Jeśli podczas lektury Luthera Strode’a szybko nie wyrobimy sobie dystansu do absurdu bijącego z opowieści, nie będziemy mieli lekko. Już zawiązanie akcji wydaje się kuriozalne. Otóż pewien licealista-nieudacznik wchodzi w posiadanie książki o enigmatycznym tytule: Metoda Herkulesa. Bohater, chcąc poprawić swoje warunki fizyczne, żeby zaimponować dziewczynie i dać popalić szkolnym osiłkom, rozpoczyna trening. Jak się okazuje, lektura ma magiczną moc i chudzielec Strode przemienia się w zakapiora z nadprzyrodzonymi zdolnościami – niezwykłą siłą, szybkością i wyostrzonymi zmysłami. Jak łatwo się domyślić, zaczyna działać jako superbohater, ale szybko konfrontuje się z tajemniczą grupą, która zna dobrze istotę tego, co się z Lutherem dzieje. W ten sposób rozpoczyna się bijatyka, która trwa praktycznie do ostatnich stron komiksu. Luther Strode to komiks brutalny – i nie chodzi tu o estetykę znamienną dla Punishera, Deadpoola czy nawet Lobo. Makabra serwowana przez Justina Jordana i Tradda Moore’a przerasta wiele rzeczy, które powszechnie uznawane są za krwawe i okrutne. Już pierwsze strony opowieści prezentują pełen zakres tego, do czego zdolni są autorzy. Główny bohater rozprawia się z gangsterami – dekapituje ich, wyrywa im flaki, masakruje twarze i przemienia ciała w bezkształtne mięso. To przerażająca wizja, ale tak ciekawie narysowana, że nie można oderwać wzroku od tych dziwacznych obrazów bestialskiej przemocy. W tradycyjnej superbohaterskiej opowieści uderzenie przeciwnika wiąże się zazwyczaj z jego nokautem. Tutaj cios w głowę odrywa szczękę, łamie czaszkę, wypruwa mózg i wyrywa język. Tak to wygląda praktycznie przez cały komiks, a wizualia są tak unikatowe, że trudno nie zachwycać się tą szaloną  estetyką.
Nagle Comics
+1 więcej
Dla naszego dobra nie warto wgłębiać się w warstwy fabularne. Ogólnie rzecz biorąc, chodzi o eliminację kolejnych członków „grupy Herkulesa” przez Luthera Stode’a. Nasz bohater konfrontuje się z kolejnymi minibossami, aż w końcu dociera do finałowego zakapiora, z którym następnie walczy przez kilkanaście stron komiksu. Ma to więc bardziej formę gry komputerowej, a nie koherentnej fabuły. Komiks nie jest oczywiście wolny od dialogów, bo istnieją w nim relacje między bohaterami. Są one jednak tak powierzchowne, że w ogóle nie ma sensu się w nie angażować. Najciekawiej chyba wypada mitologia związana z grupą niezniszczalnych wojowników. Widać, że twórcy chcieli dopracować ten aspekt. Dostajemy kilka retrospekcji, w których poznajemy historię pierwszych mocarzy, ich filozofię życia oraz to, co ich poróżniło i doprowadziło do późniejszych krwawych konfrontacji. Co prawda nie obywa się bez górnolotnych egzystencjalnych monologów, które śmieszą i żenują, ale można przymknąć na nie oko, bo przecież to nie pierwszy komiks, w którym czarne charaktery wypowiadają się w taki sposób. Zamiast angażować się w fabułę, lepiej podejść luźniej do treści i skupić się na niesamowitym teatrze walki, który oferuje Luther Strode. Mnogość konfiguracji starć imponuje, a choreografia hipnotyzuje. Warstwa graficzna to plątanina ciał zasklepionych w permanentnym mordobiciu. Festiwal makabry, której wymyślność na zmianę bawi i szokuje. Twórcy przekraczają kolejne granice, bawiąc się konwencją eksploatacji. Parodiując pewne superbohaterskie motywy, tworzą osobliwą formę, obok której miłośnicy ekstremalnych doświadczeń nie przejdą obojętnie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj