste tereny Norwegii, zielone doliny i otaczające wszystko morze znacznie podnoszą wizualną wartość produkcji. Często łapałem się na tym, że zamiast skupić się na dialogach po prostu podziwiałem widoki, bo zwyczajnie było na czym oko zawiesić. Co więcej, te skandynawskie pejzaże z ich specyficzną pogodą pomagają budować niepowtarzalny klimat, który często jest nieosiągalny dla wysokobudżetowych hitów prosto z Hollywood.
©2012 CDProjekt.
Największym atutem "Łowcy trolli" jest jednak humor i lekkie podejście do tematu. Obraz André Øvredala to pastisz gatunku, w dodatku potraktowany ze sporym przymrużeniem oka. Już sam pomysł, że rząd trzyma w tajemnicy istnienie gigantycznych trolli, które z każdym krokiem sieją ogromne spustoszenie jest w swoim założeniu tak absurdalny, że aż śmieszny. Co ważne, humor nie jest nachalny, a twórcy nie próbują na siłę robić ze swojego filmu komedii. Całość została nakręcona niby na poważnie, a dowcipy zostają przemycone często jakby gdzieś w tle i chyba właśnie dlatego tak bardzo śmieszą. W dodatku reżyser, który odpowiada także za scenariusz, niektóre motywy wymyślał chyba na niezłej fazie, bo jak wytłumaczyć to, że trolle wyczuwają krew chrześcijan? Nie sposób się nie uśmiechnąć, kiedy Hans zakuty w metalową zbroję, niczym żelazny rycerz, idzie zdobyć próbkę krwi trolla i w tym celu rozlewa chrześcijańską krew, by wywabić bestię. Jest to moim zdaniem chyba najlepsza scena w całym filmie, długo nie mogłem po niej złapać oddechu.
Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że dla polskich widzów znalazł się smaczek w postaci "Usług malarskich Piotra". Sam Piotr to dość zabawna postać i tylko szkoda, że pojawia się na tak krótko. Co prawda na płycie umieszczono rozszerzoną wersję sceny z jego udziałem, ale aż chciałoby się ją ujrzeć w gotowym już filmie, tym bardziej, że jest naprawdę fajna. A skoro już jesteśmy przy dodatkach, to samo wydanie wypada trochę blado chociażby przy takich "Nienasyconych" z tego samego przecież cyklu. Kilka usuniętych scen, wspomniana scena rozszerzona, galeria zdjęć, krótki filmik o tym, jak powstawały efekty specjalne oraz trailer. Odrobinę za mało, szczególnie przy dość krótkim czasie trwania tychże dodatków. Z drugiej strony produkcja nie jest też jakimś głośnym przebojem, więc zwyczajnie może nie powstało do niej zbyt wiele takiego materiału, który można było później wrzucić na płytkę w ramach bonusu, ciężko powiedzieć.
©2012 CDProjekt.
"Łowca trolli" to dzieło nadzwyczaj udane, w którym nie brakuje akcji i humoru. Co prawda w drugim akcie tempo odrobinę siada i zaczyna się wkradać znużenie, ale na szczęście finał z gigantycznym trollem w roli głównej wynagradza nam tę chwilę zastoju z nawiązką. Tak naprawdę ciężko jest mi coś tej produkcji zarzucić, aktorsko wypada naprawdę dobrze - szczególnie postać Hansa, w którego wcielił się komik Otto Jespersen. Efekty także robią wrażenie, a od widoków norweskiego krajobrazu ciężko jest oderwać wzrok. Europejczycy po raz kolejny udowadniają, że potrafią robić świetne kino, jak również, że z niezłym skutkiem udaje im się utrzymać istnienie trolli w tajemnicy, co doprawdy budzi podziw!
Ocena: 8/10
- Reżyseria: André Øvredal
- Tytuł oryginału: Trolljegeren
- Produkcja: Norwegia, 2010
- Dźwięk: DD 5.1 norweski
- Dodatki: Karolina Korwin Piotrowska zaprasza na film, Usunięte sceny, Rozszerzona scena, Galeria fotografii, Jak powstawały efekty specjalne, trailer
- Format: 16:9
- Płyta: DVD-9
- Występują: Otto Jespersen, Glenn Erland Tosterud, Johanna Mørck, Tomas Alf Larsen
- Dystrybucja: CDProjekt
- Napisy: polskie
Cena: 29,99 zł